sobota, 31 maja 2014

Rozdział III

Raz.   Dwa.   Trzy.
Nic nie będzie dobrze. 
Twoje dzieci idą na rzeź.

Wchodzę chwiejnie do auta.

Twoja córka - córka prezydenta.
I jego brat, którego przygarnęłaś.

Jadę. Jadę, jadę, jadę. Przez dystrykt czwarty.

Czyżby ktoś tu się chciał pozbyć wszystkich bliskich mu osób? 

Stacja. 

NIE! Reuel nas uratuje, on wszystko naprawi...
A Snow posyła ich na śmierć.
STOP!

Wysiadam, podchodzę do pociągu. 

Raz.   Dwa.   Trzy. 
Co zrobisz? Kogo uratujesz?  Wszak doskonale wiesz, że przeżyć może... tylko jedno. 

Wchodzę po schodkach.

Przeżyją oboje. 
Kogo zdecydujesz się ocalić? Rzucisz monetą? W końcu masz ich całkiem sporo, Kapitol nie szczędzi niczego swoim ukochanym zwycięzcom. 
A może los zdecyduje o tym, że nikt nie wróci...?

Korytarzem do głównego przedziału. 

Wrócą. Oboje wrócą. 
Nikt nie wróci. Tracisz wszystko, stracisz jeszcze więcej...

 - Dylan! - wyrzucam z siebie bliska płaczu. 
  Podchodzi, a ja przytulam się do niego,  chowam w ramionach, w których łkałam nie raz. 
 - Oho, Lilian! Co za napady czułości? - podkpiwa nieznacznie wesołym tonem głosu. 
  Odsuwam się, by spojrzeć na przyjaciela, a on od razu poważnieje na widok łez, które nie mogły nie popłynąć. 
 - Lily... - odzywa się zatroskany. - Lily, co się stało? 
 - Id... i Matt... - szlocham. - Dylan, oni... do Kapitolu... na rzeź...
 - Pieprzony Kapitol - odwraca się zdenerwowany i podchodzi energicznym krokiem do szyby, za którą widnieje jeszcze nasz dystrykt. Nerwowo zapala papierosa. - Wiedziałem! Mówiłem ci, ale ty... ty nie chciałaś słuchać. Miałem rację! - śmieje się gorzko. - Dlaczego musiałem mieć rację?! I dlaczego nie chciałaś mnie posłuchać?!
 - Och, proszę! Nie zaczynaj znowu z tymi swoimi teoriami spiskowymi! - denerwuję się coraz bardziej. 
 - Dobrze wiesz, że mam rację! - pociera nerwowo dłonią czoło. 
 - Matt sam się zgłosił - mruczę pod nosem ocierając twarz wierzchem dłoni. W absurdalny sposób jego krzyki przywracają mi zdrowy rozum, oddalają rozpacz. 
 - Co? - obraca się w moją stronę zaskoczony. - Dlaczego?
 - Nie wiem! A dlaczego ty zgłosiłeś się paręnaście lat temu? Czemu Reuel się zgłosił? - głos więźnie mi w gardle, odwracam wzrok. - Wszyscy jesteście samobójcami.
 - A Idril? 
 - Losowanie. 
 - I co? Może zaraz powiesz, że zwykły przypadek? - kpi. - Taki sam jak podczas losowania na twoje igrzyska? Tak samo jak "przypadkiem" wylosowano ciebie i wszystkich byłych rebeliantów, którzy mogli stwarzać zagrożenie Kapitolowi? I tak samo, jak przypadkiem, podczas tych pierwszych igrzysk wojska wtargnęły do dystryktów i wywiozły do więzienia tych, co mogli zagrozić stolicy kolejną rebelią? Jeśli to taki przypadek, to jak najbardziej jestem w stanie się z tobą zgodzić. 
 - Przestań - mówię stanowczo. 
 - Bo nie lubisz słuchać prawdy? Nie chcesz sobie uświadomić, że to twój kochany Reuel posyła własną córkę, własnego brata na rzeź?! 
 - Nie wierzę w to - patrzę na niego zszokowana jego słowami. 
 - A powinnaś. Myślisz, że kto tym wszystkim steruje?
 - ONI, nie ON.
 - Obudź się! - krzyczy. - Obejrzyj programy, poczytaj gazety!
 - To tylko Kapitolińska propaganda - patrzę na niego z politowaniem przemieszanym z niesmakiem. - Szmatławce zakłamujące społeczeństwo. To nie jest teraz ważne. Nie rozumiesz?! Oni idą na rzeź!
 - Więc niech ON ich ocali - rzuca, po czym uśmiecha się gorzko. - Co, nie potrafi? - kpi. - Nie potrafi ich uratować? - marszczy brwi. - Nie potrafi powstrzymać igrzysk? Czy... ach! może po prostu... nie chce - kończy cicho, ale dobitnie.
 - Dobrze wiesz, że to nie jest takie proste - mówię i opadam na fotel, który zawsze zajmuję w drodze do Kapitolu.
 - Nie? - kuca obok mnie i przypatruje się niby zdumiony. - Jak to nie? Naprawdę? Powiedz - mówi już normalnym tonem głosu - przecież chodziłaś do szkoły, jaki ustrój panuje w Panem, co? - Przekrzywia głowę i sam mówi widząc, że nie mam zamiaru się odezwać - autorytaryzm. A kto jest głową państwa? - robi chwilę przerwy, jakby czekał na moją odpowiedź. - Prezydent. A jaką władzę ma prezydent? Władzę absolutną - kończy cicho, a po chwili dodaje szeptem - a kto jest prezydentem?
  Patrzę się na niego w milczeniu, a on przypatruje się mi czekając aż cokolwiek w końcu powiem. Ciszę przerywają wołania i szum silników. Przyjechali na stację.
 - Jakie to ma znaczenie? - pytam szeptem odwracając wzrok na ogromne okno. Idril i Matt wysiadają z samochodu, a Luskardis prowadzi ich w stronę pociągu. - Jakie to wszystko ma znaczenie teraz, gdy oni jadą na igrzyska? Liczy się tylko to, by ich ocalić.
 - Nie widziałaś go parę lat, nie wiesz jak bardzo mógł się zmienić. Tak naprawdę nie wiesz, czy to jest rzeczywiście on...
 - Wiem - mówię pewnie. - Nawet jeśli... nawet jeśli nie będzie w stanie...
 - ...lub nie będzie chciał... - wtrąca.
 -...ich ocalić - dokańczam siląc się na spokój. - To on nie jest jedyną osobą, która jest w stanie to zrobić. Uratuję ich. Za wszelką cenę.
  Drzwi przedziału otwierają się. Idril podbiega i mocno przytula się do mnie łkając. Skończyło się ukrywanie emocji. Mogła to robić do czasu i tylko przed obcymi ludźmi. Obejmuję ją mocno.
 - Poradzimy sobie, słońce - szepczę do niej spokojnie. - Ze wszystkim sobie poradzimy.
 - Jak?! - łka odsuwając się gwałtownie. - Jak, mamo?! Nie dasz rady! - krzyczy. - Nawet ty nie jesteś w stanie zapewnić nam obojgu powrotu! - wrzeszczy przez łzy i wybiega z przedziału.
  Zamykam oczy. Słyszę jak Luskardis idzie do swojego przedziału mamrocząc coś pod nosem, zapewne o modzie kapitolińskiej lub innych bzdurach. Uchylam powieki i odzywam się widząc, że chłopak też chce odejść.
 - Matt.
  Odwraca się niechętnie w moją stronę.
 - Tak, Lily? - jego głos jest cichy, niepewny. Nie chce ze mną rozmawiać.
 - Czemu to zrobiłeś? - pytam cicho.
  Milczy przez chwilę, po czym podchodzi i siada niechętnie naprzeciwko mnie odwracając wzrok.
 - Chciałem go uratować... brata Mags... - mówi niepewnie. - Wtedy... nie myślałem nad tym, co robię. Te słowa... one po prostu same się wypowiedziały...
 - Nie kłam - nadaję swojemu głosowi tyle stanowczości, na ile mnie stać w tym momencie.
  Podnosi na mnie wzrok, patrzy mi prosto w oczy, a jego spojrzenie mnie przeraża.
 - Pamiętam pierwsze igrzyska - mówi cicho błądząc po przeszłości swych wspomnień. - Pamiętam je tak dobrze... choć przecież miałem wtedy tylko parę lat. Pamiętam twój powrót, płacz... pamiętam, gdy powiedziałaś, że Reuel nie wrócił. Że już nigdy nie wróci. Pamiętam spokój, z jakim przyjęła to babcia - marszczy brwi. - Mówiła, że żyje, że wszystko jest, że wszystko będzie dobrze. Najgorsze słowa pocieszenia, jakie istnieją - prycha kpiąco. - Tęskniłem za nim - zaciętość zmienia się w smutek. - Tak strasznie za nim tęskniłem... czekałem, aż wróci, wołałem go przez sen, wciąż miałem nadzieję, że w końcu znowu wpadnie do pokoju, usiądzie obok i zacznie się przekomarzać, rozbawiać mnie, pocieszać... ale on nigdy nie wrócił. Potem przyszła wiadomość, że tata nie żyje. Że rozstrzelali go w więzieniu. Nie pamiętam go, to Reuel był dla mnie jak ojciec. Pamiętam tylko, że bałem się, że i jego spotkał taki los. Że Reuel też został zamordowany gdzieś w ciemnościach. Potem zniknął James i Steve. Ty znikałaś i się pojawiałaś. Sama, z jakimś mężczyzną, z dzieckiem. Babcia była coraz słabsza, przygarnęłaś mnie. Kochałem cię, byłaś dla mnie kimś pomiędzy matką a siostrą. Kochałem cię. I w końcu znienawidziłem - na jego twarz wraca zawziętość i złość. - Oglądałem tą kasetę setki razy. Końcówkę z milion nie mogąc zrozumieć czemu to zrobiłaś... ale zrozumiałem w końcu, że tak było dla niego lepiej. Zrozumiałem, gdy patrzyłem jak stajesz się obłąkana, jak przez narkomankę stajesz się alkoholiczką, jak pogrążasz się coraz bardziej. Szepty towarzyszyły ci od powrotu z Kapitolu. Ignorowałem je przez te wszystkie lata, broniłem cię, gdy podrosłem na tyle, by móc to robić. Ale wśród tych fałszywych lub wyolbrzymionych plotek była jedna prawdziwa, która przez te wszystkie lata ciągle za mną podążała i nie dawała spokoju. On umarł przez ciebie. Zamordowałaś go.
 - Nie zabiłam go - silę się na spokój. - Jakkolwiek Kapitol tego nie pokazał, jakkolwiek by tego nie wykreował, ja go nie zabiłam. To wszystko jest tylko grą. Okrutną grą, w której stawką jest nie tylko twoje życie czy śmierć. Nie wiem jak Kapitol to przedstawił, ale...
 - Nie wiesz? - przerywa mi zaskoczony Dylan. - Nigdy tego nie oglądałaś?
 - Po co miałam to robić? Po co oglądać czyjekolwiek wyczyny na arenie?
 - I nigdy nie zastanawiałaś się nad tym, co się tam tak naprawdę działo?
 - Ja już nigdy do tego nie chcę wracać - mówię stanowczo wstając. - Chciałeś zaplątać się w tą grę, to świetnie, bo ci się udało - zwracam się do Matta. - Tylko zastanów się dlaczego to robisz, bo, szczerze powiedziawszy, ja tego po prostu nie rozumiem. Chcesz się zemścić? Zbuntować? Za co? Przeciwko komu? Bo na razie jesteś tylko kolejnym samobójcą.
 - Inaczej nie dostałbym się do Kapitolu. Chcę poznać prawdę. Całą prawdę - mówi stanowczo. - I poznam ją.


*****
Wracam w końcu do Was! :D
I nareszcie nadszedł ten czas, gdy stałam się wolnym człowiekiem :D Bardzo dziękuję za wszystkie miłe słowa pod ostatnim postem, za wiarę i wszystko c: było to dla mnie ogromnym pocieszeniem, szczególnie gdy popołudniami czytałam Wasze komentarze na tym blogu, odzyskiwałam dzięki nim wiarę w siebie :)  Poszło mi jak poszło, już niczego nie jestem w stanie zmienić, w końcu przestałam się tym przejmować, choć było ciężko.

Wracając do poprzedniej wypowiedzi, nie chcę kończyć bloga, on sobie będzie wciąż trwał i szybko się nie skończy, ale chciałam napisać takie alternatywne zakończenie dla tych, co uważają, że ten blog powinien skończyć się dawno temu, a ja wszystko niepotrzebnie przeciągam. Więc będę sobie dalej przeciągać, a dla tych, co chcą, napiszę wcześniejsze zakończenie.

Nie czuję się za bardzo pewnie w tym, co piszę teraz. Ciężko mi ostatnio jakkolwiek ocenić cokolwiek, a co dopiero rozdziały, które sama tworzę. I nie lubię końcówki. Bardzo jej nie lubię i wydaje mi się strasznie głupia, ale nie chciałam przeciągać czasu pisania tego rozdziału, bo i tak przez długi czas nic się tu nie pojawiało.

Jeszcze raz bardzo Wam dziękuję :*
I oczywiście przepraszam za długą nieobecność :c

19 komentarzy:

  1. cudowny :) <3 czekam na kolejny ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak, wróciłaś! :-D
    Cieszę się, że w końcu uporałaś się ze sprawdzianami. Mam nadzieję, że poszły dobrze.
    Ach, no i w końcu nowy rozdział. <3 Uwielbiam takie niespodzianki. Trochę nie rozumiem, dlaczego niektórzy uważają, że przeciągasz - przecież najwięcej zaczyna się dziać właśnie po tym, jak główna postać wygra igrzyska i tak jest zarówno w przypadku Katniss, jak i Lilly.
    Brrr, boję się tych nadchodzących igrzysk. Mój szósty zmysł mi podpowiada, że one się bardzo źle skończą... :-(
    I w plebiscycie na najgorszego ojca, brata i ukochanego znów zwycięża Reue... hm, przepraszam, Coriolanus Snow! No, ale żeby własną córkę? Czy to jakiś chory odwet za Jima?
    ...
    Hm, no to teraz mnie zaciekawiło, jak, wg kapitolińskiej propagandy, Lilly wygrała igrzyska... Matt chce prawdy. Oj, gdyby ją poznał, wolałby jej nie znać (takie masło maślane mi w tym zdaniu wyszło...).
    Najbardziej jednak martwię się o Lilly i trochę mnie przeraża ta "wszelka cena", za jaką chce uratować Idrill i Matta.
    Podsumowując - rozdział jak zwykle wspaniały. Mi osobiście, końcówka się bardzo podobała. Prawie tak, jak gadanie z głosami w głowie, które uwielbiam :-D
    Życzę Ci weny, dużo wolnego czasu i oczywiście - jak najwyższej punktacji na maturach. ;-) Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy.
    Pozdrawiam.
    Gabi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W końcu tak ^_^
      Ja też mam taką nadzieję :)
      Chciałam go dodać wcześniej, ale jakoś mi to nie wyszło :/
      Cóż, widocznie nie wszyscy tak uważają, ale nie mam zamiaru z tego powodu kończyć bloga wcześniej niż zamierzałam c:
      Bój się, bój! :D mam nadzieję, że dobrze wyjdą ^_^
      Za dobry to on rzeczywiście nie jest w tych rolach... :c
      Kocham Kapitol za fikcje jakie tworzy (dzięki czemu ja mogę tworzyć je do woli :D )
      Martw się, masz o co ;>
      Dziękuję bardzo :D

      Usuń
  3. Ja i moje wyczucie :) W końcu jesteś! Mogę przysiąc że strasznie często - jeśli nie codziennie - czekałam na nowy rozdział. Czekałam aż matury się skończą. No i teraz Ty masz wolne, a ja poprawianie ocen :( Wszystko przeciwko mnie... Ale jeszcze tylko 27 dni (a może nawet mniej :>) i wakacje! A wtedy pewnie w końcu wezmę się za mojego ekhhem... bloga. Mam nadzieję, że jakimś cudem uda mi się dotrzeć do tej areny. Wkurza mnie, że mam zarys dokładnie do końca, a mało czasu i chęci do pisania ;D Ale, ale wróćmy do rozdziału. No oczywiście cudowny! Ja już nie wiem jak mam je komentować, po prostu! Zawsze rozwalasz mnie tymi swoimi początkami. Nie wyobrażam sobie chyba już rozdziału bez tego pięknego: Raz, Dwa, Trzy <33 Jestem strasznie ciekawa jak Idril sobie poradzi, mam nadzieję, że przeżyje. Ale jest jeszcze Matt... Po tej jego przemowie trochę mniej go lubię, ale i tak ^^ Mój szatański mózg podpowiada mi, że skoro uważa Lily za morderczynię to pewnie nie zechce sojuszu i będzie chciał się zemścić na jej córce... No i w ogóle nie ogarniam jak on zamierza poznać prawdę. Jak to ja, mam nadzieję, że igrzyska będą krwawe, Idril będzie umieć posługiwać się nożem, Matt zrobi coś fajnego, no i że pojawi się ktoś kogo będę chciała uśmiercić, bo Wert już nie żyje - cóż mam począć :) Hmm w tym rozdziale Lily płacze, ale kiedy będzie szaleć i zabijać ? XD Brakuje mi tego :)
    Jak zwykle życzę mnóstwa weny, żeby blogger nie utrudniał życia, żeby nowy rozdział szybko się napisał i żeby Ci się w końcu cały spodobał! Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wróciłam do żywych :D I w końcu nareszcie się doczekałaś (naprawdę długo musiałaś czekać i przepraszam za to jeszcze raz :< )
      Najdłuższe wakacje w życiu ^_^ powodzenia i weny! bierz się jak najszybciej za bloga :D (obiecuję nadrobić zaległości w tym tygodniu :> )
      Dziękuję :D muszę popracować, żeby Wam się w końcu nie znudziły te początki ;)
      Pst! Zdradzę coś! Ktoś na pewno zginie :D
      Hahahahahahaha pokochałam tą Twoją teorię spiskową ^_^
      Będą :D czego innego spodziewać się po igrzyskach, które ja wymyślam? :>
      Na pewno ktoś taki się znajdzie ^_^ a może chcesz, żebym przywróciła życie Wertowi? :D
      Niedługo c:
      Dziękuję ^_^

      Usuń
  4. TAK!!!!!!!!!!!!ŁUCHU!!!!Stęskniłam się:3
    GŁOSY...Jak ja kocham gadanie z głosami! Po prostu kocham, no!<3
    ,,Przeciągaj" dalej! Ja tam nie rozumiem tych innych człowieczków. Bo niby kiedy to się miało wcześniej skończyć? Może zaraz po losowaniu? Albo w trakcie igrzysk, hę? Przecież wtedy nie byłoby zabawy!:-P
    Zaczęłam się bać Lily. Troszkę...
    Skojarzyło mi się ,,Ja jestem twoim ojcem". Tyle, że Matt to nie syn Reuela(?) i to trochę bez sensu...
    Rozdział jak zwykle świetny ( nie czepiaj się moich końcówek)! Masz fajny styl i zazdroszczę Ci. Ja na razie nie mam bloga (na razie!) i trochę się boję wstawić moje wypociny do Internetu...Wolę je przetrzymać w kajecikach:3.
    Mam nadzieję, że dobrze Ci poszło na egzaminach. Ja oczywiście też trzymałam zacięcie kciuki (tak długo jak tylko mogłam, bo potem był obiad itp., do czego trzeba jednak używać rąk), tyle że przeczytałam to później i jakoś nie skomentowałam:*(. Tak czy siak:
    WENY!!! Żeby Ci od niej głowa wybuchła! Ale nie tak dosłownie...
    Fanka<3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. P.S. Sorry, że ten komentarz taki jakiś narwany mi wyszedł D:

      Usuń
    2. ^_^ ja się stęskniłam za Waszymi komentarzami ♥
      Ja też to akurat bardzo lubię :D
      Cieszę się, że i Tobie to nie przeszkadza
      Dopiero teraz? o.O
      No, to jego brat, ale Idril jest jego córką :> (poplątałam to za bardzo? )
      Dziękuję Ci bardzo ^_^
      Załóż! :D z chęcią przeczytam, szczególnie teraz, gdy mam czas na to :>
      Zobaczymy 27... :>
      Dziękuję :D

      Usuń
  5. Miło widzieć ponownie. ^^
    Zacznę od tego, że uwielbiam początek. Taki pokręcony, ale jaki genialny.
    Poważnie? Lily myśli, że Idril wylosowano przypadkiem? Och, błagam, niech wreszcie przestanie myśleć, że Reuel to nadal Reuel. To koniec. Straciliśmy go. Prawda?
    Mimo, że Matt sam się zgłosił, tak bardzo mi go szkoda. Najpierw stracił ojca, potem Reuel, no i w pewnym sensie Lily. A tak swoją drogą, to ja też chcę dowiedzieć się wszystkiego, jak najwięcej. Zwłaszcza, czy prezydent faktycznie utracił resztki dawnego siebie.
    Dobra, znając twoje różne wyczyny, dam o zakład, że ktoś z tu zginie. I nie chodzi mi tylko o dzieciaki.
    Mam nadzieję, że na nowy rozdział nie będzie mi dane, czekać długo! ;3
    Pozdrawiam i weny!
    ~Nalia

    http://roseeverdeenhungergames.blogspot.com/
    http://river-hungergames.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :>
      Też go lubię ^_^ dziękuję
      Zobaczymy w Kapitolu ;)
      a ja go już mniej w sumie lubię :<
      wszystkiego się w końcu dowiesz :)
      Oczywiście, że tak ^_^
      pojawi się na pewno szybciej niż ten
      Dziękuję :)

      Usuń
  6. Jezu wróciłaś
    W sumie to ja jeszcze gdzieś uciekłam. Na blogu cicho i zacichnie jeszcze na jakieś kilka dni. c:
    ~~~
    (Jakby co to piszę to i czytam rozdział, więc...)
    Ej, skoro dożynki są w telewizji, to czemu Dylan ich nie oglądał? Ogółem - czy on nie powinien być na nich? Przecież wszyscy mentorzy tam są, no heloł.
    Ale przyjaciel z tego Dylana, że ho ho.
    Kurde Lilka ,ja się dziwię, ze mu jeszcze nie przywaliłaś ( w moim przypadku by tak było)
    uuuuu. Matt wygadany. c:
    Że wut? To koniec? XD Nawet się nie rozkręciłam, ale rozumiem ile ci zajęło pisanie. Sama nie mogę się uzbierać.
    Jej! Będzie przeciąganie! Hurra!
    No i oczywiście mam nadzieje, że kolejny rozdział będzie jeszcze lepszy od tego!
    Baaaaaaardzo się cieszę , że żyjesz Lilianno.
    Slendy
    PS: Coś tam miałam wspomnieć, ale jakoś takoś mi wyleciało.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oby tylko KILKA!
      Ponieważ, było to w rozdziale I cz,II, który dodałam milion lat temu, tak sobie wymyśliłam :> " Nie każdy z nich stawia się na dożynkach. Dylan, jako drugi z tegorocznych mentorów, zwycięzca drugich igrzysk, będzie czekać w pociągu wiozącym nas do Kapitolu, blablablablabla"
      Widać złagodniała przez bycie matką :p nie, chyba nie, po prostu mi nie pasowało, żeby rzuciła się na niego z nożem xp
      Oby nie za bardzo...
      o wiele za długo... muszę odnaleźć wenę...
      czyżbym wyczuła sarkazm? xD
      Trzeba było wrócić z martwych w końcu... ;>
      (pisz jak Ci się przypomni)

      Usuń
  7. Dlaczego blogger nie dodał mojego komentarza? >.< chyba go spalę na stosie.
    Zacznę od tego, że strasznie (strasznie, strasznie) się cieszę, że wróciłaś ^.^ stęskniłam się za Tobą i Twoimi rozdziałami ^.^
    Matt taki szlachetny... Uwielbiam go za to ^.^ iiiiii Dylan, o którym nie wiem co sądzić... No cóż... Wyjdzie w praniu XD i jestem ciekawa kto zginie. Rozlew krwi nieunikniony. Muahahahaha ]:>
    Weny weny weny!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem :c
      A ja się stęskniłam za Wami :D
      Serio? serio serio serio? ja już go tak nie lubię :/
      nie martw się, ja na razie też nie :p (właściwie wszystko mam jakieś takie... nieprzemyślane :p )
      Dużo, dużo, dużo krwi! :D
      Dziękuję ^_^

      Usuń
  8. To ja tak szybciutko, bo muszę napisać w poniedziałek kartkówkę z ciepła, o papieżu i odpowiedzieć z połowy semestru na polski. :C
    Rozdział świetny. Tradycyjnie. :D Fajnie było tak rzucić podręczniki i poczytać. Stęskniłam się za Twoimi opowiadaniem. ^^
    Pozdrawiam i dziękuję za komentarz u siebie, na który nie mam czasu odpowiedzieć. :C

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy komentarz c: one naprawdę bardzo pomagają w prowadzeniu bloga
I proszę o niespamowanie pod postami :) do tego jest zakładka SPAM