sobota, 29 listopada 2014

Rozdział VIII

 - Nie poznał cię? - pyta z lekkim uśmiechem Reuel. 
  Cofam się gwałtownie. Spokojnie, nie możesz znów postradać zmysłów. Nie teraz. Przecieram energicznie oczy dłońmi i ponownie patrzę na postać stojącą przede mną. Mrugam jeszcze parę razy, ale to nic nie zmienia. On ciągle tu jest. Ale to niemożliwe. Bo on nie może być prawdziwy. Co oznacza, że to po prostu kolejny wytwór mojej wyobraźni... prawda? 
  Bez słowa odwracam się na pięcie i sztywnym krokiem zmierzam do windy. 
 - Poczekaj! - woła za mną, ale ani się nie zatrzymuję, ani się nie obracam. Nie mogę znów oszaleć. Muszę to po prostu... zignorować. Tak. To najlepsze, co mogę zrobić. Wchodzę do dźwigu i szybko klikam przycisk zamknięcia drzwi, ale Reuel błyskawicznie wślizguje się za mną i wciska jakiś guzik, na co winda rusza. 
 - Zostaw mnie w spokoju! - syczę odskakując od niego jak najdalej. Wpatruje się we mnie zdziwiony, jakby zupełnie nie rozumiał o co mi chodzi. A przecież, jako mój omam, powinien doskonale wiedzieć. 
 - Coś się stało? - pyta niepewnie. - Jesteś Lily Anderson, prawda? 
 - Jakbyś nie wiedział! - prycham. - Nie chcę znów oszaleć! Czemu znów przychodzisz?! 
 - Znów? - Reuel wygląda na szczerze zdziwionego. 
  Tak bardzo bym chciała, żeby został, bym mogła go widzieć takiego, jakim go zapamiętałam... bym mogła go znów widzieć! Ale przecież istnieje tylko w mojej głowie. A ja nie mogę znów zwariować. Wpatruję się w niego, nie mogąc oderwać oczu od utęsknionego. Od jego oczu, rysów twarzy, ust, tak bardzo podobnych do moich, niemalże identycznych, prostego nosa, brwi unoszących się łukiem ku górze i łamiących przy końcach, jak u mnie... marszczę czoło. Czyżbym już zapomniała, jak wyglądał Reuel? To on, ale... nie do końca on... to jakby on i...
 - Kim jesteś? - szepczę zdezorientowana. 
 - James Snow - wyciąga rękę, ale cofa ją, jakby bojąc się, że mu ją odetnę. - Syn prezydenta Panem, Coriolanusa Snowa.
  I wszystko jasne. Zamiast Reuela, wymyśliłam sobie teraz JEGO. Jest coraz lepiej. 
 - A czy mógłbyś przestać mnie nawiedzać? - zmuszam się do sztucznego uśmiechu, mówiąc przez zaciśnięte zęby. 
 - Nawiedzać? - marszczy brwi. - Szczerze powiedziawszy spodziewałem się trochę innej reakcji... choć mówili, że oszalałaś. 
 - Może właśnie oszalałam przez te omamy?! - krzyczę zirytowana. 
 - Omamy? - pyta rozbawiony. - Uważasz mnie za omam? 
 - A czym innym mógłbyś być? - mrużę oczy, wpatrując się w niego nieprzyjaźnie. 
 - Odpowiedź jest raczej prosta - poważnieje. - Twoim synem. 
 - Oczywiście wzięłabym tą opcję za prawdopodobną, gdybym nie widziała, jak giniesz parę lat temu! - znów podnoszę głos sfrustrowana.
 - Jak ginę? - pyta zdziwiony. - Czuję się całkiem żywy, jak na razie - na jego usta wypływa cień kpiącego uśmiechu, który wcale mi się nie podoba.
 - Umarłeś... gdy... - słowa ciężko przechodzą przez ściśnięte gardło. - Jak... jak zabiłam Werta.
  Poważnieje i patrzy się na mnie smutnym wzrokiem.
 - Czy może wtedy, gdy trafiłaś odurzona narkotykami do szpitala? - pyta po chwili cichym głosem. - Czy ty naprawdę nie potrafisz już odróżnić własnych urojeń od rzeczywistości? Naprawdę oszalałaś? Chyba muszę ci coś pokazać, żebyś naprawdę uwierzyła w to, że jestem twoim synem i jestem jak najbardziej prawdziwy i żywy.
 - Co pokazać? I skąd to wszystko wiesz? - coraz większy chaos wkrada się do moich myśli.
 - Nie chcę psuć niespodzianki, wszystko zobaczysz sama, a na miejscu wyjaśnię. Choć wtedy, już nie będę musiał. - Winda zatrzymuje się nagle, a panel zapala się żądając hasła. - Właśnie jesteśmy - uśmiecha się lekko i klika przez chwilę w ekran.
  Drzwi otwierają się i wychodzę za chłopakiem do ciemnego, starego korytarza. Przez chwilę zastanawiam się, czy nie jest to tylko pułapka i zaraz stracę życie. Walczę ze sobą, by nie sięgnąć po nóż. Spokojnie. Gdyby Kapitol chciał cię zabić, zrobiłby to dawno temu i na pewno w o wiele prostszy sposób. 
  James zapala przyćmione światło migające ze starych jarzeniówek pod sufitem. Podchodzi do jakiś drzwi, wyciąga klucz i otwiera je. Gestem pokazuje mi, żebym weszła. Niepewnie wkraczam do małego pomieszczenia. Przy tylnej ścianie oddzielającej pokój od korytarza, stoi stara, ale w dość dobrym stanie, kanapa. Naprzeciwko niej znajduje się dość spory, choć na kapitolińskie warunki raczej skromny, telewizor wraz z odtwarzaczem kaset. Po podłodze walają się butelki, niektóre pokryte kurzem, inne potrzaskane, a w paru nawet można znaleźć jeszcze trochę trunku. Jednak najbardziej niezwykłą rzeczą w pomieszczeniu jest regał zajmujący całą lewą ścianę. Na długich półkach stoją rzędami kasety. Podchodzę i przypatruję się podpisom. Otwieram szerzej oczy ze zdziwienia i odwracam się gwałtownie w stronę Jamesa, który zamyka drzwi i również zbliża się do regału.
 - Co to ma być? - szepczę drżącym głosem.
 - Nie widzisz? - uśmiecha się lekko. - To kasety. Z tobą. Znajdziesz tu każde nagranie, jakie tylko zostało zrobione, w którym bierzesz udział. Nawet najmniejszy. Ostatnie nagranie pochodzi sprzed kilku lat, gdy po raz ostatni odwiedzałaś Kapitol.
 - Ostatni raz byłam tu rok temu, gdy mentorowałam Mags...
 - Chowałaś się przed ludźmi, a Kapitolowi było to na rękę.
 - Co to za miejsce? Ty je zrobiłeś?
  Kręci głową, smutniejąc.
 - To kryjówka Reuela. Nikt tu nie wchodzi oprócz niego. Znalazłem ten pokój rok temu.
 - I wtedy wszystkiego się dowiedziałeś?
 - Och nie, zapominasz, że na początku wychowywał mnie Reuel - nie Coriolanus, czy kapitolińska niańka - uśmiech znów wraca na jego usta. - Tata bardzo dbał, bym nie zmienił się w jednego z mieszkańców stolicy, bym nie był nawet w najmniejszej części podobny do nich. Wiedziałem kim był, kim jest moja matka, opowieści o tobie słuchałem "na dobranoc". Ale "byłaś bardzo daleko i nie mogłaś do nas wrócić". Pisałem do ciebie listy. I dostawałem odpowiedzi. Pisałaś, jak bardzo nasz kochasz i jak tęsknisz, że niedługo się spotkamy, bo pokonasz wszystkie przeszkody i w końcu do nas dotrzesz! Ale zawsze coś się nie udawało i kolejne bariery stawały na drodze do nas. A ja dorastałem. Tata miał coraz mniej czasu, więc musiałem go więcej spędzać z Kapitolińczykami. Pisałem coraz więcej listów, a dostawałem coraz mniej odpowiedzi. Aż w końcu napisałaś, że odeszłaś na zawsze. Że to były tylko złudzenia i kłamstwa, że nigdy nas nie kochałaś i nigdy nie wrócisz, bo nie masz po co. Twoje pismo było inne niż zwykle, ale to zauważyłem o wiele później. Po tym, jak dostaliśmy wiadomość, że nie żyjesz. Że zamordowali cię rebelianci z dystryktów. I choć znienawidziłem cię po ostatnim liście, to i tak mocno to przeżyłem. Przeczytałem znów wszystkie twoje wiadomości, które zawsze chowałem do skrzynki i w końcu zauważyłem, że twoje pismo tak bardzo przypomina to ojca! jest tylko bardziej pochylone i koślawe, a pismo z ostatniego listu tylko próbuje naśladować to z tych wcześniejszych. I zrozumiałem, że nigdy nie dostałem od ciebie żadnej wiadomości. Ani tej, za którą cię kochałem, ani tej, za którą nienawidziłem. Chciałem porozmawiać z ojcem, ale on nie chciał rozmawiać z nikim. Zaszył się tutaj i nikt nie był w stanie go znaleźć. Nikt inny także nie chciał mi udzielić jakichkolwiek odpowiedzi. W końcu znalazłem ten pokój, a w nim ojca. Załamał się. Ale gdy wyszedł stąd w końcu, zdawało się, że wrócił silniejszy psychicznie. I... inny... dostał w końcu kontrolę nad głodowymi igrzyskami, o co błagał latami. Ale nie po to, by je zniszczyć, a by móc je "doskonalić". Nie chciał już pozbyć się igrzysk, niewoli, wyzysku, chciał zniszczyć tylko rebeliantów, którzy zabili jego ukochaną. Chciał zemsty. Jednak dopiero po obejrzeniu tych kaset zrozumiałem wszystko. A cel został w końcu osiągnięty - Reuel Castelert stał się prezydentem Snowem pragnącym dalej zniewalać dystrykty i terroryzować je, władając nad nimi. Ale on nie jest złym człowiekiem, Lily. On tylko zapomniał kim był i przeciwko komu należy walczyć. A to wszystko przez to, że uwierzył w twoją śmierć zadaną rzekomo przez dystrykty.
  Zapada cisza, a ja wciąż wpatruję się oniemiała w chłopaka, nie mogąc chyba wciąż uwierzyć w jego słowa. Czemu miałby kłamać? I czy to nie jest ta prawda, o którą walczyłaś? Ocieram twarz mokrą od łez i pytam cichym, drżącym głosem:
 - Jak to się stało, że w to uwierzył? Kto nim wciąż manipuluje?
  W jego smutnych oczach pojawia się iskierka nienawiści i złości. Uśmiecha się zgorzkniały.
 - Ten, którego twierdzisz, że zabiłaś, gdy i ja "zginąłem". - Przypatruje się przez chwilę kasetom, po czym wyciąga jedną i podaje mi. - To było chyba wtedy. Ale na tej kasecie nikogo nie mordujesz, Lily. Popadasz tylko w coraz większy obłęd. I przedawkowujesz. I rzucasz się w szpitalu. Krzyczysz. Ale nikogo nie mordujesz, jakkolwiek Kapitol postarał się, byś myślała, że tak było. Wert ciągle żyje, Lily. I to on wciąż rządzi i Panem, i prezydentem.
 - Nie wierzę ci - szepczę zszokowana.
 - Uwierz. Nie mam powodu, by cię okłamywać, a każde swoje słowo potrafię ci udowodnić, nie wychodząc z tego pokoju. A w dodatku potrzebuję twojej pomocy. I to bardzo.
 - W czym? - marszczę brwi.
 - W odzyskaniu Reuela.

*****
Jak obiecałam, tak i zrobiłam :) kolejny rozdział dedykowany komentującym :*
Jestem bardzo mile zaskoczona wieloma odwiedzinami bloga i wyświetleniami poprzedniego rozdziału, nie spodziewałam się, że po takiej przerwie będzie ich ponad 100, więc oczywiście dziękuję każdemu czytelnikowi z osobna :)
Mam do Was ogromną prośbę :) bardzo zależy mi na Waszych komentarzach, utwierdzają mnie one w przekonaniu, że nie piszę tego przecież dla samej siebie, ale dla Was c: i chciałabym prosić, byście znaleźli choć tą chwilkę na sklecenie nawet krótkiego komentarza oceniającego rozdział, czy bloga :) motywują mnie one do dalszego pisania i po prostu cieszą  ^_^
Pozdrawiam bardzo serdecznie, całuję i liczę, że ani Was za bardzo nie zanudziłam, ani zawiodłam 
Wasza Lily Nimrodiell :*

17 komentarzy:

  1. Jak to Wert żyje?! Ten #@:§¥& Grrr... >.< ale to znaczy, że James żyje, a z tego jestem bardzo zadowolona XD
    Jak miło mi się robi na sercu kiedy widzę, że Lily coś dodała ^.^ jak zawsze wspaniały rozdział ^3^
    Weny

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiedziałam, że nikt się nie ucieszy... ;c
      ^_^ dziękuję :D

      Usuń
  2. Rozdział jest super jak zawsze. Coś jeszcze pamiętam po tej przerwie. Cieszę się, że James jednak żyje. Nie mogę napisać więcej, bo muszę iśç spać. Czekam na kolejny rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  3. Zawiodłaś mnie. Nuda! Buuu!!
    Nie, no co ty, tak tylko żartuję. Prima Aprilis!
    Dobra, teraz na serio:
    Wow.
    Ja...Normalnie słów mi brakuje!
    Wert?! ****** (cenzura)!!!! Kurczę, taki kot, co się zabić nie da! Znaczy koty są fajne...
    James ^-^! Rodzina w komplecie. No, prawie.
    Reuel! Reuel będzie żyć! Reuel wróci! Nie będzie Snowem...! Ej, to kto będzie Snowem? O_o Och, tyle pytań!
    Yeah, dostałam dedykację! Mam zamiar wchodzić na tego bloga do Twojej lub mojej śmierci (tfu,tfu!)! Jak widzisz - komentuję.
    Weny, Lily, obyś znalazła czas na pisanie!
    Grace

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :c
      c: oj, chyba ciągle nikt go tu nie lubi ;>
      Tyle pytań - i brak odpowiedzi! :D
      Dziękuję bardzo ^_^

      Usuń
  4. Wow, nie było mnie raptem kilka tygodni, a tu dwa nowe rozdziały! Nawet nie wiesz, jaką radość mi zrobiłaś :>
    Pewnie przeczytałabym notki wcześniej, ale wszystkiemu winna ta przeklęta szkoła -.-
    Cieszę się, że opisałaś igrzyska Dylana. Zawsze zastanawiałam się, jak to z nimi było. "Najkrótsze igrzyska". Rany, one były mega-sadystyczne nawet jak na Kapitol, po prostu brak mi słów. O_o
    Jejku, James żyje, James żyje!!!!!!<3<3<3<3<3 Pokochałam go całym sercem i mam nadzieję, że dożyje późnej starości, chociaż w Panem nigdy nic nie wiadomo na pewno... Rozwaliła mnie scena z tekstem "czy mógłbyś przestać mnie nawiedzać?":D Jednak rozumiem reakcję Lily...
    Ale moment - nie tylko James żyje. Kurczę, a liczyłam na to, że Wert odszedł na wieki :c To było zbyt piękne...
    Teraz już wiadomo, czemu Reuel-Snow nie zlikwidował igrzysk. Biedny, szkoda mi go. Chciałabym, żeby Jamie i Lily wszystko mu naprostowali, ale... przecież wszyscy wiedzą jak to się skończy :/
    Nie mogę się doczekać, co będzie dalej i czekam na następny rozdział.
    Pozdrawiam.
    Gabi
    PS ogladałaś już "Kosogłosa", jak wrażenia? :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Staram się, jak mogę! :D
      Brak czasu jest najdotkliwszy ze wszystkiego :( ale już niedługo święta! :D
      Zastanawiałam się, jak to wyszło, ale miałam nadzieję, że nie najgorzej :>
      ^_^ zmieniłam zdanie, co do niego i miło mi, że się cieszysz z tego powodu :D
      och, przecież Wert nie był aż taki zły... ;>
      Mam nadzieję, że wyszło mi to w miarę, bo szczerze powiedziawszy, akurat najwięcej pracy i wysiłków sprawia mi Reuel - Snow i nigdy nie jestem pewna, czy dam radę to wszystko sprawnie ukazać :)
      Bardzo dziękuję :D
      oglądałam, oglądałam, "The Hanging tree" najlepsze ♥

      Usuń
  5. Strasznie się cieszę, że wróciłaś i tak szybko dodałaś rozdział po rozdziale.
    Wow, no to zakręciłaś teraz. Ale w bardzo pozytywnym sensie. Akcja odzyskać Reuela się rozpoczęła i kibicuje jej z całym zapałem. Świetny rozdział jednym słowem ujmując :D poprzedni z resztą też, tylko nie zdązyłam skomentować. James!!! Teraz to można nakopać Kapitolowi, z taką ekipą, to jak ma się nie udać.
    Dziękuje jeszcze raz, że wróciłaś, brakowało mi Twojego pisania
    Weny życzę i niech los Ci sprzyja :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też się cieszę, że wróciłam ^_^
      Lubię kręcić :D Bardzo dziękuję :)
      Nawet nie wiesz, jak mi brakowało całej blogosfery :>
      Jeszcze raz bardzo dziękuję :D

      Usuń
  6. Matko boska kochana!!!
    Nawet nie wiesz, jak bardzo cieszę się, że napisałaś nową notkę tak szybko. Ze szkołą trudno, ale dla Ciebie rzucam wszystko i jak prosiłaś zabieram się za napisanie pięknego, pochwalnego komentarza.
    Ale najpierw mam pytanie, bo potem zapomnę ;) Ten jej syn od początku miał na imię James? I on ma tu tyle lat co Idril, nie? Bo miałam wrażenie, że jest stary xd Tak, tak wiem mogłabym to sprawdzić sama, ale nie chcę się narażać, bo zużywam właśnie końcówkę internetów i boję się, że mi usunie to co już napisałam ;P
    Czyli to nie był Reuel. Ale Snow-Reuel. Tylko ich syn. W sumie nieźle się zdziwiłam, że żyje. No bo trochu pamiętam jak go mordowali :) A tu takie coś. I potem ten pokój. Myślałam, że nikt o nim nie wie i James musi go ukrywać. I że na kasetach są Igrzyska czy coś. I znowu się zdziwiłam. Pokój Reuela? Okłamali go, że Lily nie żyje i on się ukrywa z tymi nagraniami... Boże, faktycznie musi mu być trudno. I jeszcze to obarczanie winą dystryktów.
    Rozdział pełen niespodzianek. I TO NA KOŃCU. NO WEŹ NO.
    Wróćmy trochę wstecz. Pamiętasz jak nienawidziłam Werta? Jak chciałam żeby ktoś go zabił? Pamiętasz jak się cieszyłam, tańczyłam z radości jak już umarł? I jak chwaliłam odwagę Lily i błogosławiłam nóż?
    A TY GO OŻYWIŁAŚ.
    No dobra przyznaję się, ucieszyłam się, że mam kogo nienawidzić, no bo serio nie było kogo tu chcieć zabić. A tu stary i poczciwy Wercio wraca!
    [teraz jest ten moment jak Cię tulę z radości]
    No i nie tylko żyje i wrócił. Jeszcze się wziął za władzę, podburzanie prezydenta-Reula i ma czelność zabierać go Lily. Nagrabił sobie nie ma co.
    Jejku, ale się cieszę na to szukanie Werta i odzyskiwanie Reuela! Sama nie wiem jak wytrzymam przerwę między rozdziałami.
    Mam nadzieję, że mój komentarz dał Ci dużo motywacji do pisania i niedługo dowiem się co dalej ;) A o Kosogłosie lepiej nie wspominajmy, bo jak sobie przypomnę scenę piosenki Katniss i ludzi kontynuujących śpiewanie, albo odbijanie w Kapitolu reszty ferajny z areny to nie mogę no. A Snow podczas rozmowy z Katniss tak się szczerzył, że wyglądał jak cyborg. I Effie żyła ...
    Mówiłam, że jak zacznę to nie skończę...
    To pozdrawiam serdecznie i życzę weny!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak zobaczyłam długość Twojego komentarza, to myślałam, że padnę xD
      Zawsze z tą szkołą są największe problemy :c
      jak mi miło! ^_^
      Ma na imię James i jest bliźniakiem Idril. Jest jeszcze Matt, który jest bratem Reuela i był od początku bloga (jak były pierwsze igrzyska miał chyba trzy lata). Muszę chyba w końcu się zmotywować i zrobić zakładkę z bohaterami i krótkim przypomnieniem ;)
      no tak, to i ja pamiętałam ;> zastanawiałam się, czy tak nie zrobić, ale kryjówka Reuela wydała mi się lepszym pomysłem
      Oczywiście, że pamiętam :) jasne, że tak :) przecież ożywiłam go specjalnie dla Ciebie! :* widzisz? :D tak naprawdę się cieszysz! ^_^
      Postaram się specjalnie dla Ciebie niedługo dodać kolejny
      Jak zawsze! :D "The Hanging Tree" wciąż chodzi mi po głowie...
      Dziękuję ^_^

      Usuń
  7. mam nadzieję,że Reuel będzie normalny :( super rozdział jak każdy ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. nigdy wcześniej nie komentowałam na tym blogu, ale to chyba najwyższa pora, by zacząć... rozdział jest, jak zawsze świetny i nawet po przerwie w pisaniu nie zatraciłaś się gdzieś w tym pomyśle i wciąż zaskakujesz zwrotami akcji. mam nadzieję, że następny rozdział pojawi się szybko i będzie tak samo dobry, a nawet lepszy. no i życzę weny i czasu :*
    -K

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. cieszę się w takim razie, że w końcu się zdecydowałaś ^_^
      dziękuję :D postaram się dodać coś szybko i nie zawieść Was :>
      jeszcze raz dziękuję :)

      Usuń
  9. Świetny blog. Kobietko, masz talent!
    Myślę, że masz zadatek na pisarza. :)
    Te dreszcze czytając każdy twój rozdział...
    Ja chcę twoją książkę ( ◡‿◡ ♡)

    *oczywiście, reklama*
    http://34-hunger-game.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy komentarz c: one naprawdę bardzo pomagają w prowadzeniu bloga
I proszę o niespamowanie pod postami :) do tego jest zakładka SPAM