czwartek, 16 maja 2013

XX

 - Wszystko poszło pięknie - słyszę męski głos szepczący mi do ucha, czuję ostrze przy swoim prawym boku - Nie przemyślałaś tylko jednej rzeczy... oni też mieli sojusznika.
  Decyzję podejmuję w ułamek sekundy. Nie zastanawiam się nad tym co robię. Błyskawicznie skręcam się oddalając automatycznie od ostrza i wbijam napastnikowi łokieć w brzuch. Puszcza mnie kurcząc się z bólu. Odskakuję i odwracam się. Klnę pod nosem.
 - Gdy tylko wrócę, zabiję organizatorów tego cholerstwa - szepczę sama do siebie i kopię zmiecha w postaci Gora. - A czy twoi "sojusznicy" wiedzieli, że jesteś tylko wytworem Kapitolu? - warczę i wyciągam nóż Carava. Rzucam, a on wbija się w klatkę piersiową chłopaka. On śmieje się tylko chrapliwie odrzucając głowę do tyłu.
 - Najlepsze pozdrowienia od Agnusa Reabela - wyciąga ostrze z piersi, krew spływa, ale on zdaje się tego nawet nie zauważać - Ach! I oczywiście od Werta - zbliża się z szaleńczym uśmiechem.
  Cofam się.
 - W końcu jakiś prezent od sponsorów! - próbuję zrobić dobrą minę do złej gry, w myślach gorączkowo szukam drogi ucieczki - Jakże doceniam tą pomoc w przetrwaniu! - uśmiecham się szeroko.
 - Zawsze do usług, kochaniutka - szepcze i nagle w ramie wbija się mu od tyłu strzała. Marszczy brwi i odwraca się - Kolejny w kolejce na tamten świat?
  Wstrzymuję oddech. Pięć metrów od Gora stoi, wyprostowany, z uniesionym i gotowym do strzału łukiem, Reuel. Patrzy się z powagą i nienawiścią na zmiecha, włosy ma potargane, ubranie pobrudzone, podarte w niektórych miejscach. Wypuszcza kolejny grot, który tym razem wbija się w brzuch wytworowi Kapitolu. Reuel błyskawicznie wyciąga kolejną strzałę z kołczanu, nakłada ją na cięciwę i strzela. W tym momencie nagle Gor znika. W ostatnim momencie padam na ziemię, by uniknąć spotkania z ostrym grotem.
 - Lily! - Reuel rzuca łuk i podbiega do mnie.
  Wstaję i odskakuję od niego pamiętając swoje sny i zmiechy przybierające postać trybutów.
 - Co się stało podczas naszego pierwszego spotkania? - pytam drżącym głosem w naszym języku.
  Po twarzy Reuela widzę, że rozumie o co mi chodzi.
 - Spadłaś ze skały - odpowiada natychmiast - a potem przejechałaś mi swoim nożykiem po ramieniu, gdy chciałem cię zanieść do domu, a...
  Zanim zdąży powiedzieć cokolwiek więcej, rzucam się mu na szyje. Mocno mnie przytula, a ja wtulam się w jego ramię. Czuję jak łzy spływają po policzkach, szlocham. Reuel delikatnie gładzi mnie po głowie, szepcze jakieś uspokajające słowa, po chwili zaczyna cicho nucić jakąś kołysankę.
 - Och, Reuel... Reul - łkam - tak się bałam, że nie żyjesz... tak się bałam, że... 
 - Ciii - szepcze mi do ucha - już dobrze. Wszystko jest dobrze. Wszystko będzie dobrze... zobaczysz...
 - Reuel... ja... ja znowu zabijałam - żalę się  cicho.
 - Lily... nie chcę ci już nawet opowiadać o tym, co tu spotkałem. O tym, co zrobiłem i co się ze mną działo. 
 - Zabiją nas? - szepczę uspokajając się powoli - Kapitol nie da nam przeżyć - dodaję tak cicho, że sama ledwo słyszę co mówię. Przez chwilę czuję ulgę, że to już koniec, że nie muszę się już o nic bać, gdy dociera do mnie, że narażam nie tylko siebie. Odsuwam się od Reuela na tyle, by spojrzeć mu w oczy i powtarzam z niepokojem - Zabiją nas? Zabiją ICH? Zabiją... cię?
 - Nie wiem, Lily... pewnie tak.
  Ogarniają mnie wyrzuty sumienia. Jak mogłam być tak bezmyślna? tak... egoistyczna?
 - Przepraszam - szepczę, choć wiem, że żadne "przepraszam" już tego nie zmieni.
 - Nie musisz przepraszać. Nie masz za co. Nie damy się zabić - patrzy mi prosto w oczy, w jego dostrzegam niezachwianą pewność i... miłość - nie dam cię zabić - nachyla się i całuje mnie czule. 
  Przez tą jedną chwilę zapominam o wszystkim. O tym, że jestem na arenie, cała zbroczona krwią, o wszelkich snach i obawach, o tym, że walczę właśnie nie tylko o swoje życie, ale także swoich bliskich. Teraz liczy się tylko on. Znalazł mnie, nie zostawił samej w szale rozpaczy. Jest ze mną i mnie już nie opuści. Obejmuję go mocniej i gdy kończy pocałunek, szepczę cicho
 - Wracajmy do domu.
  Gdy tylko wypowiadam te słowa, znowu powraca niepokój, świadomość gdzie jestem i co nas jeszcze może czekać przed powrotem do dystryktu. Powrotem w trumnach. Potrząsam głową. Nie, nie, nie! Przeżyjemy! Teraz, jak nigdy, jestem tego pewna.
 - Wracajmy - kiwa głową i odsuwa się delikatnie ode mnie.
 - Weź łuk - mówię ścierając dłonią łzy z twarzy.
  Reuel podchodzi do broni i podnosi ją z ziemi, po czym znów podchodzi do mnie.
 - Co teraz? - pyta cicho.
 - Idziemy - odpowiadam pewnym głosem - nie możemy tu zostać. Wszyscy chyba słyszeli krzyki stąd dochodzące, poza tym Scarlett z Caravem nas znaleźli. Inni też mogą. 
 - Tylko gdzie iść? - uśmiecha się lekko.
 - W kierunku wody. Znalazłam rzekę.
  Kiwa głową.
 - Prowadź.
  Ruszamy w drogę. Poruszamy się najciszej jak potrafimy i to znacznie opóźnia nasz marsz. Dodatkowo zaczynam odczuwać coraz większe zmęczenie, pragnienie i głód, a rany znowu zaczynają dokuczać. Zaciskam tylko zęby, piję łyk z bukłaka i idę nie chcąc zwlekać z oddaleniem się od skały.
 - Opowiedz mi - proszę cicho.
 - Co? - pyta, chociaż doskonale wie o jaką opowieść mi chodzi.
 - O tym co się działo na arenie.
  Milczy przez chwilę, idzie patrząc nieobecnym wzrokiem przed siebie, po czym cicho, cichutko zaczyna mówić.
 - Nie brałem niczego spod Rogu. Od razu uciekłem. Drogę miałem... nie za ciekawą - uśmiecha się krzywo - spadłem na samym początku. Dobrze, że nie u góry, bo nie wiem czy bym się podniósł. Zacząłem ostrożniej, miałem szczęście, że nikt nie zwracał na mnie uwagi, wszyscy lecieli do tego Rogu, część w stronę wąwozu. Schodząc z drugiej strony zrobiłem sobie coś z kostką. Próbowałem iść, ale każdy krok wywoływał nieznośną falę bólu. Usiadłem nie wiedząc co robić i wtedy z nieba zleciał na spadochronie plecak. A w nim maści, bandaże, jedzenie, woda, noże...
 - Prezent od Werta - kręcę głową z niedowierzaniem.
 - Prezent od Werta - uśmiecha się Reuel - balsam praktycznie od razu złagodził ból. Obwiązałem kostkę bandażem i ruszyłem dalej. Z góry widziałem skałę z grotą. Na ile znam Jamesa, właśnie tam by się udał. A na pewno ty byś tak pomyślała. Oddaliłem się jak najbardziej od Rogu i dopiero wtedy skierowałem się w kierunku tej skały - przerywa, widzę, że nie chce mówić o tym co spotkał po drodze. Bierze głęboki oddech i kontynuuje - Gdy byłem blisko natrafiłem na Gora. Śledziłem go, bo wydawało mi się, że pokazywali jego zdjęcie jako zmarłego pierwszego dnia. No i dotarłem tutaj.
 - To zmiech. Oni stworzyli ludzkie zmiechy.
 - Wiem. Widziałem.
 - Jak to możliwe... nie potrafię w ogóle sobie wyobrazić technologii zdolnej stworzyć coś takiego...
 - Ale udało ci się nad nią zapanować.
 - Przeprogramować. I to tylko głoskułki - krzywię się lekko.  Nagle wpada mi coś do głowy. Patrzę na Reuela - Myślisz, że te... że uda nam się oswoić ludzkie zmiechy? Że damy radę je okiełznać?
 - Ty na pewno - uśmiecha się do mnie.
 - Ale jak? - wzdycham ciężko i zaczynam zastanawiać się na głos - Głoskułki są zmutowanymi ptakami. Czy oni - patrzę przerażona na przyjaciela - czy oni zmutowali... ludzi? - ledwo kończę to zdanie zszokowana tą myślą.
 Chłopak marszczy brwi.
  - Nie sądzę. W laboratoriach na pewno potrafią stworzyć wszystko z niczego. Nie, to nie mogą być ludzie.
  - To co w takim razie? Roboty?
 - Mutanty - wzrusza ramionami - nie pytaj jak stworzone. Nie mam pojęcia i siły by się nad tym zastanawiać.
 - W takim razie nie można się po nich spodziewać ludzkich odruchów...
 - Nie liczyłbym raczej na to. Są maszynami sterowanymi przez Kapitol. Trzeba tylko przejąć nad nimi kontrolę.
 - Tylko jak to zrobić? - wzdycham ciężko.
 - Dasz radę - uśmiecha się lekko ściskając moją dłoń.
  Patrzę się na niego, w te oczy pełne nadziei, wiary, że wszystko będzie dobrze.
 - Może nie będzie trzeba. Ilu nas tu zostało? - pytam.
 - Nie mam pojęcia. Pierwszego dnia zginęło z osiem osób. Właściwie to teoretycznie może żyć jeszcze nawet jeden trybut oprócz nas, ale i tak nie wiemy kto to. Dokładając do tego zmiechy, to i tak nie robi nam różnicy ilu jest PRAWDZIWYCH trybutów, bo możemy tu spotkać... każdego. Nawet nas samych - dodaje smutno, spuszcza głowę.
  Przebiegają mnie dreszcze.
 - Nienawidzę Kapitolu - szepczę.
 - I chyba z wzajemnością - śmieje się cicho.
  Zatrzymuję się. Reuel patrzy się na mnie zaniepokojony, a ja przytulam się do niego bez słowa.
 - Lily... coś się stało? - pyta zaskoczony.
 - Tęskniłam za tobą - wyznaję - myślałam, że nie żyjesz. Nie poradzę sobie sama... nie umiem...
 - Nie musisz. Jestem z tobą. Forever and ever.
  Unoszę kąciki ust i odsuwam delikatnie od niego.
 - Kocham cię - mówię patrząc mu prosto w oczy.
  Uśmiecha się odgarniając mi delikatnie kosmyk włosów z twarzy.
 - Ja też cię kocham - odpowiada i całuje mnie.

*****
Blablablabla... wybaczcie końcówkę, "It's gonna get bad before it gets good" (w sumie tutaj powinno być odwrotnie, chociaż już sama nie wiem xp ) nie podoba mi się, nie umiem pisać tkliwych scen, nie wychodzą mi, no i tyle.
Ze względu na to, że niektórzy od co najmniej paru rozdziałów domagają się Reuela (tak, Lilith, to do Ciebie -,- ) zaczęły się pojawiać groźby i szantaże, więc... TUTURUTUTUTUTUTU! (fanfary) MACIE. I SIĘ CIESZCIE (póki możecie ^_^)
Rozdział nudny, bo wena ucieka :< Następny mam już zaplanowany, więc mam nadzieję, że wyjdzie lepiej. Arena ulegnie "malutkiej" zmianie ;>
Pozdrawiam serdecznie, dziękuję za wszystkie wejścia, komentarze, dzięki wam naprawdę mam ogromną motywacje do kontynuowania tego bloga ^_^ 

36 komentarzy:

  1. Świetny rozdział :D Wiedziałam! Ja wiedziałam, że on ją w końcu pocałuje <3 xd

    OdpowiedzUsuń
  2. ^^ JEŻUNIU jakie fajne :)) wyszczerza mam takiego, że... :D Po pierwsze Reuel ^^ po drugie Reuel i Lily.
    Świetny rozdział, czekam na next.
    Pozdrawiam i życzę weny!
    A.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nominuję Cię do Liebster Award, więcej na http://zero-strachu.blogspot.com/2013/05/liebster-award.html :D

      Usuń
  3. Dobry, dobry...

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej!, ja tu nie przeczę, że się domagałam Ru, mojego Ru, ale bez przesady. Takie wspomnienie w rozdziale? Czuję się zaszczycona, a że teraz na weekend mam super lekturę to poprawiłaś mi humor. Dziękuję za to i za Reuela.
    No, a teraz przejdziemy do rozdziału. Uprzedzam, że komentarz może być o niczym i bardzo bezsensu, bo zrobię wszystko, by się nie uczyć^^
    Po pierwsze i najważniejsze! Jak Ty mieszam, człowieku. Ile Ty masz tej wyobraźni czy czym Ty tworzysz to wszystko. + 100 punktów do zajebistości^^
    Ru, MÓJ RU, MÓJ, MÓJ! Pofangirluje mu, a co. On i Li się całowali, na arenie, na arenie się miziali. Jak mogłaś? Jak mogłaś? Pytam się ja.
    Zły człowiek z Ciebie i mam żałobę, bo zmiechy i ta cała kapitoliańska ferajna nie jest fajna, a groźna, a Li che ją oswajać? Czy ona na łeb padła? Padła na pewno, bo inaczej być nie może.^^
    Wiesz, te ckliwe scenki są potrzebne w każdym opowiadaniu. W każdym opowiadaniu są takowe, dlatego ja w swoich wszystkich wymorduję jak leci, co by zabrakło kandydatów do amorów. Zobaczysz!
    Dobra ja kończę, bo zaczynam gadać głupoty.
    0.o Właściwie nie wiedziałam, że ja takiego komcia Ci produkuję. Wybacz i niech los oraz wena zawsze Ci sprzyja!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A proszę bardzo ^_^
      Co znowu mieszam? Niczego nie mieszam! Wszystko jest jasne i oczywiste!
      Ja? Zły człowiek? Nigdy w życiu! Zmiechy są super! :D to najlepsze co Kapitol mógł stworzyć ^_^
      morduj, morduj :D ja jeszcze nie mogę -,- poza tym to Ty mi nie pozwalasz zabić Reuela :< dobra, i tak bym go nie uśmierciła, bo jest mi potrzebny do dalszego ciągu xp
      Dziękuję Ci bardzo :>

      Usuń
    2. Jesteś złym człowiekiem, a zmiechy nie są fajne. Takie nie fajne i już.
      Jesteś zła i mieszasz jak mikser ciasto. I nie próbuj się sprzeczać, bo ja wiem najlepiej. O.

      Usuń
    3. Normalnie, prosto, po polskiemu^^

      Usuń
    4. No, nie smuć się, bo będę się czuła winna. A jak będę się tak czuła, to popełnię samobójstwo i stracisz mnie;)

      Usuń
    5. No ale co mam zrobić jak nazywasz mnie złym człowiekiem i nie lubisz moich cudownych zmiechów? :<

      Usuń
  5. Bardzo dobry rozdział <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Nareszcie Reuel :D JEEEJ :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Czemu Ty umiesz tak dobrze pisać?! :D
    Głupie zmiechy. -,- Nie wyobrażam sobie jak takiego oswoić...
    Nie przesadzaj końcówka super.C:
    W ogóle rozdział cudowny! ♥
    Czekam na kolejny.
    Weny!

    http://oczami-scarlett.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. No dobra, nie zabiję cię. Co najwyżej będę ciąąąągleeeee domagać się więcej.
    Nie wiem co jeszcze, hmmmm.... SUPER jaj zawsze zresztą( zrezygnowana kręce głową).
    Pozdrawiam i duuuużoooo weny,
    Ala.

    OdpowiedzUsuń
  9. W tym moim śnie był Reuel. I Reuel całował Lily. Mój sen był przepowiednią, ha!
    Uwielbiam Cię za ten rozdział. *.*
    Pozdrawia Cassie, niepotrafiąca sklecić porządnego zdania po przeczytaniu rozdziału

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz prorocze sny! Jak jeszcze Ci się coś przyśni, to pisz szybko ^_^
      Dziękuję :>

      Usuń
  10. Będę mało oryginalna, ale co tam.
    Reuel. Wreszcie. ^^ I jakie miał wejście. Lily, jesteś świetna. I nawet te ckliwe scenki mi nie przeszkadzają. Jak Ty to robisz?
    I jeszcze ten pomysł z oswojeniem zmiechów. Ja nie wiem, jak ona ma zamiar to zrobić, ale życzę jej powodzenia. Chociaż lubię zmiechy. Ale ja lubię wszystkie dziwne stworzenia, więc one nie mogą czuć się opuszczone.
    I głupi Wert. Czemu Lil nic nie dostała? Jego to ja naprawdę nie lubię, chociaż ma podobny charakter do mojego.
    Chyba wystarczy tego ględzenia, ;)
    Pozdrawiam i życzę weny,
    Awena.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ^_^
      Zmiechy są świetne i najlepsze jest to, że można sobie wymyślić dla nich jakąkolwiek postać :D
      Niedługo dostanie ;>

      Usuń
  11. Kurcze końcówka podoba mi się najbardziej, aż poczułam motylki w brzuchu. :)
    Rozdział jak zwykle napisany mistrzowską ręką :). Brawo i oczywiście czekam na więcej.
    zyjaca-dla-atona - u mnie rozdział 4.

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie chcę się powtarzać ale muszę. Wiedziałam, że Reuel żyje.
    Wybaczam ci końcówkę. Poznaj mą wspaniałomyślność!
    Rozdział miszczowski więc się ciszę :3 Umiesz umilać czas.
    Te całe oswajanie zmiechów ( i one same) bardzo mnie cieszy. Jest... Niekonwencjonalnie. I to lubię.
    Kocham!
    Chujowy koment ale padam na pysk.
    Plasiam 3:
    Kraken

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No nie mogę go zabić :<
      Och! Dziękuję Ci! :D
      hahahahah xD dziękuję Ci bardzo ^_^

      Usuń
  13. Świtne, świetne, świetne *.*
    Btw. zostałaś nominowana przeze mnie do Liebster Awards.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  14. Nie ma to jak zmiechy<3
    Załóż dla nich osobny blog^^
    Wert jest masakryczny-co on się tak uparł, wziął sobie udział w próbnych igrzyskach bez zabijania i zgrywa bohatera...
    A tak poza tym to super blog...
    Obserwuję:D

    + życzę duuuużo weny

    PS. W następnych też daj zmiechy<3
    hihihi.......!

    OdpowiedzUsuń
  15. Awww, Reli. <3 Jak tu takiego cudaka nie kochać? :3 Szkoda,że dopiero teraz odkryłam tego bloga. :c Ellie.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy komentarz c: one naprawdę bardzo pomagają w prowadzeniu bloga
I proszę o niespamowanie pod postami :) do tego jest zakładka SPAM