Raz. Dwa. Trzy.
Raz. Dwa. Trzy.
Raz. Dwa. Trzy.
Tańcz! Tańcz! Wiruj w tym absurdalnym danse macabre!
- NIE. NIE CHCĘ - krzyczę bliska płaczu
Śmiech. Szyderczy, złowrogi śmiech.
Będziesz tańczyć jak ci zagrają!
- NIE... NIE MOŻECIE...
Przecież jesteś tylko marionetką w rękach Kapitolu.
- KŁAMIESZ.
Pięknie odegrałaś swoją rolę, najlepiej ze wszystkich!
I jeszcze raz!
Raz. Dwa. Trzy.
Raz. Dwa... I obrót! Pięknie, pięknie...
- ZOSTAW MNIE W SPOKOJU!
O nie, ty już nigdy nie zaznasz spokoju. Chyba, że w śmierci...
Wszystko milknie, wszystko znika. Stoję sama. Dookoła mnie jest tylko lodowe pustkowie. Biel razi w oczy. Zostałam sama. Wszyscy inni nie żyją. Nagle ciemne burzowe chmury przesłaniają słońce. Grzmot przerywa śmiertelną ciszę wibrującą mi w uszach, a z nieba zaczynają spadać krople krwi. Krwi przelanej podczas igrzysk. Krwi, którą przelałam ja. Unoszę dłonie, po których spływa gęsta szkarłatna ciecz.
- Zabiłaś mnie - szepcze z zaskoczeniem Frank Beig, chłopak z Dziesiątki ze złamanym nosem i nożem w brzuchu - nie dałaś nawet szansy...
Wystrzał armaty.
- Wykorzystałaś mój ludzki odruch - smutne oczy Gora wpatrują się we mnie uporczywie - tylko dlatego, że przypominasz mi moją małą Juliet...
Kolejny wystrzał.
- Przecież byłam jeszcze dzieckiem... - anielska twarzyczka Louise przypatruje mi się z przerażeniem.
HUK.
- Chciałam tylko wrócić do mamy - po policzkach Georgii spływają łzy.
Następny wystrzał.
- Jak śmiałaś... jak mogłaś...? - syczy Carav zbroczony krwią.
HUK.
- Mój Car - łka Scarlett.
HUK.
- Nie liczyłaś się z ceną - Barthly kręci głową zasmucony - droga do zwycięstwa była prosta... wiodła przez trupy.
Wystrzał armaty.
- Lily - syczy Edith przez zaciśnięte zęby - imię mordercy...
HUK.
- Przecież chcieliście mnie zabić! - krzyczę przerażona, mój głos się załamuje.
- Czyżbyś już o nas zapomniała? - Strażnik Pokoju odsuwa się ukazując za sobą tłum żołnierzy - to wszystko twoje ofiary. Ilu osobą odebrałaś życie, Lily Anderson?
- Ilu zamordowałaś, a ilu jeszcze wyślesz na ten świat?
- Chcesz nas pomścić? - śmieje się Diana - chcesz pomścić tych, których zabiłaś?
Frank Beig.
Gor Stark.
Louise Heinser.
Georgia Rocky.
Carav Treath.
Scarlett Rasear.
Bartholomew Rackham.
Edith Aeniv.
Skąd znam ich nazwiska skoro na arenie z trudem pamiętałam imiona? Nie wiem. Są w mojej głowie. Odbijają się echem po niej. A za nimi krzyczą tłumy bezimiennych.
I jeszcze raz! Do przodu!
Raz. Dwa. Trzy.
Raz. Dwa. Trzy.
Doskonale! Teraz obrót! I skłon!
Raz. Dwa. Trzy.
- WYSTARCZY! - krzyk rozpaczy wydobywa się z mojego gardła, choć wcale go nie słyszę. Ale skutkuje. Wszystko milknie.
Kulę się w sobie opadając na ziemie skutą lodem. Coś mnie paraliżuje. Głowa pęka z bólu, czuję jakby ktoś miażdżył mi czaszkę ściskając ją z obu stron. Rana na policzku pęka i leje się z niej krew. Wszystkie moje okaleczenia teraz się odnawiają. Ze szram spływa szkarłatna ciesz, uszkodzone kości wywołują kolejne fale bólu.
Lecę. Lecę, lecę, lecę... lecę, by spaść i umrzeć. Ale po co dalej żyć? Żeby mordować kolejnych? Żeby żyć.
Czerń. Wszędzie ta cholerna czerń. Gdzie ja jestem? I gdzie jest Reuel? Próbuję zamknąć oczy, ale moje powieki już są mocno zaciśnięte. Jedyny dźwięk docierający do moich uszu to ciche, równomierne tykanie zegara. GDZIE JESTEM? Na arenie? w Kapitolu? a może w domu? może te igrzyska to był tylko straszny koszmar, który nigdy się tak naprawdę nie zdarzył... Przecież wiesz, że to nieprawda. Pomarzyć zawsze można. Więc gdzie? może już umarłam i znajduję się teraz gdzieś w zaświatach...? Nic mnie nie boli, czuję jak odzyskuję władzę nad ciałem.
- Lily - odzywa się jakiś cichy, spokojny kobiecy głos - wiemy, że już się obudziłaś. Otwórz oczy.
Czy to anielski głos? Nie, brzmi zbyt ludzko. Poza tym, po tym co zrobiłam, nie ma dla mnie już raczej miejsca w niebie.
Kręcę tylko przecząco głową. Nie chcę się budzić. Nie chcę wstawać. Za bardzo się boję. Jeśli oni tu są?
- Spokojnie. Nic ci nie grozi.
Głos... to głos tej kobiety z poduszkowca, co zabrał nas z areny. Poduszkowiec. Arena. Reuel. Gdzie jest Reuel? Co z nim? gdzie jest? jak się czuje? może stoi tu, kolo mnie, obok tej kobiety... nie. Wtedy dałby mi jakiś znak. Powiedziałby coś. A jeśli nie żyje? Żyje. Żył. Był razem ze mną w poduszkowcu. Żywy. Ale nie przekonasz się o tym, jeśli w końcu nie wstaniesz.
- Nic ci nie grozi - powtarza kobieta - jesteśmy w Kapitolu.
Jak może mi nic nie grozić w Kapitolu?!
- Przenieście mnie do Czwórki - mówię, a raczej charczę, głos ledwo przechodzi przez moje gardło.
- Niestety, w chwili obecnej, jest to niemożliwe.
Słyszę odgłos zbliżających się kroków.
- No proszę, proszę - kpiący głos rozlega się z prawej strony, stukot ucicha - księżniczka nie chce wstać? Może podać śniadanie do łóżka? - głos, który znam aż za dobrze; głos, który prześladował mnie na arenie.
Nagle ogarnia mnie ogromna złość. Złość i nienawiść. Zrywam się gwałtownie otwierając oczy. Doskakuję do Werta i mocno zaciskam palce na jego szyi. Słyszę krzyk kobiety, ale nie przejmuję się tym.
- To przez ciebie! - krzyczę w szale - to ty organizowałeś te igrzyska! To ty!
Jakiś błysk miga mi przed oczami, czuję gwałtowny ból w brzuchu i nagle ląduję na zimnej posadzce. Wert patrzy się na mnie z góry, jego usta wykrzywione są w szyderczym uśmiechu.
- Mówiłem ci już kiedyś, że nie dasz rady mnie zabić.
- Jeszcze się przekonamy - syczę wstając. - Gdzie jest Reuel? - warczę.
Wyraz twarzy Werta momentalnie się zmienia. Drwiący uśmiech schodzi z ust, kpiące rozbawienie zastępuje zamyślenie, przygnębienie. W życiu nie widziałam go takim, więc wpatruję się oszołomiona na smutek wymalowany na jego twarzy.
- Gdzie jest Reuel? - powtarzam, mój głos się załamuje.
- Nie żyje - odzywa się Wert cichym, posępnym głosem.
Nie wierzę. Nie wierzę mu... Nie, ty tylko NIE CHCESZ mu wierzyć.
- Kłamiesz! - krzyczę rzucając się na niego. Niewidzialna bariera odrzuca mnie do tyłu. Zszokowana wpatruję się w mężczyznę - kłamiesz! - powtarzam. - On żyje! Żył!
- Nie tylko tobie to pokrzyżowało szyki - uśmiecha się cierpko.
- Jakie szyki?! - krzyczę bliska płaczu, łzy napływają mi do oczu przesłaniając widok - o czym ty gadasz?! On... - pierwsze słone krople spływają po moich policzkach. On żartuje. Na pewno tylko żartuje, żeby drwić sobie ze mnie. - Reuel!!! - krzyczę najgłośniej jak potrafię ze zdartym gardłem - REUEL!!!
- Lily! - odzywa się kobieta stanowczym głosem - Reuel nie przeżył. Umarł zanim przyleciał poduszkowiec.
Obracam się, by spojrzeć na nią.
- Kłamiesz - syczę przez łzy - odzywał się do mnie jeszcze w poduszkowcu... wołał mnie!
- Miałaś omamy.
Opadam na łóżko i chowam twarz w dłoniach szlochając. To nieprawda, oni kłamią... może to ty okłamujesz siebie? Nie wiem, już niczego nie wiem. Nie potrafię trzeźwo myśleć.
- On... on mi obiecał - szepczę łkając cicho jak małe, skrzywdzone dziecko - on mi obiecał, że mnie nie zostawi. Obiecał, że... - nie potrafię dokończyć. Ciągle nie może dotrzeć do mnie to, co się dzieje.
- Lily - słyszę znajomy, przyjemny głos obok - tyle przeżyłaś, że nie możesz się teraz poddać. Nie możesz się załamać.
Odejmuję ręce od twarzy i patrzę się na Marii siadającą przy przy mnie. Chwyta mnie za dłoń i uśmiecha się pocieszająco.
- Mogę - odpowiadam przestając szlochać. Ocieram łzy z twarzy, czuję jak wstępuje we mnie nowa siła. - To wszystko przez nich. Wygraliśmy. A oni go zabili. Oszukiwali. Pożałują - dodaję ciszej, po czym podnoszę głos, by wszyscy mnie usłyszeli - chcę rozmawiać z Agnusem Rebaelem.
Zapada cisza. W końcu przerywa ją Wert.
- Będziesz rozmawiać z kim tylko zapragniesz, ale dopiero po ceremonii oficjalnego zakończenia igrzysk i nagrodzenia zwycięzcy.
- W cztery oczy? Bez kamer? - przypatruję się uważnie mężczyźnie.
Kiwa głową, na jego usta znów wypływa kpiący uśmiech.
- Lepiej zachowuj się normalnie, by nie opóźniać ceremonii - mówi i rusza w stronę drzwi.
- Powiedziałeś, że wszystkie odpowiedzi dostanę, jak to się wszystko skończy - przypominam sobie.
Zatrzymuje się przy białych drzwiach i obraca się w moją stronę.
- Ale to jeszcze nie koniec - odpowiada z drwiącym uśmiechem i wychodzi.
Zatrzymuje się przy białych drzwiach i obraca się w moją stronę.
- Ale to jeszcze nie koniec - odpowiada z drwiącym uśmiechem i wychodzi.
*****
W końcu... już myślałam, że nigdy nie skończę tego rozdziału. Początek poszedł szybko, ale nad końcówką siedziałam i siedziałam...
Mówiłam już, że nienawidzę słońca i upałów? Masakra -,-
A już niedługo koniec wakacji... nie wiem jak to przeżyję :/
Pozdrawiam serdecznie i przepraszam za długą nieobecność c: no i oczywiście proszę o wasze opinie :>
Ach, i dziękuję za ponad 10000 wyświetleń c:
Mówiłam już, że nienawidzę słońca i upałów? Masakra -,-
A już niedługo koniec wakacji... nie wiem jak to przeżyję :/
Pozdrawiam serdecznie i przepraszam za długą nieobecność c: no i oczywiście proszę o wasze opinie :>
Ach, i dziękuję za ponad 10000 wyświetleń c:
TT^TT jak to Reuel nie żyje? TT^TT mój świat legnął gruzach O^O
OdpowiedzUsuńTo nie fair, Lily i Reuel mieli żyć i miał być happy end... No, dobra w Panem happy end jest niemożliwy, ale Reuel miał żyć O^O
Ja też nienawidzę upałów -,-'
A co do końca wakacji... jeszcze trzy tygodnie... ale to i tak stanowczo za mało...
Pozdrawiam :)
A.
No wybacz :c u mnie nie ma happy endów xp
Usuńale zostało mniej niż więcej ;(
Wiesz czego nienawidzę najbardziej? Braku heppy endów, a teraz i ciebie. Wiesz co mi zrobiłaś? Zabiłaś Reuela i teraz kategorycznie strzelam focha.
OdpowiedzUsuńJak mogłaś zrobić mi coś takiego?! Przecież zamordowałaś najlepszego bohatera - umieram!
A do końca wakacji zbyt mało zostało. Ja nie chcę do szkoły.
Opierdzielę cię na GG jak się tylko pojawisz- bój się!
:> oj, już się tak nie gniewaj... nic się nie stało przecież wielkiego
UsuńNie spodziewaj się mnie tam za szybko ^^
Stało, ale rozdział fajny, gdyby nie śmierć Reuela.
UsuńJa cierpliwa jestem, kiedyś cię tam dopadnę:D
Oj tam ^^
UsuńKIEDYŚ :>
Szybko przyjdzie te kiedyś!
UsuńReuel... [*] Ojej... Czemu... ;-; idę się pociąć...
OdpowiedzUsuńBędzie dobrze c:
UsuńWiesz co ja najberdziej kocham? Brak happy endów.
OdpowiedzUsuńRozdział.... Taki jakie lubie sama pisać. Obłęd. Strach. Kuku na muniu.:D
Coś co Krakeny lubią najbardziej.
Śmierć Reuela? Gówno prawda. (Za przeproszeniem) Ja WIEM że on żyje. To nie jest autosugestia tylko niezachwiana pewność :3
Rozdział, jak mówiłam, podoba mi się i to baaardzo. Sumienie jest jej przekleństwem.
Buziak, zdolniacho ty!
Kraken ;)
:D
UsuńCieszę się, że przynajmniej Ty jesteś zadowolona z tego rozdziału ^^
Jeszcze zobaczymy!
Dzięki :>
On musi żyć! Nie zrobiłabyś nam tego, nie uśmierciłabyś go. Wierzę w to , a przynajmniej próbuję . xd
Usuńi znowu nie wiem co napisać, bo jest jeszcze lepiej niż ostatnio...jak ty to robisz?!!
OdpowiedzUsuńo tej krwi to czytałam z zapartym tchem i nie mogłam się oderwać:))
Reuel na 100 procent żyje i ma się dobrze (jak to on pojawia się i znika nie wiadomo kiedy), a Werta to powinni spalić na stosie, że takie głupoty opowiada...
szkoda, że go Scar nie miała pod ręką jakiejś maczety czy coś...mam nadzieję, że skończy tak jak Seneca Crane:)
ale może czeka go coś gorszego;)
ooo coś czuję że dla Angusa ta rozmowa nie będzie przyjemna...niech się lepiej facet przygotowuje O.o
kończąc genialne jak zwykle!
weny...!
Dziękuję Ci ^_^
UsuńZobaczymy ;> A co do Werta... kiedyś zginie
Reuel nie żyje?
OdpowiedzUsuń...
Idę się pociąć łyżką, to przez Ciebie.
Co do rozdziału, genialny, jak każdy.
Pozdrawiam~
:<
UsuńDziękuję :)
Reuel nie żyje ? Do kitu ...
OdpowiedzUsuń:<
UsuńAle z Ciebie rzal :C
OdpowiedzUsuńTo nie może być prawda! Jestem pewna, że on żyje! Błagam pisz kolejny rozdział, nie wytrzymam ♥♥♥
Ja też nie mogę już znieść upałów, ale u mnie już coraz lepiej (na razie ;_;).
Pozdrawiam :D
:<
UsuńNo, przynajmniej już nie jest codziennie prawie 35 stopni
Reuel żyje ma się dobrzę, a wiem to stąd że ma zostać Snowem. Rozdział całkiem, całkiem
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i weny bla, bla bla
Ala
:>
UsuńJak to Reuel nie zyje? ;-; Przeciez mial byc Snowem i byc tym zlym.. . Nawet myslalam ze mam omamy wzrokowe czy cos, ale czytam drugi raz, potem trzeci i moje zycie stracilo calkowity sens. A co do Werta zglaszam sie do pomocy przy duszeniu^^ Z kazdym rozdzialem jest coraz bardziej denerwujacy, ale chyba tak mialo byc. Duzo weny ci zycze i pozdrawiam
OdpowiedzUsuń:< będzie dobrze c:
Usuńhahahaha xD chyba nikt go nie lubi
dziękuję ^^
wow , aż nie wiem co napisać super rozdział czekam na następny . *_*
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny
Clove .
^_^ dziękuję
Usuńbędzie następny rozdział?
OdpowiedzUsuńniedługo powinien być :)
UsuńNie....!
OdpowiedzUsuńNie mogłaś!
...
Haha! Żartuję, też nie nawidzę happy endów. Piąteczka!
Zapraszam na rozdział do mnie :>
Pozdrawiam
Slendy
Hahah xD już się przestraszyłam, że i Ty masz mi to za złe
UsuńJuż niedługo wszystko nadrobię c:
Świetny blog, świetny rozdział, masz talent dziewczyno! :)
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie:
glod-walka-i-milosc.blogspot.com ;)
Dziękuję ^_^
UsuńTwój blog został przeniesiony do wolnej kolejki, gdyż nie oceniam już na oceny-legilimens.
OdpowiedzUsuńinna
Dzisiaj przeczytałam wszystkie rozdziały, piszesz genialnie ;)
OdpowiedzUsuńMasz talent, zazdroszczę Ci go :D
.
.
.
Reuel jest moją ulubioną postacią, on nie zginął, to tylko jej sen... Tak jest, prawda? ;-;
Lubię Werta, ale mogłoby być go trochę więcej...
Pozdrawiam i życzę weny ;)
N. K. K.
Hahaha dziękuję Ci bardzo :)
UsuńWszystko się niedługo wyjaśni, a Wert znowu wkroczy na scenę c;
Mam nadzieję :D
UsuńWert jest świetny, bardzo go polubiłam :)
Dodaję Cię do linków (pobawiłam się trochę szablonem) :D
No i pisz, pisz, pisz! ;)
Hej. Wczoraj wieczorem przez przypadek znazlazłam Twojego bloga. Interesuje mnie tematyka Igrzysk wiec i Twój blog mnie zainteresował. Wspaniała historia. Ogólnie bardzo mi sie podoba jednak ten fragment z zamkiem i smokiem nie przypadł mi do gustu. Masz w mnnie nową stałą czytelniczkę. Czekam na kolekjne rozdziały. I oby dalej Cię wena trzymała. Pozdrawiam Izzy.
OdpowiedzUsuńZabiłaś Reuela?!!?!?!?!?!
OdpowiedzUsuńsiedzę i płaczę;_;
Reuel nie mógł umrzeć!!! Przecież on ma być Snowem... Czuję, że coś kręcisz xDD
OdpowiedzUsuńA rozdział genialny - jak wszystkie :)