czwartek, 18 kwietnia 2013

XIV

Przepraszam was za opóźnienie. Planowałam wstawić ten rozdział już w poniedziałek, ale naprawdę nie miałam do tego ani głowy, ani czasu.
Rozdział dedykuję wszystkim, którzy wytrwali do tej pory. Komentującym i obserwującym szczególnie dziękuję za to, że dają mi poczucie iż moja praca nie idzie na marne ;>
Proszę, by każdy, kto przeczyta ten rozdział, skomentował go. Was to nic nie kosztuje, a ja chciałabym realnie ocenić ile jeszcze osób czyta moje wypociny.
No, a teraz zapraszam do części II mojego opowiadania :)

*****
   Platforma się zatrzymuje. Czuję jak rześkie powietrze owiewa mi twarz. Górskie powietrze.
 - 60 sekund - zaczyna odliczać ten sam męski głos, który przed chwilą kazał mi wejść na podest.
  Wypuszczam powietrze z płuc i otwieram oczy. Zamieram. Dwadzieścia cztery platformy z dwudziestoma czterema trybutami są rozłożone na wielkim okręgu wokół ogromnego złotego rogu, z którego wysypują się przeróżne przedmioty. Nie zwracam na nie uwagi. Nie będę ryzykować, by zdobyć cokolwiek. Teraz muszę uciekać. Tylko gdzie? Śmieję się w duchu. Dookoła pierścienia stworzonego z podestów, paręnaście metrów dalej, jest utworzony kolejny okrąg. Okrąg ze skał. Wysokich, na jakieś dwanaście metrów, skał. Jest tylko jeden wąski wąwóz znajdujący się mniej-więcej za parą z Jedynki. Mało kto prześlizgnie się przez dwójkę zawodowców. Zostaje tylko jedna droga... górą. Nic strasznego. Wspinałaś się wyżej. Ale wtedy na moje życie nie czyhały dwadzieścia dwie osoby! A masz wyjście?
 - 30 sekund.
  Rozglądam się teraz po trybutach. Części nie widzę, są za daleko, schowani za Rogiem. Reuel stoi po lewo, parę osób ode mnie. Uciekniemy. Uda nam się. Przynajmniej muszę w to wierzyć. Nagle, 15 metrów od siebie, dostrzegam na ziemi błysk metalu. Dwa piękne noże leżą porzucone odbijając światło słoneczne. Zdążę. Wiem, że tak.
  Serce zaczyna mi bić coraz szybciej. To jest najgorszy moment - oczekiwanie.
 - Pięć.  Cztery.  Trzy.  Dwa.
  Potężny huk zagłusza odliczanie, do moich nozdrzy dociera duszący, nieprzyjemny zapach. Ktoś nie mógł się już doczekać. Nie chcę patrzeć co się z nim stało. Wystarczy, że się domyślam. Jeden. Zero. Odliczam w myślach i biegnę. Najszybciej jak mogę porywam noże i zawracam. Kątem oka dostrzegam osiłka z Dziesiątki rzucającego się w moją stronę. Bez zastanowienia ciskam ostrzem. W biegu oglądam się za siebie. Pada na ziemię. Huk armaty. Zabity. 
  Dobiegam do skał. W pośpiechu chowam broń za pas i rozpoczynam wspinaczkę. Słyszę pierwsze krzyki. Szybko, szybko! A Reuel? W połowie drogi oglądam się za siebie. Mało brakuje żebym spadła. Widzę, jakby w zwolnionym tempie, Morta wbijającego długi oszczep w ciało stojącego do mnie tyłem ciemnowłosego chłopaka. Ostrze przebija go na wskroś, z pleców wytryskuje fontanna krwi. Kurczy się i pada na ziemie, gdy morderca z Jedynki wyrywa z jego ciała zakrwawiony oszczep. Wśród krzyków słyszę jedynie huk armat obwieszczający śmierć. Śmierć Reuela...
 - Lil! Uciekaj!!! - dobiega do mnie głos Diany.
  Wskakuję na półkę po mojej prawej stronie i staję na niej utrzymując równowagę. W miejscu, w którym przed chwilą tkwiłam, w małą kępkę trawy i ziemi, wbija się strzała. Wyciągam ją bez zastanowienia i chowam za pas. Czuję jak wpija mi się w ciało, ale ignoruję to. Po policzku spływa mi pierwsza łza. Nie myślę o tym co robię, chcę wrócić, chcę...  zabić Morta!
 - UCIEKAJ!!! - słyszę krzyk.
  Nie wiem czy jest skierowany do mnie, ale otrząsam się dzięki niemu. Za późno. Gdy tylko podnoszę rękę do chwytu, słyszę kolejny świst i moje ramię przecina nóż. Syczę cicho. Wśród chaosu, wrzasków i co jakiś czas wystrzałów armat słyszę głośne wołanie.
 - ZABIJCIE JĄ, KRETYNI!!!
   Zaciskam mocno zęby na wardze przegryzając ją do krwi i mocno chwytam szorstką skałę. Wyciągam się na niej w górę. Idę dalej. Nagle moja noga ześlizguje się z obłego stopienia. Zawisam na samych rękach. Jęczę cicho szukając na oślep podparcia dla nóg. Czuję krew spływającą mi z ramienia, ból jest nie do zniesienia. W końcu! Znajduję dość duży stopień. Wychodzę z niego i pokonuję ostatnie metry dzielące mnie od szczytu. Kładę się płasko na brzuchu. Oddycham ciężko przez emocje, wysiłek i ból. Na policzkach czuję łzy, na ramieniu lepką krew.
 - Reuel... - szepczę szlochając.
  Przed oczyma ciągle widzę postać umierającego chłopaka. Słyszę krzyki, wrzaski cierpiących i nagle przytomnieję. Przecież mogą wejść tu za mną, nie jestem bezpieczna. Unoszę głowę i rozglądam się po arenie. Patrzę oszołomiona na ogromne góry w oddali, u ich stóp gęstą mgłę nie pozwalającej mi zobaczyć co się za nią kryję. Przypominam sobie słowa Reuela; punkt, który obrałby James. Góry? A co mam do wyboru? Odkręcam głowę w drugą stronę, tą prowadzącą do zejścia ze skał. U ich stóp widzę tylko las, w oddali zaś... mrużę oczy, by lepiej widzieć. Skała. Wysoka, na jakieś 15 metrów, skała mająca u góry coś na kształt jaskini... Tak. Tam właśnie poszedłby James. Tylko po co tam iść skoro Reuel nie żyje? Może... może to nie był on... Nie okłamuj samej siebie. Kogo jak kogo, ale jego zawsze poznasz. Był chaos, mogłam się pomylić. Zrób coś w końcu zamiast gadać sama ze sobą!
  Potrząsam głową. To nie jest pierwsze konanie bliskiej mi osoby, jakie oglądałam w swoim życiu. Rebelia oswoiła mnie ze śmiercią, nauczyła traktować ją jak przyjaciela, który zabiera cię do lepszego świata. Głupie? Powiedz to matce patrzącej na śmierć swojego dziecka, lub mężowi płaczącego nad zmasakrowanym ciałem żony.
  Wiem, że muszę iść dalej. "Najważniejsze jest to, żeby już nigdy nie dopuścić do Głodowych Igrzysk". Słowa Zory odbijają się echem po mojej głowie. Jeszcze mogę coś zrobić. Mogę skończyć "tradycje" Głodowych Igrzysk zanim rozpocznie się na dobre. Ale jak? Wymyślę coś. Ale żeby cokolwiek wymyślić musiałabyś być żywa. Przecież... nie jesteś jeszcze bezpieczna!
  Przeczołguję się na drugą stronę skały, by zejść na ziemie odgradzając się tym samym od Rogu i rzezi. I martwego Reuela.
 - Zamknij się w końcu - szepczę sama do siebie, wśród chaosu dźwięków nie słysząc nawet swoich słów - Oszalałam - mruczę cicho.
  Powoli opuszczam się na drugą stronę skały. Po omacku szukam oparcia dla stóp. Znajduję i z ulgą odciążam ręce. Schodzenie zawsze wydaje mi się cięższe od wchodzenia. Staram się skupić tylko i wyłącznie na zejściu na ziemię. Odrzucam od siebie wszelkie myśli związane ze śmiercią, bólem i tymi całymi igrzyskami, próbuję nie dopuścić do siebie wszelkich dźwięków oprócz tych z wewnątrz mnie samej. Koncentruję się wyłącznie na swoim oddechu, biciu serca, wyczuciu skały pod nogami i rękoma. Schodzę powoli, spokojnie, staram się nie obciążać bolącej i krwawiącej ręki. W końcu, metr nad ziemią, zeskakuję na nierówne podłoże. Odwracam się i zamieram. Stoję oko w oko z Gorem. Tkwi paręnaście centymetrów ode mnie, w ręku ściska długą, ostrą maczetę. Czuję ciepło jego oddechu na skórze. Patrzy mi prosto w oczy, na jego twarzy maluje się nienawiść i złość.
 - Myślałaś, że jesteś taka sprytna? - odzywa się niskim, zimnym tonem głosu - Że uciekniesz? Przechytrzysz NAS?
 - "Nas"? - marszczę brwi, słowa same wychodzą z moich ust, nie kontroluję ich - A no tak - moje wargi unoszą się lekko w kpiącym uśmiechu - Zapomniałam, że stałeś się Kapitolińskim sługusem. "Od rebelianta walczącego o wolność po niewolnika i pachołka prezydenta Browna, czyli opowieść o życiu i przygodach Gora".
  Zbliża się jeszcze bardziej przypierając mnie ogromną, silną dłonią do zimnej i szorstkiej skały.
 - Ostatnie słowa przegranej Lily Anderson - syczy.
  Unosi rękę z maczetą i robi nią zamach celując w moją szyję. Błyskawicznie się schylam odrzucając od siebie jego dłoń i wyciągam nóż zza pasa.
 - Więc chcesz umierać długo i boleśnie - warczy rzucając się na mnie.
  Odskakuję. Adrenalina uderza mi do głowy sprawiając, że zapominam o ranie na ramieniu. Gor jest potężny, ale przez to powolny. A także lepiej wyszkolony od ciebie. Nie na darmo został generałem. Robię kolejny unik jednocześnie przejeżdżając ostrzem po jego ręce. Nóż pozostawia po sobie głęboką, długą ranę. Odwracam wzrok obrzydzona widokiem. Chłopak krzyczy rozzłoszczony i rzuca się na mnie. Nie zdążam odskoczyć. Zwala mnie z nóg i przyciska całym swoim ciężarem do ziemi. Upadając upuszczam nóż. Pochyla się nade mną rysując ostrzem poziomą linie na moim prawym policzku.
 - Czasem trzeba po prostu przeżyć - syczy.
 - Trzeba pozostać sobą - z moich oczu spływają pierwsze łzy.
  Chłopak patrzy się zszokowany na słone krople toczące się powoli po moich policzkach, z prawej łączące się ze smużką krwi spływającą ze świeżej rany. Nagle otwiera szerzej oczy ze zdumienia i rozchyla usta próbując coś powiedzieć. Słyszę kolejny huk armat. Używając całej swojej siły spycham go z siebie. Przekręca się na plecy i zastyga. Z jego piersi wystaje końcówka strzały.
 - Jednak istniała w nim jeszcze jakaś litość - szepczę sama do siebie - szacunek do życia, współczucie.
  Które ty wykorzystałaś, by go zabić. Inaczej on zabiłby mnie. Bez mrugnięcia okiem nabrałaś go na litość i wbiłaś strzałę w serce. Muszę przeżyć. Zirytowana odwracam wzrok.
 - Za wszelką cenę - szepczę wstając i podchodząc do ciała chłopaka z Jedenastki - Przepraszam - dodaję patrząc się smutno na zabitego i kucając przy nim.
  Wyrywam strzałę z jego ciała uwalniając falę krwi spływającą po jego klatce piersiowej. Wycieram grot o jego spodnie i chowam z powrotem za pas. Nie czas na sentymenty czy rozpaczanie nad tym, że pozbawiłam kogoś życia. Nie mogę pozwolić sobie na takie myśli. Nie teraz.
  Podnoszę swój nóż z ziemi i chowam za pasem. Nie zabieram maczety. Nie mam jej gdzie schować, a nie chcę ciągle nieść broni w ręku. Rana na ramieniu zaczyna dawać o sobie znać, po piekącym policzku spływa mi wąska smużka krwi. Nagle zauważam jakiś biały materiał wystający z kieszeni Gora. Schylam się i wyciągam go. To chustka ze starannie wyhaftowanymi rogami i napisem  "Juliet". Kim była? Jego dziewczyną? siostrą? matką...? Nie czas! Nie czas na takie myśli! Potrząsam głową wyrywając się z zamyślenia i wycieram chustką krew z policzka, po czym ostrożnie zdejmuję kurtkę i obwiązuję ranę. Nie chcę nawet na nią patrzyć. Wystarczy, że widzę zaschniętą krew na okryciu. Prostuję się zakładając kurtkę, gdy nagle coś wpada na mnie. Turlamy się przez chwilę po ziemi, po czym wyrywam się i odskakuję. Zamieram. Widzę zrywającego się z ziemi Bastiana. Rzuca w moją stronę plecak. Łapię go automatycznie i patrzę zaskoczona na chłopaka.
 - Bastian...? - zdezorientowana nie wiem co powiedzieć.
 - Na co jeszcze czekasz? - syczy - Uciekaj!
 - Co ty tu robisz?
 - Uciekaj, mówię! - rozgląda się czujnie dookoła - Musisz przeżyć, Lily. Jestem ci to winny - patrzy mi przez sekundę prosto w oczy - Te igrzyska nie potrwają długo - dodaje jeszcze i odbiega wzdłuż skał do wąwozu.
  Stoję jeszcze przez chwilę, po czym zakładam plecak i rzucam się biegiem w las. Muszę odbiec od rogu. Od morderców. Od zabitych. Kieruję się mniej-więcej na skałę z jaskinią u góry. Po głowie ciągle chodzą mi słowa Bastiana: "Uciekaj! Musisz przeżyć, Lily. Jestem ci to winny... winny, winny, winny..." Nic nie jest mi winny. Mieliśmy być dla siebie martwi, a on mi pomaga. Nie myśl o tym! Musisz uciekać! Racja. Przemyślę wszystko, gdy będę bezpieczna. Mimo wszystko biegnąc ciągle myślę o Bastianie. Przegraliśmy z Kapitolem w powstaniu. Przegraliśmy, ale oboje przeżyliśmy. A teraz prawdopodobnie oboje zginiemy. Przez Kapitol. Przez tych idiotów!
  Potykam się i upadam. Wściekła nie zwracałam uwagi na to, jak głośno się zachowuję. Byłam nieuważna. Ścieram wierzchem dłoni krew z policzka, wstaję i rozglądam się czujnie. Niczego nie zauważam, więc ruszam dalej. Wolniej, ale ostrożniej. Staram się jak najbardziej oddalić od rogu i przybliżyć do upatrzonej skały. Maszeruję przez las czasem podbiegając, ale jestem zbyt wyczerpana, by dojść bez przerwy. Muszę się gdzieś zatrzymać, muszę się chociaż zdrzemnąć.
  Postanawiam udać się na spoczynek, gdy zaczyna się ściemniać. Jestem zmęczona, spragniona, głodna i obolała. Staję w miejscu czując, że nie dam rady zajść już dzisiaj dalej. Rozglądam się. Blisko mnie stoi wysokie, rozłożyste drzewo. Zaciskam zęby i wspinam się na nie najwyżej jak mogę. Rozsiadam się na dwóch grubych gałęziach i zdejmuję plecak. Syczę cicho, gdy jego ucho ociera się o moje zranione ramię. Kładę bagaż przed sobą. Czas zobaczyć co dostałam. Otwieram plecak i przeglądam jego zawartość. Zbawienie! Bandaż i jakaś mini apteczka. Bukłak z wodą. Cienkie, zachowujące ciepło, czarne rękawiczki i z tego samego materiału polar. Czołówka i... wyciągam z niedowierzaniem prostokątny przedmiot leżący na dnie. Książka.
 - Mity Greków i Rzymian - z trudem odczytuję tytuł wśród narastającej ciemności.  
  W Panem książki nie cieszą się raczej dobrą sławą. Każdemu się kojarzą z nauką. W młodości ze szkołą, potem z dokształcaniem się w "zawodzie". Każdy dystrykt ma książki o tym, czym się zajmuje. Owszem, zdarzają się jakieś powieści, czasem wiersze, ale ludzie nie mają nawet czasu czy siły po pracy czytać cokolwiek. A na morzu papier nie wytrzyma zbyt długo.
  Wystrzał armaty przypomina mi gdzie jestem. Zakładam rękawiczki i chowam wszystko do plecaka oprócz apteczki i bandaży. Zdejmuję ostrożnie kurtkę i odwijam chustkę. Cały rękaw bluzki mam przesiąknięty krwią. Krzywię się na ten widok. Hymn przerywa ciszę odrywając mnie od rany. Na niebie pojawia się świecąc godło Panem.

*****
PS.:Narzekajcie, narzekajcie. Tym razem naprawdę mi się należy xp
PPS.: Nie martwcie się, arena nie pozostanie taka nudna, jak jest teraz ;>

34 komentarze:

  1. Ty! Ty rzalu Ty! Sama nudna jesteś!!! >:C
    I tak Ci się należy narzekanie jak... No nie wiem. Ale nie należy. A czemu?
    BO TEN ROZDZIAŁ JEST CHOLERNIE DOBRY!!!!
    TEGO PO TOBIE OCZEKIWAŁAM!!!! NO!
    "Śmierć" Rauela, Gora, który miał jakieś uczucia, ucieczka, krew, krew, Bastian z plecakiem, książka i to wszystko! O mój Boże!
    Genialne, genialne, genialne!
    Czytałam to z dreszczami, bez możliwości się oderwania, zaczerpnięcia normalnego oddechu! Tak, teraz będę ciągle krzyczeć! Tak koszmarnie mi się podobało!
    Wracając do tej twojej "nudy"! Jak to ma być nuda, to ja chcę już kolejny rozdział! Już! Teraz! Natychmiast! Bez zwłoki i wymachiwania rękoma!
    Te jej myśli na temat życia Gora xD Dobre. Podoba mi się, że jest okrutna :3 Lubię takich bohaterów :D
    Co do "śmierci" Reuela. Ja w nią nie wierzę. On ma jeszcze ojcem i dziadkiem zostać! :3
    Ty, ty geniuszu Ty *_*
    Weź, pisz tak zawsze :] Plosę:3
    Kraken

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Arena sama w sobie wydaje mi się taka nudna... zwyczajna :/ ale zmieni się :D Zobaczysz!
      Nie no, nie mogę czytać Twoich komentarzy, bo normalnie się czerwienie!
      Nie wierzysz? :o no wiesz co... xD
      Postaram się, ale teraz zaczynam odczuwać presje, że nie podołam oczekiwaniom... o.O

      Usuń
  2. Ej, no... Kraken napisała wszystko co ja chciałam napisać! Rozdział świetny!
    Ale żeby zabić Reuela?! Tego się nie spodziewałam, byłam pewna, że razem wrócą do domu, a tu taka smutna niespodzianka :(.
    Pozdrawiam :3
    A.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, dziękuję ^_^
      Smutne niespodzianki są najlepsze! :D

      Usuń
  3. Kiedy nowy rozdział?

    JaaMoo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Postaram się dodać jeszcze w ten weekend, jak mi nie wyjdzie, to będzie na początku tygodnia xp

      Usuń
  4. Ogłaszam żałobe po Reuelu :( Chociaż mam dziwne wrażwenie ze coś z nim szykujesz ;) Pozdrawiam, rozdział boski :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tam xp pożyjemy - zobaczymy ^_^ dziękuję bardzo :>

      Usuń
  5. Ja cię już nie lubię. Zabiłaś mojego ulubionego bohatera i komu ja teraz będę kibicować? Mam żałobę i idę się pochlastać widelcem. To takie smutne! Mój Reuel zginął!
    Niby Lily żyje, uratowała się nie dała zabić Gorowi czy jak ten dupek się nazywał. Nie wiem. Przez ten rozdział nie mogę się skupić.
    Bastian jest strasznie interesujący i te jego słowa. Co jest jej winny?
    Czekam na kolejny i idę płakać po Reuelu. Masz chusteczki?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :<
      Nie gniewaj się na mnie... cała wina leży po stronie mojej najdroższej weny, więc wszelkie pretensje kieruj do niej :p

      Usuń
    2. Poza tym sama chciałaś śmierć i duuuużo krwi ^_^

      Usuń
    3. Ale nie krwi mojego kochanego bohatera! Nadal mam żałobę i jak mi nie przejdzie do wtorku, nie napiszę dobrze egzaminu to będzie twoja wina. Twoja i twojej weny.

      Usuń
    4. :<
      Nieeeeeee! Wybacz! Wymaż ten rozdział ze swojej pamięci albo udaj, że Ci się przyśnił! xp

      Usuń
    5. Przyśnił się. Okey, dam radę sobie to wyobrazić. Co jak co, ale mi wyobraźni nie brakuje. Jednak dla pewności wspomóż mnie mentalnie:D

      Usuń
    6. Ok :D i w ogóle powodzenia na egzaminach ^_^

      Usuń
    7. Dziękuję, ale znając mnie i moje umiejętności to już mi nic nie pomoże.

      Usuń
  6. Na pewno sie pomyliła. W końcu Reuel to przyszły Snow. Arena taka sobie, dodaj cos jeszcze bo trochę kojarzy sie z ksiazka

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo dziękuję za miłe słowa u mnie. Twoje opowiadanie jest bardzo dobre, świetnie piszesz i masz wprawę naprawdę. stworzyłaś tutaj interesujący świat z ciekawymi postaciami, pięknymi opisami.. Gratuluję. chętnie dołączam do czytelników. :) pozdrawiam
    zyjaca-dla-atona

    OdpowiedzUsuń
  8. Zgadzam się z Kraken. A Reuel żyje, musi żyć, w końcu w przyszłości zostanie Snowem, no! Aż mi się szkoda zrobiło Gora, dziwny ze mnie człowiek, bo współczuję nawet najgorszym typkom. Ale on okazał się nie taki zły, jak na początku się mi wydawał.
    ''Potężny huk zagłusza odliczanie, do moich nozdrzy dociera duszący, nieprzyjemny zapach. Ktoś nie mógł się już doczekać. Nie chcę patrzeć co się z nim stało. Wystarczy, że się domyślam.'' - Dzięki niech będą Lily, że się nie odwróciła. W końcu nie byłoby czego zeskrobywać z ziemi, a gdybym przeczytała opis...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przekonamy się :>
      Mi przez chwilę też się zrobiło szkoda, tak, że aż zawahałam się czy go zabijać :p

      Usuń
  9. Rozdział super. Bardzo dobrze opisany. Bez problemu sb wszystko wyobraziłam.
    Szkoda mi Ruela, ale wiem że musi żyć bo w końcu jest przyszłym Prezydentem Snowem.
    Uwielbiam Bastiana. Jest w nim coś takego tajemnieczego.
    Życzę weny i trzymam kciuki za następny rozdział.
    Qwantini

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo ^_^
      Kolejny rozdział dodam prawdopodobnie dzisiaj albo jutro

      Usuń
  10. Czytam bloga i potwierdzam,że masz dla kogo pisać c:
    Jedno z lepszych opowiadań o Igrzyskach jakie czytałam :D
    W końcu to pierwsze igrzyska i w dodatku mój ulubiony wątek o Reuel'u ^^

    OdpowiedzUsuń
  11. Och ogólnie jest super!! Naprawdè bardzo mi się podoba twoje opowiadanie. Ale żeby zabić Reuela?!

    OdpowiedzUsuń
  12. Achhhh! Znalazłam Twojego bloga wczoraj wieczorem i zakochałam się od pierwszego wejrzenia! Podoba mi się Twój sposób pisania. Nie jest nudno, ani oklepanie, tylko cały czas coś się dzieje. Postacie są genialne. Mimo, że Reuel to Snow- uwielbiam go. : ( Lecę do kolejnych rozdziałów! : )

    Zapraszam do mnie: http://roseeverdeenhungergames.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  13. Skończyć w takim momencie?! Ja się chce dowiedzieć czy Reuel naprawdę nie żyje!
    Świetny rozdział ^^ I zakochałam się w Bastianie <3 Pięknie piszesz :) Można Cię śmiało porównywać z Suzanne :D

    OdpowiedzUsuń
  14. BJeju. Jak mi serce biło jak to czytałam zajebi*te

    OdpowiedzUsuń
  15. Uwielbiam twój blog <3

    OdpowiedzUsuń
  16. Zaczęłam czytać i nie mogę przestać. Twoje rozdziały nie są dobre-one są idealne!

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy komentarz c: one naprawdę bardzo pomagają w prowadzeniu bloga
I proszę o niespamowanie pod postami :) do tego jest zakładka SPAM