piątek, 5 kwietnia 2013

XII

  - Och! Nie patrzcie się już tak na mnie, jakbym chciał was zabić! - Wert uśmiecha się kpiąco.
  "Zabić". Przytomnieję na to słowo. Zabić. Trzeba go zabić. Ale jak? Broń... gdzie broń? Rozglądam się zdezorientowana. Nie ma. Trudno. Zrywam się z miejsca.
 - Stop! Lily! NIE!
  Zamieram. Patrzę się zdziwiona na Zore. Słyszę śmiech Werta, przenoszę na niego swój wzrok.
 - Mądrze, "Doris" - wyrzuca z siebie to imię z pogardą - Naprawdę łudziłyście się, że o tym nie wiem? Że jakieś dwie żałosne idiotki zdołają mnie przechytrzyć? - kręci głową z politowaniem - Uważałyście się pewnie za wielce przebiegłe, nieprawdaż? A myślałem, że tylko udajesz kretynkę, Doris. A ty, Emily, jesteś tak inteligentna na jaką wyglądasz...  No cóż, przynajmniej z tym udało się wam mnie zaskoczyć. Dobrze, że chociaż wiecie, że nie możecie mnie zabić. Z drugiej strony musiałybyście się nieźle postarać, żeby to zrobić - śmieje się na widok mojej miny - Myślisz, księżniczko, że nie umiałbym się obronić przed twoim szaleńczym atakiem? - zwraca się do mnie.
 - Więc czemu tego nie zrobiłeś? - warczę otrząsając się z osłupienia.
 - Bo to był jeden z najprostszych sposobów, by cię poznać. Nieostrożna, impulsywna, agresywna, łatwa do wyprowadzenia z równowagi, drażliwa, odważna, bezmyślna, ale nie głupia była rebeliantka myśląca, że może zmierzyć się z  potęgą Kapitolu, powstrzymać ją, zwyciężyć. Naprawdę wszystkie jesteście takie naiwne, czy tylko udajecie? - śmieje się drwiąco.
 - Skoro o wszystkim wiedziałeś, to czemu nic nie zrobiłeś? Czemu nas nie powstrzymałeś? - odzywa się cicho Marii.
 - Chyba nie myślisz, że zdradzę wam teraz wszystko? Och, nie! To przestałoby być śmieszne! Gdybyście wszystko wiedziały... przyznajcie, że to nie byłoby już takie zabawne!
 - Kim ty, do cholery, jesteś? - ledwo się hamuję, by nie rzucić się na niego.
 -To nie jest zmartwienie na twoją śliczną główkę, słońce - mówi z tym swoim kpiącym uśmiechem -  Ale odpowiedzi na wszystkie swoje pytania otrzymasz, jak to się wszystko skończy. Pracujcie dalej, nie będę wam już przeszkadzał - wychodzi do swojego gabinetu.
  Zapada cisza. Marii patrzy się nieobecnym wzrokiem przed siebie, Zora chowa twarz w dłoniach.
 - Nie rozumiem dlaczego nie możemy go zabić - odzywam się po chwili.
 - A chcesz jeszcze żyć? - wzdycha Marii przenosząc na mnie swój wzrok.
 - I tak najpóźniej za tydzień umrę - wzruszam ramionami.
  Stylistka kręci tylko głową jakby z politowaniem, a Zora wzdycha głośno i prostuje się.
 - Myślę, że poradzisz sobie podczas rozmowy. Gratuluję, zyskałaś trochę wolnego czasu - odzywa się z Kapitolińskim akcentem.
 - Mam sobie iść? - upewniam się.
 - Tak - odpowiada z naciskiem Marii.
  Znowu wzruszam tylko ramionami, wstaję i wychodzę do swojego pokoju. Z braku lepszego pomysłu przeglądam wszystkie szafki i szuflady w całym pomieszczeniu. W końcu znajduję zeszyt i długopis. Ostatnie pożegnanie?
 - Chyba raczej ostatnia wola - mruczę pod nosem - w sumie, czemu nie?
  Siadam przy stole i wpatruję się w Kapitol za oknem. Tylko do kogo napisać? Chwilę siedzę jeszcze zastanawiając się nad słowami. W końcu zaczynam pisać.

Kapitol, 30 kwietnia
James!
  Piszę to dzień przed wyjściem na arenę. Możliwe, że dzień przed swoją śmiercią. Mam nadzieję, że ONI nic złego wam nie zrobią. Uważaj na siebie i tatę. Porozmawiaj ze Steve'm. Przyszedł do mnie pożegnać się przed wyjazdem do Kapitolu. Zaufaj mu. Razem odwiedźcie całą Elitę. Wiem, że mało ich już zostało żyjących, ale musicie skończyć to, co zaczęliśmy. Wznówcie bunt. Tata wam pomoże. 
  Nie wiem jak te igrzyska mnie zmienią. Nie wiem czy przeżyję pierwszy dzień. Będę się bardziej starać, by sprawić aby okazały się porażką, niż żebym przeżyła.

  Nie wiem co jeszcze napisać. Cały list jest w wymyślonym przez nas języku, aby nikt nie mógł oprócz nas go przeczytać. Dlatego musiałam piać krótkie zdania - nasz język jest dość ograniczony.
  Zastanawiam się chwilę nad listem. Aby cokolwiek zadziałać muszą uzgodnić wszystko z Elitą - głównymi organizatorami buntu w Czwórce. Teraz zostało ich już tylko paru i wcale nie sprawiają wrażenia palących się do walki. Wzdycham ciężko. Trudno będzie ich pewnie przekonać.Może wzruszy ich śmierć 23 niewinnych dzieci? Mało prawdopodobne. Oglądali śmierć setek, co im po dwóch tuzinach bachorów? Prycham cicho. Jestem zmęczona, w głowie mam mętlik. Patrzę na zegar. Mam chyba jeszcze troszkę czasu... Podpisuję się, składam kartkę i chowam ją do kieszeni. Póki mam czas, idę spać.
*** 
 - LILYYYY! - długi krzyk budzi mnie ze snu.
  Wstaję półprzytomna i przecieram oczy. Nie pamiętam co mi się śniło, ale nie było to przyjemne.
 - Idę, idę - mruczę pod nosem i wychodzę z pokoju.
 - No w końcu! - piszczy Zora - Szybko! Szybko! Została tylko godzina do rozmów!
 - Zdążymy, spokojnie - mówię mało przytomnie - Czemu...
 - Bo to Kapitol - syczy cicho - Dlatego tu jestem Zora. I nikt inny!
  Kiwam głową.
 - Mogłabyś to przekazać James'owi? - pytam wyjmując list z kieszeni.
 - Postaram się - obiecuje chowając kartkę.
 - To prowadź na rzeź.
  Rzuca mi mordercze spojrzenie, ale nic nie mówi. Idziemy do windy i zjeżdżamy, bym przedostatni raz została przygotowana do wyjścia na "scenę".
***
  Stoimy w pomieszczeniu tuż przy scenie czekając na wywołanie razem z innymi trybutami. Spoglądam na Reuela.
 - Przestań się tak denerwować! - śmieję się na widok jego zestresowanego wyrazu twarzy. Sama przestałam się niepokoić podczas stylizacji. No, a przynajmniej zdążyłam przybrać maskę.
 - Łatwo ci mówić - mruczy pod nosem.
  Wzdycham teatralnie.
 - Poradzimy sobie, jak zawsze. Niczym się nie przejmuj!
 - Lily... spójrz na nas. A potem na innych.
  Uśmiecham się mimowolnie. Zdecydowanie wyróżniamy się na tle reszty trybutów. Nasza niezwykłość polega na... zwyczajności. Wszystkie dziewczyny mają wytworne, kosztowne suknie, chłopaki garnitury lub kombinezony pasujące do kreacji partnerek, czasem powiązane ze specjalizacją dystryktów, tak jak na przejeździe rydwanów, a my... Reuel jest ubrany w zwykły strój podobny do tego, który nosi na co dzień w Czwórce, ciemne spodnie, T-shirt, a na to niezapięta, zwykła koszula w kratę z niedbało podwiniętymi rękawami. Ja jestem w prostej, zwiewnej kwiecistej sukience do kolan i czarnych trampkach. Włosy spływają mi na ramiona. Bez makijażu, biżuterii, bez Kapitolińskich przebrań. Mamy być sobą. Mi to odpowiada, ale mam wątpliwości co do tego, jak to się spodoba publiczności. Z drugiej strony... mało mnie to obchodzi.
 - Wyglądamy tysiąc razy lepiej - wzruszam ramionami.
 - Ciekawe tylko, czy Kapitol myśli tak samo.
 - Przekonamy się za chwilę. Pamiętaj, Reuel, to tylko zwykła rozmowa. Nie słuchaj tych wszystkich bzdur ile od niej zależy i że to decyduje o naszym życiu czy śmierci. Poza tym, postaram się dużo mówić. To tylko trzy minuty. Mniej niż umiesz wytrzymać pod wodą.
  Rzuca mi mordercze spojrzenie, a ja się tylko śmieję.
***
- Raz! Dwa! TRZY! Wychodzicie!
  Idę posłusznie za trybutami z Jedynki, Dwójki i Trójki na scenę. W pierwszej chwili oślepia mnie blask mocno bijących reflektorów, ogłuszają wrzaski i piski tłumu. Siadamy na wyznaczonych miejscach z tyłu. Przyzwyczajam się szybko do chaosu i rozglądam dookoła. Pozostali trybuci ciągle wyglądają na zdezorientowanych.
 - Zapraszamy, Dystrykt Pierwszy! - krzyczy Tarment ubrany jak zwykle w jaskrawopomarańczowy garnitur. Siedzi z przodu, tyłem do nas, bokiem do niego ustawiona jest kanapa, na której właśnie zasiadają Diana i Mort. Reflektory oświetlają krwistoczerwoną skąpą suknie dziewczyny i kruczoczarny garnitur jej partnera. Wyglądają jak zawodowi zabójcy. I jak się okazuje podczas rozmowy, tak się właśnie zachowują. Pewni siebie, zdecydowani, wyniośli. Mort mówi o poświęceniu dla Kapitolu i zaszczycie jakim jest walka za niego. Publiczność szaleje. Na scenę spadają kwiaty, tłum wiwatuje i skanduje ich imiona. A co najgorsze, wcale się mu nie dziwię. Wypadli świetnie, piękni, odważni zwycięzcy. Bastian i dziewczyna z jego dystryktu okazują się wcale nie gorsi. Mogę się założyć, że połowa Kapitolanek zakochała się od razu w tym przystojnym, szarmanckim chłopaku. Na koniec obiecuje, że zaskoczy wszystkich już pierwszego dnia, na co dziewczyna z Dwójki uśmiecha się cierpko, posyła widowni parę całusów i wracają na swoje miejsca.
  Trójka wygląda jakby się miała zaraz popłakać. Chłopak w połowie rozmowy wstaje i krzyczy, ze zdrajcy i złoczyńcy zginą w piekle, a organizatorzy tych igrzysk mają już na sumieniu dwa tuziny niewinnych dzieci. Strażnicy Pokoju wyprowadzają ich szybko. Mały, głupiutki chłopczyk... właśnie skazał swoich bliskich na śmierć. O ile ich jeszcze w ogóle ma.
 - Zapraszamy Dystrykt Czwarty! - krzyczy Tarment, a Kapitolińczycy biją brawa.
  Wstajemy z uśmiechem i wchodzimy w krąg światła bijący z reflektorów. Siadamy na kanapie.
 - Witajcie! Witajcie! - prezenter szczerzy do nas białe zęby w sztucznym uśmiechu od ucha do ucha - Wyglądacie cudownie! Niczym para idąca o wschodzie słońca na łąkę, by powitać nowy dzień!
  Z trudem powstrzymuję się, by nie parsknąć śmiechem. Skąd on wytrzasnął takie zdanie? Bo nie podejrzewam, żeby nawet kiedykolwiek widział łąkę w blaskach słońca. Tfu! Jakąkolwiek połać trawy czy zieleni oprócz kwiatka w doniczce.
 - Naprawdę, intrygujące! Odrzuciliście modę, kosztowności, by ukazać się nam... - waha się.
 - Takimi jakimi jesteśmy - uśmiecham się lekko wchodząc mu w słowo.
  Kapitol wiwatuje. Idioci.
 - Pięknie! Pięknie! Wypadliście nieziemsko także podczas przejazdu rydwanów. Władcy Mórz! Świetna stylizacja! Reuel, z prezentacji umiejętności otrzymałeś aż 10 punktów, to naprawdę dużo. Nie sądzę, by organizatorzy łatwo oddawali punkty - mruga do publiczności - Możesz zdradzić co się działo na sali?
 - Oczywiście, że nie! - wyszczerza zęby w tym swoim szarmanckim uśmiechu, na co Kapitolanki piszczą jeszcze głośniej - To tajemnica.
 - Jeszcze większą tajemnicą jest dla nas występ Lily, jeśli już o tym mówimy. Zdradzisz nam choćby skrawek tej zagadki? Czemu nie mogliśmy ujrzeć twoich wyników? - Tarment przygląda się mi wyczekująco.
  Śmieję się dźwięcznie.
 - Widocznie mój występ był zbyt oszałamiający dla organizatorów, by chcieli podzielić się jego efektem - uśmiecham się tajemniczo w stronę kamer i publiki.
 - Uważasz, że warto na ciebie stawiać? Jesteś niewiadomą...
 - Nie ma ryzyka, nie ma zabawy - mrugam porozumiewawczo - Uważam, że kto na nas postawi nie zawiedzie się, a wygra sporo.
 - Jesteś pewna zwycięstwa? - przypatruje mi się uważnie.
 - Nikt nie może być niczego pewien, to w końcu pierwsze igrzyska! Nikt nie wie co się stanie ani jak to będzie wyglądać. Ja wiem jedno, nie dam się zabić.
  Tłum zaczyna wiwatować.
 - Reuel - Tarment zwraca się do mojego przyjaciela - Zgłosiłeś się na ochotnika. Czemu?
 - Jesteśmy przyjaciółmi od zawsze - odzywa się chłopak - od dzieciństwa. Musimy sobie pomagać. Zgłosiłem się, bo tak robią przyjaciele, troszczą się o siebie nawzajem. Jadę, by chronić Lily, byśmy wrócili razem... żebyśmy wrócili - dodaje ciszej.
 - Przyjaciele aż po grób... - wzdycha wzruszony prezenter.
  Kapitol krzyczy jeszcze głośniej, a mi chce się z nich śmiać. Wydaje mi się, że wypadło to tak mdle... przesłodzenie... ale w sumie u nich to norma, wszystko jest przesadzone.
 - Wiecie już jaką taktykę przyjmiecie podczas igrzysk? - pyta po chwili, gdy tłum się uspokaja.
 - Przecież nie możemy jej tutaj zdradzić - mówi Reuel z lekkim uśmiechem.
 - Będziemy walczyć, żeby wygrać - mówię zdecydowanie.
 - Boicie się? - pyta Tarment.
 - Tylko głupcy się nie boją - odpowiadam unosząc kąciki ust w półuśmiechu - lub szaleńcy - dodaję po chwili.
  Rozlega się gong. Czas rozmowy się skończył.
- Dziękujemy wam, ale niestety trzy minuty dobiegły końca.
  Wstajemy i wśród oklasków wracamy na swoje miejsca z tyłu sceny.
 - Nie mogłaś sobie darować? - syczy Reuel, gdy siadamy na fotelach.
 - O co ci chodzi? - szepczę w odpowiedzi rzucając uśmiech w stronę publiki.
 - Dobrze wiesz o co! "Bez ryzyka nie ma zabawy" - cytuje.
  Wzdycham lekko.
 - Niech ludzie wiedzą. Wiedzą, że chodzi o walkę z Kapitolem.
 - Lil! Powstanie się skończyło! Przegraliśmy!
  Gwałtownie obracam głowę w jego stronę.
 - TO był dopiero początek.
 - A Kapitol postarał się żeby był końcem. Spójrz chociaż na te igrzyska. To oni są ponad nami. Wygrali i ciągle nas jeszcze pogrążają w porażce.
 - Dlatego nie możemy dać się pogrążyć. Nie pamiętasz już? Czy może straciłeś nadzieję?
  Milczy przez chwilę, po czym odzywa się cicho.
 - Pamiętam.
 - To będą pierwsze i ostatnie igrzyska, Reul. My się o to postaramy.
***
   Dalsze rozmowy przebiegają szybko. Wiem, że powinnam ich słuchać, żeby lepiej poznać wrogów, bla bla bla bla, ale po prostu mi się nie chce. Odpływam myślami daleko, aż do swojego dystryktu. Przypominam sobie morze. Nienawidziłam połowu ryb, średnio lubiłam pływanie, ale podróże łódkami, czy małym statkiem zaliczam do najlepszych chwil swojego życia. Najbardziej kochałam siadać na plaży i patrzeć na słońce chowające się w falach morza. Ale zdecydowanie najlepsze z przeżyć związanych z ogromną wodą był sztorm. Akurat wtedy byłam na pokładzie okrętu razem z załogą ojca Jamesa i nim samym. Rozszalałe fale obijające się o statek, wszędzie chaos, krzyki, zimno, wręcz namacalny strach. A w tym wszystkim jakieś piękno, ogromna siła i... spokój. Marzyłam wtedy tylko o tym, by fale wepchały nas jak najdalej od lądu, byśmy popłynęli gdzieś dalej... do innego świata, gdzie nikt nie wie nawet co to jest Panem. Ale czy taki świat jeszcze w ogóle istnieje? Czy jest coś poza Kapitolem otoczonym dystryktami? Już chyba straciłam na to nadzieję.
  Z zamyśleń wyrywa mnie głos Reuela.
 - Lil! Idziemy!
***
  Ostatnie krzyki Kapitolińczyków cichną razem z zamknięciem się za nami drzwiami windy. Opieram się o jej ścianę. Czuję się słaba, bardzo słaba. W głowie mam chaos, już jutro igrzyska. Nieprzytomna nie zwracam nawet uwagi na to, co Reuel do mnie mówi. Gdy winda się zatrzymuję, idę po prostu bez słowa do swojego pokoju. Zatrzaskuję za sobą drzwi i opieram się o nie.
  Nagły ból głowy rozsadza mi czaszkę. Cały świat zaczyna kręcić mi się przed oczami, duchota w pomieszczeniu przytłacza mnie jeszcze bardziej, mam wrażenie, że zaraz się uduszę. Drżąc cała, zataczając się podchodzę do okna i trzęsącymi dłońmi próbuję je otworzyć. Przesadnie nasycone kolory rażą mnie w oczy, więc odwracam wzrok. W końcu! Ze świeżym powietrzem do pomieszczenia wpadają krzyki, piski i hałas Kapitolu. Gwałtownie odskakuję i kulę się na podłodze zaciskając mocno powieki i zatykając dłońmi uczy.
  Tarandadida tarandadei! Paranoje, paranoje, paranoje! Chaos, fikcja. Oszalała! Fałszywy świat, fałszywe uczucia. Życie bez życia, fikcja istnienia w śmierci, wszechobecne zło i prawdziwe dobro ginące wśród fikcji dobra. Krzyk. Przerażający, długi krzyk. Strach. Cały świat tonie w absurdzie życia, gdzie każdy kłamie. Histeryczny śmiech. Sfiksowała! Chaos w głowie, Wrogowie okazują się przyjaciółmi. Komu wierzyć? Smutek. Zło. Odejdźcie, kłamcy i zdrajcy! Ból. I znów ten krzyk. Paranoje... paranoje tańczą w absurdalnym danse macabra. Tańczę, tańczę, tańczę, wiruję. Oni wirują. W urojonym życiu. Oni trwają w fikcji. Oni nie żyją... Morituri te salutant! Zimno. Gdzie jestem?
 - Wolność... po co wam wolność? - szepty, szepty, szepty - Macie przecież... nic nie macie. I przez to cierpisz. 
Fala bólu. Krzyk. Cisza...
                                   
*****
No w końcu! :D Komputer naprawiony, macie kolejny rozdział, a od następnego... igrzyska! 
Szczerze powiem, że napisanie tego przyszło mi bardzo opornie, wyszedł mi jak wyszedł, siedzieć nad nim dłużej na razie nie zamierzam, bo już naprawdę bardzo chcę przejść do samych igrzysk. Moja kapryśna wena pomaga mi na razie pisać wszystko tylko nie to co aktualnie powinnam. I tak dziękuję z całego serca, że zechciała w ogóle powrócić. 
Jak zawsze dziękuję za wasze opinie i proszę o komentarze i wytykanie błędów. 

15 komentarzy:

  1. Świetny, chyba najlepszy ze wszystkich rozdziałów. *.*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki ^_^ szczerze powiedziawszy nie spodziewałam się tego :p teraz myślę już tylko o nadchodzących igrzyskach

      Usuń
  2. Rzeczywiście świetny rozdział, a przy okazji nominuję Cię do The Versatile Blogger Award więcej na zero-stachu.blogspot.com :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie mogę się doczekać rozpoczęcia Igrzysk :DD
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo lubię główną bohaterkę, podoba mi się jej charakter. Zgadzam się również z pierwszą komentującą, najlepszy rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny rozdział *__* Muszę się powstrzymać od skomentowania końcówki na początku... -.-
    A zatem!
    Yey! Nie zabiła Werta!^.^ Lubię gościa. Ah, ci dranie! Snow, Wert, Voldi,(Rose :3)... :D Ciekawam cóż on zdziała!
    Fajne te rozmowy. Chrakter Lily daje o sobie znać :3
    Dobra jadem na koniec xD
    Kto, co jak, gdzie?!?!?! Otruło ją?!?! Czy ma koszmary?! Kto?! Wert?! Ktoś "dobry"?! Palce mi latają z szokowania! Niesamowity rozdział!
    Tak, tak, myśl nad areną, pierwszymi zabitymi i spółką!
    Jestem niezmiernie podekscytowana o.o
    Kraken :o

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, zdziała, zdziała ;D
      Końcówka miała wyjść jeszcze bardziej chaotycznie, ale nie chciałam już przeciągać dodania notki :p to wszystko w następnym rozdziale ^_^

      Usuń
  6. Nie no, jak ja się cieszę, że w następnym będą już igrzyska i popatrzymy na śmierć. Jestem ciekawa jak to opiszesz, bo ja lubię śmierć.
    Dla mnie opowiadanie bez przynajmniej jednej urwanej kończyny, trupa czy czegoś jeszcze to nie opowiadanie, a czytanie czegoś bez krwi jest niefajne.

    Wert żyje, a myślałam, że Li rzuci się na niego, czy rzuci w niego nożem i po chłopie. Moim zdaniem tak byłoby dobrze.
    Wywiad wyszedł ci bardzo fajnie i znów widać charakterek Lily. Wiesz? Coraz bardziej mi się to podoba!
    Końcówka jednak pobiła wszystko i ja chcę wiedzieć co to było! Jak mogłaś tak urwać, no? Niedobra ty!
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. TAK! Dużo śmierci! :D
      oj, nie nie, Wert musi żyć, jest mi potrzebny xp Musisz jeszcze trochę poczekać, żeby się dowiedzieć ;D Musiałam to urwać ^_^

      Usuń
    2. Poczekam, poczekam, ale pisz szybko!
      Wiem, że Wert musi żyć, ale bym go zamordowała!

      Usuń
    3. Postaram się :>
      Nie martw się, w końcu zginie

      Usuń
    4. Hihihihi i czekam na ten moment!

      Usuń
    5. oj, to jeszcze poczekasz ^_^

      Usuń

Dziękuję za każdy komentarz c: one naprawdę bardzo pomagają w prowadzeniu bloga
I proszę o niespamowanie pod postami :) do tego jest zakładka SPAM