piątek, 14 czerwca 2013

XXII

   Wielbłąd - to zwierzę znam tylko z obrazków w książce. Było tam napisane coś o pustyni, że może iść wiele dni bez wody, bo coś tam. Nie wiem. Nie pamiętam.
  Niepewnie wyciągam dłoń i dotykam szorstkiej sierści zwierzęcia.
 - Jesteś zły czy chcesz mnie ratować? - szepczę na wpółprzytomna.
 Wielbłąd spuszcza głowę i trąca mnie pyskiem. Uznaję to za dobry znak. Wstaję, ledwo utrzymując równowagę, a on siada przede mną. Gramolę się na jego grzbiet, a ten nagle wstaje.
 - W drogę - mruczę pod nosem, a zwierzę, o dziwo, rusza.
  Przymykam oczy i chwytam mocniej wodze, czując się wyjątkowo niepewnie.
 - Nazwę cię jakoś, co? - bełkoczę wycieńczona, dotykając szorstkiej sierści. - Co powiesz na... Nie-zmiech? Wszystko tu to zmiechy, więc dobrze by było, gdybyś nim nie był, co? Jedź dalej, Nie-zmiechu!
  Kręci mi się w głowie, upał sprawia, że chce mi się rzygać. Nie mogę. Nie mogę wymiotować, płakać, nawet pocić się już nie mam czym. Umieram.
 - Ej! - wrzeszczę do nieba. - A może byś przesłał trochę wody? Bo jak na razie, to zaraz przegrasz zakład! - Śmieję się i bełkoczę dalej. - Znajdź wodę, Nie-zmiechu! A może jednak jesteś zmiechem? - Nachylam się. - I zaraz wprowadzisz mnie w tłum trybutów... albo zmiechów! Jak ja kocham niespodzianki Kapitolu! - Śmieję się chrapliwie. Zaciskam mocniej powieki i próbuję się uspokoić. Zaraz umrę. Co mi z wielbłąda, skoro zaraz zginę z odwodnienia? Czuję się coraz gorzej. Teraz chcę już tylko umrzeć. Błagam... Niech ktoś mnie stąd zabierze... Nagle siły opuszczają mnie już całkowicie, zsuwam się bezwładnie z grzbietu zwierzęcia i ląduję na ziemi. Błądzę dłońmi po zapadającym się, błotnistym piachu. Mokre kruszynki kwarcu przylepiają się do mojego ciała. Jest mi to obojętne. Wszystko jest mi już obojętne. Umrę tu, wysuszę się w tym błotnistym, zapadającym się piachu... Chwila. Mokro. Woda... Woda! Unoszę głowę i otwieram oczy. Z niedowierzaniem patrzę na oazę. Palmy i inne egzotyczne rośliny rzucają cień na błękitne, przejrzyste jeziorko. Nie zważając na nic, wpełzam do wody i opłukuję się cała, po czym klękam na dnie i nabieram wody w dłonie, by łapczywie ją wypić. Gdy już czuję się napojona, wchodzę głębiej i przepływam jeziorko. Wychodzę na drugi brzeg i siadam przy jakimś murku. Ściągam mokry plecak i kładę obok siebie. Nie myśląc nawet o tym, jak głupie i niebezpieczne to jest, zamykam oczy i momentalnie zasypiam.
***
   Budzi mnie lekki powiew wiatru i szelest liści. Czuję się dobrze, naprawdę dobrze. Jestem napojona, w miarę wyspana, umyta. Wstaję i podchodzę do jeziorka. Kucam przy nim i wypijam trochę wody, po czym wyciągam bukłak i napełniam go. Wstaję i rozglądam się dookoła. Nie-zmiech gdzieś zniknął. A może wcale go nie było? Tak naprawdę to jest to całkiem prawdopodobne. Już nie wiem, co jest prawdą, a co nie. Wszystko, co staram się sobie przypomnieć, jest jakby zamglone, nie mogę stwierdzić, czy to wszystko wydarzyło się naprawdę, czy tylko w mojej głowie... lub śnie.
  Przysłaniam dłońmi oczy, by słońce mnie nie raziło i przebiegam wzrokiem po pustyni. Nic się tu nie zmieniło - skwar i piach, brak żywej duszy. Sama stoję w zbawiennej oazie przed krystalicznym jeziorkiem, a za mną... Obracam się i zaskoczona zaczynam się cofać. A im dalej się odsuwam, tym szerzej otwieram usta ze zdziwienia. Stoję przed pałacem. Ogromnym pałacem obrośniętym pnącymi się po jego murze roślinami. Drzewa, krzewy i pnącza zdają się wisieć w powietrzu. To wszystko wygląda zupełnie jak... obrazek z książki o cudach świata przed Panem. Jak wiszące ogrody królowej Semiramidy.
  Stoję czując się taka mała i bezbronna, niewarta niczego w porównaniu z ogromem piękna i monumentalnością cudownego pałacu. Jak mogłam go wczoraj nie zauważyć? Może to, co widzę teraz, to też sen.
 - W takim razie niech ten sen się nie kończy - szepczę zauroczona niezwykłą budowlą.
  Parę metrów na prawo widzę schody prowadzące do wnętrza cudownego pałacu. Jak w transie podchodzę do nich i stawiam nogę na pierwszym schodku. Dociera do mnie chłód bijący z budowli, słyszę cichy szmer strumyków, szelest liści, śpiewy ptaków. Kolejny krok. Na końcu schodów czeka ciemny korytarz zbudowany z palonych cegieł. Dalej... Trzeba iść dalej... Kuszona ochroną przed palącym słońcem i pięknem pałacu pokonuję kolejne schodki. Nagle ogarnia mnie jakiś niepokój. Zatrzymuję się, gdy zostają mi już tylko dwa metry do wejścia i obracam się. Zastygam na widok kamiennych posągów, obserwujących mnie ze swych podestów. Ich puste oczy są utkwione we mnie. Zachwyt i chęć zobaczenia wnętrza budowli natychmiast znika. Wraca strach i napięcie. Chcę stąd uciec. Robię krok w dół i nagle wszystko zaczyna się trząść. Schody zaczynają się walić i zapadać, zostają tylko te prowadzące do wnętrza. Nagle spod moich nóg osuwa się grunt. Skaczę szybko na schodek wyżej i nie mając wyjścia, wbiegam do środka budowli. Gdy tylko przekraczam próg, słyszę głośny grzmot. Odwracam się błyskawicznie i zszokowana dotykam drżącą ręką ściany, na której miejscu przed chwilą było wejście do środka.
 - Lily?
  Odkręcam się.
 - Reuel... - szepczę i zanim zdąży cokolwiek zrobić, podbiegam i rzucam się mu na szyję. - Żyjesz - wzdycham z ulgą.
  Niepewnie, jakby zaskoczony, obejmuje mnie ramieniem.
 - Jak dobrze, że nic ci nie jest! - odsuwam się od niego i odgarniam mu włosy z twarzy, by spojrzeć w jego oczy. Uśmiecham się szeroko.
  Cichy brzdęk rozlega się po komnacie. Spoglądam w dół. Z otwartej dłoni Reuela wypadł ostry, kamienny nóż.
 - Lepiej go zabierz - szepczę. - Nie wiadomo, co nas tu jeszcze czeka.
  Reuel kiwa głową, schyla się i niepewnie chowa broń.
 - Wszystko dobrze? Nic się nie stało? - pytam zaniepokojona jego milczeniem.
 - Nic - odzywa się lekko zachrypniętym głosem. - To przez ten piasek.
 - Więc chodźmy. Chociaż nie wiem, po co i gdzie. Jak się tu dostałeś?
 - Nie wiem - wzrusza ramionami. - Po prostu się tu obudziłem.
 - ZABIJ! - mrożący krew w żyłach krzyk przeszywa powietrze. Wrzask odbija się echem po kamiennej komnacie.
  Reuel drga lekko. Przytulam się do niego.
 - Co to było? - szepczę przerażona.
 - Rozkaz.
  Patrzę się na niego zdezorientowana.
 - Idziemy do Rogu - mówi wolno, jakby sprawiało mu to problem.
 - Czemu? I gdzie on jest?
 - Tam - wskazuje ręką korytarz prowadzący w głąb budowli, jedyną drogę, jaką możemy teraz podążyć. - Musi tam być.
  Wzdrygam się, wyobrażając sobie, co może na nas czyhać we wnętrzu pałacu.
 - Chodźmy - chwytam go za rękę i razem ruszamy przed siebie.
  Im dalej idziemy, tym otacza nas coraz większa ciemność. Chłód przenika do szpiku kości, a cisza nas otaczająca świszczy w uszach, doprowadzając do szału. Słyszę każdy oddech, bicie swojego serca, wydaje mi się, że nawet krew płynącą w moich żyłach.
 - ZABIJ! - znów ten sam krzyk odbija się echem od ścian.
  Przysuwam się bliżej Reuela.
 - To jest gdzieś tu... Boję się - szepczę.
 - TO nic ci nie zrobi.
 - Skąd wiesz?
  Obejmuje mnie lekko.
 - Po prostu wiem - wzrusza ramionami.
  Zaczyna się robić trochę jaśniej i nagle korytarz się kończy, a my wchodzimy do ogromnej sali rozświetlonej płomieniem pochodni trzymanych przez posągi. Na środku stoi piękna marmurowa fontanna. Dostęp do niej odgradza rzeka, płynąca w kolistym korycie, dość wąskim, ale za szerokim, by przeskoczyć i raczej głębokim, by sięgnąć dna, stojąc w wodzie. Jak to możliwe, że woda płynie w kółko?
 - Organizatorzy - odpowiadam cicho sama sobie.
  Ściany komnaty zdobią płaskorzeźby i malowidła, ogromne posągi zdają się śledzić każdy mój ruch. Za fontanną dostrzegam kolejny korytarz pogrążony w mroku.
 - Zatrzymajmy się na chwilę - proszę, opadając na stojącą blisko ławę. Nagle ta się zapada, a ja w ostatniej chwili schylam się przed ostrzem tnącym powietrze na wysokości mojej szyi. Ostrożnie unoszę głowę i odsuwam się od ławy. Patrzę przerażona na Reuela.
 - Czy tu wszystko niesie śmierć? - wykrztuszam z siebie.
 - To Pałac Śmierci - odpowiada poważnie, wskazując głową na coś za mną.
  Ostrożnie się prostuję i odwracam wolno. Z mojej piersi wydobywa się cichy krzyk. Przede mną stoi dziewczyna. Jest trochę wyższa ode mnie, długie, czerwone niczym krew włosy spływają jej na ramiona, lśniąc w świetle pochodni. Czarne, duże oczy świdrują mnie pustym spojrzeniem. Przerażająco blada cera kontrastuje z czarną zwiewną suknią. Mocno czerwone usta wykrzywiają się w bladym uśmiechu.
 - Czego tu szukacie, śmiertelnicy? - odzywa się głosem, od którego przechodzą mnie dreszcze. - Śmierci? Czy Życia...? Szczęścia i radości, czy cierpienia i płaczu? - Bierze głęboki oddech, a ja czuję, że tracę dech w piersiach. - Szukałam cię. Czekałam na ciebie. Cieszę się, że przyszłaś. Tu znajdziesz spokój - mówi, a ja słucham jej otępiała. - Tam - wskazuje ręką na korytarz po drugiej stronie komnaty - znajdziesz tylko ból. I smutek. Zostań ze mną.
 - Kim jesteś? - pytam drżącym głosem.
 - Śmiercią. Pokażę ci coś - odsuwa się na bok.
  Patrzę oniemiała na osobę, która chowała się za plecami Śmierci.
 - Witaj, Lily - mówię, uśmiechając się do siebie lekko. Nie. Chwila. Ja jestem... TU.
 - Jesteś zmiechem - odzywam się, nie wiem, czy bardziej przerażona, czy zszokowana, - Jejku, jak ostatnio schudłam - zauważam cicho, przyglądając się "sobie".
 - Zmiechem? - prycha druga ja. - Nie. Jestem tobą. Tą rozsądną częścią ciebie - poważnieje. - Zostań tutaj. Tu po prostu zaśniesz. Będziesz śniła szczęśliwe sny, będziesz mogła zrobić wszystko, cokolwiek zechcesz. Tam, gdy tylko wyjdziesz stąd, rozszarpią cię na strzępy. Wyrwą wnętrzności, a ty będziesz krzyczeć z bólu, konając.
  Patrzę się zahipnotyzowana w swoje liliowe oczy i wyciągam powoli nóż zza pasa.
 - Daj. - Wyciąga rękę w moją stronę. - Ja to zrobię. - Uśmiecha się pocieszająco. - Odejdziemy razem. Szybko i bezboleśnie.
  Podchodzę do siebie.
 - Nie. - Wbijam nóż w swoje serce. - Ty odejdziesz. - Wyrywam ostrze i podcinam gardło krzyczącej z bólu mnie samej, kurczącej się przede mną.
 - Sama wydałaś na siebie wyrok - odzywa się lodowaty głos zza moich pleców.
  Odwracam się.
 - Nie sądzę. - Uśmiecham się, pogardliwie podrzucając w dłoni zakrwawiony nóż. - Nie jesteś żadną Śmiercią, a ona nie była mną. Zmiechy - rzucam. Ostrze wbija się w pierś dziewczyny. "Śmierć" wydaje z siebie jeszcze ciche westchnięcie. nim pada twarzą na ziemię. - To wszystko, czym jesteście.

*****
Tak wiem, namieszałam. Znowu.
Z tymi ogrodami nie mogłam się powstrzymać ^_^ Jak byłam mała uwielbiałam oglądać w książce tą budowlę, a ostatnio gdzieś znowu ją zobaczyłam no i tak wyszło xp
Mam nadzieję, że rozdział wam się spodoba, chcę bardzo serdecznie podziękować Moire, za betowanie mojego opowiadania, no i wam, czytelnikom, za to, że ciągle odwiedzacie tego bloga, pozostawiacie komentarze i dajecie motywację do dalszego pisania c:

25 komentarzy:

  1. Rzeczywiście trochę namieszałaś. Jednak wyszło lepiej niż mogło by się wydawać. Reuel wydaje się strasznie dziwny. I te "ZABIJ". Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy i zapraszam do mnie w wolnej chwili.
    wladczyni-mocy.blogspot.com
    falszywe-przeznaczenie.blogspot.com
    wyjaca-do-srebrnej-kuli.blogspot.com
    Pozdrófffka!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ojej! Zamurowało mnie, hmm... U mnie piszesz o powrocie w wielkim stylu, a sama robisz wejście z efektem wow! Czytałam jak oczarowana i przy okazji przypomniałam sobie o ogrodach Seramidy i Pałacu- śliczne ^^
    Rozdział jak zwykle powalający!
    Czekam na next
    A.

    OdpowiedzUsuń
  3. Czuje sie jak na fizyce - nic nie ogarniam i czekam aż zrozumiem xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już niedługo wszystko się wyjaśni :>
      dobra, może jednak nie xp

      Usuń
  4. Pisz szybciej !!!

    OdpowiedzUsuń
  5. Piszesz, mieszasz, znów piszesz i znów więcej mieszasz. Super. Dziewczyno ile ty masz siły żeby ciągle coś wymyślać? Reuel to nie Reuel! Jestem tego pewna!
    Te krzyki "ZABIJ!" są dziwne, jak wszystko w tym opowiadaniu.

    OdpowiedzUsuń
  6. Nic nie namieszałaś.
    Ten rozdział jest tak cholernie dobry... tak strasznie dobry...
    Reuelowi... Z Reuelem jest coś nie tak. Oh, jak cudownie nie tak. Wydaje się taki... nieobecny. Nie na miejscu.
    Skąd on się tam wziął i co przeszedł? Intrygujące.
    Mam nadzieję, że będzie o tym wzmianka, chociażby przy oglądaniu ogrzysk przez zwycięzców.
    Pod koniec sama uwierzyłam, że to śmierć. Po prostu uwierzyłam. Przekonałaś mnie i to najgenialniejsza arena z jaką się spotkałam. Między innymi dlatego.
    Mimo to, Lily została na chwilę taką Mary Sue.
    Wie wszystko, bez chwili zawachania.
    Możliwe, że ma doświadczenie ze zmiechami ale jednak... Rozumiesz mnie prawda? *-*
    Jak ja cie kocham za to opowiadanie *___*
    Kraken

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mogę, po prostu nie mogę czytać Twoich komentarzy, zawstydzasz mnie!
      Z Reuelem wyjaśni się już w najbliższym rozdziale prawdopodobnie ;>
      Rozumiem, rozumiem
      Dziękuję za piękny komentarz, który strasznie poprawił mi humor :D

      Usuń
  7. Nie-zmiech. Fajne imię xD
    Ja bym go nazwała Zdzich xD
    Reul żyje! :D

    Pozdrawiam
    Slendy <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Jupi!!!
    nareszcie rozdział ze zmiechami!!!
    twoje opowiadanie coraz bardziej się rozkręca i coraz niecierpliwiej czekam na kolejne rozdziały co chwila sprawdzając czy czegoś przypadkiem nie dodałaś:)
    mam nadzieję że gdy to się skończy nie przestaniesz pisać tylko zabierzesz się za coś nowego;
    super pomysł z tymi ogrodami:D
    w sumie to dziwne że Reuel pojawia się zawsze w najdziwniejszych momentach i zawsze sie tak dziwnie zachowuje...
    a może tylko mi się wydaje...?
    ale najlepszy był nie-zmiech^^
    daj go jeszcze gdzieś w opowiadaniu ;)
    proooooooszę,


    życzę duuuuuuużo weny
    PS. szybko wstawiaj nową notkę :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci bardzo :D
      Co do nowego opowiadania, to mam już pomysł, ale muszę nad nim jeszcze trochę popracować

      Usuń
  9. Nie-zmiech powala. Wielbłądy są takie słodkie. ^^
    To jest najgenialniejsza arena jaką można było wymyślić.
    Ten pałac był...wow. Reuel nie zachowuje się jak Reuel. Końcówka super.
    Nie namieszałaś aż tak bardzo, jeszcze się nie pogubiłam. :) Ogólnie rozdział cudowny!
    Weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hahahaha xD Dziękuję :D
      Mówiłam, że arena się zmieni :3

      Usuń
  10. Hej!
    Jak ci idzię szukania bunkru?
    Współczuję Lily. Jeździłam kiedyś na wielbłądzie i uda, łydki i, najgorzej, tyłek po prostu mi odpadły. Dosłownie. Nie-zmiech mnie rozwalił. Tym razem w przenośni.
    Pozdrawiam i weny życzę,
    Ala
    PS. Dlaczego Reuel jest dziwny?
    PPS.Pisz szybciej!
    PPPS. Szukaj Bunkra!

    OdpowiedzUsuń
  11. Rewelacja :D Uwielbiam Twój styl pisania, i to, że nigdy nie wiem co się wydarzy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci bardzo ^_^ a co do tego co się wydarzy... ja także tego nie wiem ;D

      Usuń
  12. Genialny! Genialny! Absolutnie genialny :D.
    Zdecydowanie potrafisz trzymać w napięciu i rozkręcasz świetnie akcję :).
    Weny!
    Pozdrawiam, Marvel

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy komentarz c: one naprawdę bardzo pomagają w prowadzeniu bloga
I proszę o niespamowanie pod postami :) do tego jest zakładka SPAM