niedziela, 2 marca 2014

Parę lat później - część 2

  Nie potrafię się ruszyć. Nie potrafię odwrócić wzroku. Nie potrafię myśleć. Drżę, moim ciałem wstrząsa szloch. Padam na kolana niezdolna utrzymać się na nogach, zatykam dłonią usta starając się stłumić łkanie. 
Raz. Dwa. Trzy. 
Raz. Dwa. Trzy.
Zatańczyłaś jak ci zagrali
Marionetko w rękach morderców
Morderco
Zatańczyłaś. Nie zrozumiałaś niczego.
Przegrałaś. 
On zginie. Zginą wszyscy. 
 - Co ja zrobiłam? - szepczę sama do siebie drżącym głosem. Łzy zlewają się z krwią. Krew zlewa się ze łzami, w których tonę. W których tonie świat. - Zabiłam go - dopiero teraz dociera do mnie to, co zrobiłam. - Zabiłam...
On umarł. A jego poplecznicy zabiją teraz wszystko, co kochasz.
Nie. Jesteśmy wolni, my... my jesteśmy wolni, Reuel wszystko naprawi...
Tak. Będzie musiał naprawić to, co ty właśnie zepsułaś mordując głowę Kapitolu. 
ZEPSUŁAM? Uwolniłam nas!
Pogrążyłaś. Nigdy się nie uwolnicie. Ten, co miał was wyzwolić - zniewoli. 
Wszystko to kłamstwa. Wygraliśmy. Wygramy.
Przegrałaś zanim zaczęłaś grać.
 - NIEEEEE!!! - krzyczę zrywając się z ziemi.
 - Dlaczego krzyczysz? - słyszę cichy głosik za swoimi plecami.
  Obracam się gwałtownie. W drzwiach na balkon stoi mały chłopiec, może mieć co najwyżej sześć-siedem lat. Patrzy się na mnie szeroko otwartymi oczami, których spojrzenie mnie paraliżuje. Wygląda zupełnie jak połączenie Matta i Idril... jak Ciebie i Reuela. 
 - Dlaczego krzyczysz, mamo? - pyta cichym, drżącym głosikiem.
 - To... to niemożliwe - szepczę.
  Robię krok w stronę chłopca i wtedy nagle zza ściany wyskakuje mężczyzna i przykłada pistolet do główki chłopca przyciągają go do siebie ramieniem. Twarz chłopczyka przybiera przerażony wyraz. Staję gwałtownie, a mężczyzna patrzy się na mnie spod zmrużonych powiek, jego wargi wykrzywia pogardliwy uśmiech.
 - Jeszcze krok, a on zginie - mówi spokojnie.
  Nie potrafię logicznie myśleć. To moje dziecko, mój syn... on nie żyje. Oni kłamali. Zabrali mi go. To ON. Nie wierz temu. Oni tobą manipulują. TO MÓJ SYN. Muszę go im zabrać, muszę...
  Moje przemyślenia przerywa głośny huk. Drzwi do zejścia ewakuacyjnego otwierają się gwałtownie i na balkon wpada ciemnowłosy mężczyzna. Zatrzymuje się gwałtownie, jego twarz blednie ze strachu, dłonie zaczynają się trząść. Wydaje mi się jakbym go znała, jakbym widziała już wcześniej tę twarz. I nagle przypominam sobie te setki razy, gdy oglądałam ją w telewizji, na ekranach rozstawionych na placach, w gazetach głoszących chwałę Kapitolu. Twarz polityka ze stolicy, współorganizatora igrzysk, który zakazał umieszczania zmiechów na arenach, twarz bywalca przyjęć, ważnych spotkań i telewizyjnych debat. Twarz Coriolanusa Snowa. Twarz będąca maską dla całego świata, maską skrywającą jego - Reuela Castelerta.
 - Skoro jesteśmy tu wszyscy... - przerywa ciszę mężczyzna ściskając przerażonego chłopczyka.
 - Nie rób tego, Nig - głos Snowa drży, gdy zrozpaczony odzywa się błagalnie. - Proszę... zrobię wszystko...
 - I tak to zrobisz - mężczyzna nazwany Nigiem wciąż się uśmiecha szyderczo. - Jesteście cholernie przewidywalni. A tobą słońce - zwraca się do mnie. - Nawet nie wiesz jak łatwo się tobą manipuluje.
 - Błagam, zostaw Jimy'ego... - maska Reuela będąca twarzą Snowa jest wykrzywiona w przerażeniu. - Błagam... dam ci wszystko, zrobię wszystko...
  Nig wybucha chrapliwym śmiechem.
 - Cóż za wzruszająca scena! - Mruży oczy przestając się śmiać. - Czas ją ukrócić.
  Wszystko dzieje się w ułamku sekundy. Słyszę huk, krzyk, sama w pół-obrocie niekontrolowanym odruchem wyciągam nóż i rzucam. Wrzask, przekleństwo. Nig pada na ziemię. Doskakuję do małego chłopczyka leżącego w kałuży krwi, przy którym kuca już Reuel. Reuel... czy Snow? Ściska łkając drobną dłoń zastygającego dziecka. Waszego dziecka. Mój syn... twój syn. Mój syneczek... Nie mogę uwierzyć... już w nic nie potrafię uwierzyć, nie wiem co myśleć, co robić, jeśli to mój syn...
 - Co ty zrobiłaś?! - krzyczy nagle na mnie Snow zrywając się z miejsca, oszalały z rozpaczy. Snow czy Reuel. Reuel czy Snow.
 - Co JA zrobiłam? - szepczę z niedowierzaniem podnosząc na niego spojrzenie zaczerwienionych oczu .
 - Zabiłaś Werta. Jak mogłaś to zrobić?! Czy ty nigdy nie myślisz?! Nigdy nie liczysz się z konsekwencjami?!
 - Zrobiłam to, żebyśmy w końcu mogli być wolni - mówię siląc się na spokój i również podnosząc się z klęczek.
 - Wolni?! My nigdy nie będziemy wolni! Nawet nie wiesz ile Wert miał popleczników, nawet nie wiesz, jaką klęskę zesłałaś na nas mordując go! Przez ciebie zabili Jima!
 - Nie zabiliby go, gdyby mnie nie okłamano, że mój syn nie żyje! - krzyczę czując, jak łzy spływają po moich rozgrzanych policzkach. - Dlaczego nic mi nie powiedziałeś?! Dlaczego mi go odebrałeś?! - szlocham nie mogąc się uspokoić.
 - Inaczej ty byś go zabrała! Tak samo, jak odebrałaś mi córkę!
 - Jak mogłeś...
 - Zabrałabyś mi ich oboje... nigdy bym ich nawet pewnie nie zobaczył... A ty... ty nawet nie potrafiłabyś ich wychować!
 - Oszalałeś?! Jak w ogóle chciałeś sam wychować dziecko w Kapitolu?! Ja nie potrafiłabym ich wychować?! Wychowuję naszą córkę, wychowuję twojego brata, a ty... gdyby nie ty, on by ciągle żył! Jak mogłeś... - próbuję się uspokoić, zatykam usta dłonią starając się stłumić szloch. - Gdybyś tylko wtedy wrócił z igrzysk jako triumfator, razem ze mną - podnoszę na niego załzawiony wzrok. - To by się nie stało. James by nie zginął, Steve, nasze dziecko...
 - Robiłem wszystko, by nas ocalić!
  Ocieram łzy przestając szlochać.
 - A miałeś robić wszystko, by powstrzymać rzezie.
  Odwraca wzrok.
 - To nie jest takie proste, jak ci się wydaje. A teraz przez ciebie zginął Jimy. Zabrałaś mi córkę i właśnie zamordowałaś Werta - maska pozbywa się z każdym kolejnym słowem emocji, aż w końcu podnosi na mnie swój pusty wzrok Corionalusa Snowa.
 - Ale ty przestań mordować Reuela Castelerta - mówię drżącym głosem.

***
   Pociąg gna przez dystrykty, pola, lasy. Wiezie mnie do domu, do Dystryktu Czwartego. Dwa dni w Kapitolu. Dwa dni... pierwszego zamordowałam swojego byłego mentora, a zarazem głowę Kapitolu. Czemu bawił się w mentorowanie nad nami? Nie wiem. Nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Każdy jego ruch był częścią ogromnej gry intryg i podstępów, wszystko miało jakiś cel, pociągało za sznureczki, których końce były zaczepione i o mnie. Manipulacje i kłamstwa. Wszystko to były tylko manipulacje i kłamstwa. Drugiego dnia Coriolanus Snow został ogłoszony prezydentem. Wyjechałam podczas jego oficjalnej przemowy. Manipulacje i kłamstwa się nie skończą, będą oplatać go jeszcze ciaśniejszymi i mocniejszymi mackami. Im więcej traci, tym bardziej się boi, że straci i to, co mu jeszcze zostało, co wciąż kocha, ale tym łatwiej jest nim sterować. Patrzę w okno na przesuwające się widoki przypominając sobie naszą ostatnią rozmowę przed wyjazdem.

 - Reuel... - szepczę cicho dotykając jego ramienia.
  Podnosi na mnie swój wzrok znad szklanki z alkoholem. 
 - Przepraszam - szepcze.
  Przytulam się do niego, a on obejmuje mnie lekko otępiały wciąż z żalu. 
 - Musisz to powstrzymać, Reuel - mówię cicho, ale pewnie. - Jeśli ty tego nie zrobisz, nikt już tego nie zdoła zatrzymać. Nie bój się o nas. Tylko to powstrzymaj... inaczej to wszystko nie będzie miało sensu.
 - Czy jakakolwiek śmierć ma sens? - szepcze pociągając łyk ze szklanki. 
 - Jedynie ta, która prowadzi do wolności. 

  Rozstaliśmy się starając odrzucić żale, urazy, złość, którymi tak łatwo było nam się darzyć po tym, co się stało. Wiem, że nie spotkam go szybko. Wiem, że nic nie mogę zrobić, a to, co wydawało mi się jedynym wyjściem było najgorszą rzeczą jaką mogłam zrobić. Wszelkie zaufanie, jakie zdobył pośród popleczników Werta runęło, stracił wpływy, zaczęto go o wiele mocniej kontrolować, a stanowisko prezydenta wbrew oczekiwaniom, jeszcze bardziej go ograniczy. Nie mogę nic zrobić. Mogę wrócić do domu. Mogę żyć dalej. Żyć dalej z cieniem nadziei, że wszystko, co się stało, nie pójdzie na marne. Z cieniem nadziei, że wszystko będzie dobrze.

*****
Nienawidzę tego rozdziału. No może nie całego, ale sporej części. Próbowałam go pisać miliony razy i za każdym mi nic nie pasowało. W końcu zmieszałam wszystkie swoje pomysły w jeden i wyszło... takie coś... :p 
Proszę, wybaczcie mi, ale naprawdę nie jestem teraz w stanie chyba nic lepszego z tym rozdziałem zrobić.
Wybaczcie mi ostatnie zdanie, ale jakoś strasznie go potrzebowałam, może dlatego, żeby samej uwierzyć, że wszystko rzeczywiście będzie dobrze.
Nie wiem, czy wyobrażacie sobie, jak strasznie jestem wam wdzięczna :) i jak strasznie jest mi wstyd za długą nieobecność... następny rozdział dodam szybciej, zaległości na Waszych blogach nadrobiłam o tyle, że przeczytałam praktycznie wszystko, ale nie komentowałam, bo czasem nie potrafiłam nawet sklecić komentarza, który wynagrodziłby moją długą nieobecność. 
Jeszcze raz pokornie proszę o wybaczenie i oczywiście serdecznie pozdrawiam :)

41 komentarzy:

  1. Mi rozdział się podoba. To znaczy nie podoba mi się to co jest w nim napisane. Smutne to. Prawie się rozpłakałam. Super piszesz. Każdy rozdział jest bardzo ciekawy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) Miło jest słyszeć, że to, co się pisze wzbudza emocje w czytelniku c:

      Usuń
  2. Pierwsza! choć to nie to co wcześniej, to i tak podobał mi się ten rozdział.. Trzymam cię za słowo ze kolejny będzie szybciej!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jednak druga :(

      Usuń
    2. Coraz bardziej odnoszę wrażenie, że zamiast polepszać swój styl pisania, idzie mi coraz gorzej :p
      Będzie :>

      Usuń
  3. Płaczę:'(:'(:'( rozdział jest cudowny! Bardzo lubię czytać twojego bloga jest taki długi i ciekawy. Podoba mi się twój styl pisania i wgl... trochę smutno że ich syn umarł a nawet bardzo :-( w sumie głupio ze strony Reuela że zabrał ich syna, biedny musiał być wychowany w Kapitolu. Wczoraj zaczęłam bloga więc jakby ci się nudzilo to możesz wejść (z-nadzieja-na-poranek.blogspot.com). Czekam na kolejne rozdziały!~ Annie Cresta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) nie wiem czy nie za długi xD
      No... głupio wyszło xp
      :)

      Usuń
  4. oj, Lily, Lily!

    mimo całego podziwu doTwojego zaangażowania, talentu, uporu i tej cholernej wiary we wszystkie Twoje słowa, muszę przyznać, iż miałam koszmarnie długie zęby do zabrania się za "parę lat później". są takie historie - kilka razy to mówiłam, i powtarzam po raz enty - których nie należy kończyć, które muszą zostać niedopowiedziane, które muszą... intrygować. intrygować i szarpać za serca, wiązać duszę i pozwalać na sto różnych pytań, na które nie znajdziemy odpowiedzi. a co z Lily, a co z dziećmi, a co dalej... Ty zaczęłaś nam ich powoli dostarczać, i wcale nie mówię, że to źle! gdyby Rowling teraz napisała kolejną część Harrego przeczytałabym ją na pewno - i to następnego dnia po premierze, ale robiłabym to już pewnie z mniejszym ogniem w sercu, może z mniejszym zaangażowaniem. nie zrozum mnie źle, kocham Harrego Pottera i kocham Lily Anderson, ale są takie historie których nie należy dopisywać. (Broń Boże nie myśl, że nie chciałam więcej czytać o Lily, nie tyczy się to twojego bloga... opowiadam tylko przyczynach mojej awersji :3)

    no, mimo wszystko moje serduszko podskoczyło radośnie kiedy ujrzałam nowy rozdział. cholera, jak Ty na mnie działasz!

    rozdział - cóż Cię mam okłamywać! - pisany zgrabnie i pięknym stylem jak zawsze, ale trochę bez wyrazu. kilkakrotnie musiałam się cofać, bo gubiłam się w treści... nie wiem, czy to jest wina niewielkiego chaosu, który tu panuje, czy może mojej średniej przytomności w dniu dzisiejszym, niemniej jednak czasem średnio ogarniałam :c cóż, za kilka dni wrócę, i przeczytam ostatnie dwa rozdziały jeszcze raz - pewnie wtedy coś mi się rozjaśni :) poza tym kocham te Twoje liryczne teksty!
    " - Czy jakakolwiek śmierć ma sens?
    - Jedynie ta, która prowadzi do wolności. "

    zdecydowanie piękny :3

    ___
    a poza tym pozdrawiam, ściskam i nieśmiało zapraszam do siebie :) byłoby mi miło, gdyby udało Ci się przeczytać, bo zależy mi na Twojej opinii.

    http://73-hunger.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, ja także nie mogłam się za to zabrać xD Rozumiem doskonale o co Ci chodzi i jestem gotowa się z Tobą zgodzić. Ale widzisz... ja już sama nie potrafię powiedzieć, co tak naprawdę chcę zrobić w związku z tym blogiem, a raczej co POWINNAM zrobić
      ^_^
      Chaos, wszędzie chaos
      Dziękuję c:
      Obiecuję - gdy tylko znajdę wystarczająco dużo czasu - odwiedzę Cię :)

      Usuń
  5. Spojrzałam na Twoich obserwatorów. 70. Wow. :o
    Początek jak zwykle genialny. A co do reszty... po prostu mnie zamurowało, kiedy do akcji przyłączyli się Reuel i Jimy... I do tego wybuch Snowa/Reuela, to już kompletnie straciłam jakiekolwiek uczucie do niego. Tak szczerze, to nawet go rozumiem i pewnie zachowałabym się podobnie, ale jakoś tak.. nie potrafię go po tym lubić.
    Co do tych komentarzy, rozumiem Cię. Czasami po przeczytaniu mam ochotę wyjść z bloga, nic nie pisząc, albo ewentualnie napisać tylko "świetny rozdział"... ://

    "Trochę" Cię nie było, a ja czekałam na Twoją opinię pod rozdziałem. Dalej czekam ;))
    Życzę weny ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trochę ich przyszło przez ten rok :)
      Dziękuję :D tak, tak, Reuel powoli traci swój urok :>
      U Ciebie akurat, z tego co mi się wydaje, skomentowałam rozdział. ale cóż, jeszcze sprawdzę :)

      Usuń
  6. Lily!! Napisałaś!! \(^o^)/ YAY!! Moja radość nie zna granic XD
    Znowu to napiszę... Serio, aż mam wyrzuty sumienia, że zawsze piszę to samo, ale musisz mi to wybaczyć, mało kreatywna jestem XD
    Cuuuudeńko ;3 ok, Reuel jest Snowem... Już tym takim zUym Snowem... Buuu... A tak go uwielbiałam TT^TT a on zabrał synka od Lily... TT.TT Biedny Jim... I jeszcze umarł... Nie no... Serio... Ja nawet nie wiem jak to... w głowie mam chaos XD
    Weny, weny, weny, weny!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. TAK! :D A Ty niczego nie dodałaś od mega długiego czasu i jak tak dalej będzie, to zginiesz!
      Dziękuję ♥ jeszcze nie aż TAK ;>
      Wszędzie chaos! (to nowa dewiza rodu Nimrodiell xD )
      Dzięki, dzięki, dzięki :D

      Usuń
    2. Dewiza warta uwagi! XD

      Usuń
  7. O rety T.T Nie podoba mi się to, co się dzieje z Reuelem! Halo halo, zacytuję Lily- "przestań mordować Reuela ;_; W sumie to go szkoda, bo w końcu nie prosił się o pranie mózgu i zmianę twarz, no nie? Lily też szkoda. Przyznam, że zaskoczyłaś mnie sceną z Jimem. Jak można oszukać własną ukochaną, że ich syn umarł? O nie, tego nie pojmę. Martwię się, o dalsze losy... wszystkich! T.T Kurde, dobrze musi być!
    Weny, weny, weny, pozdrawiam i zapraszam do mnie: roseeverdeenhungergames.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nikomu się chyba nie podoba :c Szkoda, szkoda...
      Siebie samą też zaskoczyłam xD tego miało tak nie być, ale jakoś tak usiadłam i tak mi wpadło to o głowy jakoś...
      Nie może być szczęśliwego zakończenia :D
      Dziękuję ^_^ wpadnę, gdy znajdę trochę więcej czasu :>

      Usuń
  8. Zabiję Cię jak jeszcze raz powiesz,że piszesz beznadziejne rozdziały.Twoje rozdziały są cudowne! Rozpłąkałm się jak się dowiedziłam,że Jimmy nie żyje.Błagam Cię,niech Reuel nie stanie się zły :( Ogólnie bardzo świetny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :c wszyscy chcą mnie zabić :<
      Bardzo Ci dziękuję :D
      Nie może się nie stać... chociaż, wiesz, zły to pojęcie względne :>

      Usuń
  9. O.o
    Zamurowało mnie. Naprawdę. Długo czekałam, aż dodasz nowy rozdział, nie mogłam się doczekać, no i jest. Taki jak zawsze. Wzruszający. Zaskakujący. Pełny wszystkiego co najlepsze. A może nawet jest lepszy niż poprzednie? Zdałam sobie z czegoś sprawę. Nie wiem, czy Ty też to zauważyłaś. Pierwsze rozdziały były o zwykłych igrzyskach (które Ty oczywiście tak cuuuuuuuuuuudownie przedstawiłaś ^^), a teraz dochodzimy do takiego momentu... Że nic nie jest już takie jak na początku. Jak dla mnie Twoje rozdziały są teraz na bardzo wysokim poziomie i pełne emocji. Tak właśnie myślę !
    Jejku nie wiedziałam, że taki problem z tą śmiercią Werta. Czyli tylko ja się cieszę? ... Nie ma co zaraz się przejdę do Kapitolu i wyjaśnię im wszystkim jaki on był niefajny :)
    No i widzisz jak krótko wytrzymałaś bez zabójstw? Nawet jednego rozdziału. A ja nadal się u siebie męczę z pociągiem i treningami. Jak w końcu dotrę do tej głupiej areny to chyba on razu uśmiercę połowę trybutów. No i nieźle zranię główną bohaterkę, będzie mieć ze mną przerąbane... Muszę sobie odrobić :)
    Hmm... Zastanawia mnie tylko jedno: skoro rozdzielasz to Parę lat później... w kilka części to nie będzie już czterdziestu rozdziałów? Tylko kilka? Strasznie mnie męczy świadomość, że ta historia kiedyś się skończy.
    No cóż kończę, matematyka wzywa. Pozdrawiam gorąco, życzę weny i mam nadzieję, że jeszcze się u mnie pojawisz i Cię nie zamęczę moimi wypocinami. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę? :D Nawet nie wiesz, jak takie słowa sprawiają mi radość ^_^
      Że lepszy niż poprzednie - w to jest mi strasznie ciężko uwierzyć. Samej jest w ogóle ciężko mi ocenić, jak to wszystko wychodzi i tak naprawdę co piszę :p
      Hahahahaha xD myślę, że mogą Cię nie wysłuchać w Kapitolu xD
      Bardzo krótko... och, ja tak się nie mogłam doczekać przed igrzyskami, żeby zacząć już bezkarnie zabijać ^_^ a teraz mogę to robić do woli :D
      Czekam z niecierpliwością na Twoją arenę c:
      Następny rozdział będzie kolejną częścią, po prostu nie wiedziałam do czego dodać "Parę lat później" i tak to wyodrębniłam :>
      Ucz się, ucz! :D
      Dziękuję ^_^ oczywiście, że nie! :D

      Usuń
  10. Juhu! Nowy rozdział, co za niespodzianka! :-D
    Jak możesz mówić, że go nienawidzisz?! Jest WSPANIAŁY! <3
    No... to znaczy dla mnie wspaniały, bo biedna Lily po raz DRUGI straciła synka... :,-( Było mi go strasznie szkoda już jak się dowiedziałam, że "nie przeżył porodu" (przeklęta propaganda Kapitolu >.<), a teraz to już w ogóle... :,-((( Przez chwilę miałam nadzieję, że Jimy będzie żył (w miarę) długo i szczęśliwie, a tu wyskoczył ten wstrętny strażnik. Hahaha, dobrze chociaż, że Lily pomściła syna...
    A Reuel (czy raczej Snow, bo Reuel chyba odszedł na dobre)... W sumie to wydało mi się trochę podejrzane, że dał tak po prostu Lily odejść z ich córką i w duchu wyklinałam jaki to z niego beznadziejny tata. Chociaż właściwie - i tak jest beznadziejnym tatą. Jak mógł wmówić Lily, że Jimy nie żyje? Eh, coraz bardziej mnie wkurza >_<
    I te rozważania filozoficzne, rany, jak ja uwielbiam takie rzeczy... <3
    Więc po raz kolejny spytam: jak możesz nienawidzić tego rozdziału???
    Życzę weny i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział. Mam nadzieję, że znów czymś nas zaskoczysz ;-)
    Pozdrawiam
    Gabi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie lubię go :< ale cieszę się, że Ci się podoba :D
      Kapitol to zło! Niee... nie wiedziałabym co z nim zrobić, gdyby żył xD
      Racja, wzorowym ojcem na pewno nie jest xD ale Lily by nie została w Kapitolu. NIGDY.
      ^_^
      Nie wiem, nie podoba mi się :<
      Bardzo dziękuję :D i również mam taką nadzieję :>

      Usuń
  11. Ma być ciąg dalszy???
    Borze zielony, nie mam pojęcia jak ty masz zamiar to skończyć, ale jeśli ten rozdział kończy się tak to ostatni (setny w sensie?) będzie epicki. Szczerze mówiąc, dawno nie przeżyłam tyle o.o przy rozdziałach jak u ciebie.
    Reuel i...
    Nie mam pojęcia, jak to skomentować. Zwykle w takich sytuacjach układam wierszyk ale nawet nie wiem o czym go zrobić.
    Reuel w Kapitolu
    Lily w dwunastce
    Każde ma dzieciaczka
    I nagle kurde jednego brakuje
    ...
    Odmeldowuję się z bloggera.
    Przestań mącić mi w mózgu!!!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czekałam na Twój komentarz, szczerze powiedziawszy, bo strasznie ciekawiło mnie to, co napiszesz. I w sumie nie bardzo ogarniam Twoją wypowiedź i nawet nie jestem w stanie stwierdzić, czy jest pozytywna, czy negatywna i zrobiłaś mi trochę wodę z mózgu xD
      Dziękuję za wierszyk ♥ (choć jest troszkę dziwny xD )

      Usuń
  12. O jejciu.... Rozdział cudowny.... ale smutny... :(
    Zabili dziecko Lily...
    Nie wiem co myśleć o Reuel'u... Raz taki, raz taki... Mógłby się ustabilizować? ;3
    Piszesz super i nawet nie waż mi się tego kończyć! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :> wesołe rozdziały są za nudne :D
      Już niedługo ^_^
      Dziękuję i na razie nie zamierzam c:

      Usuń
  13. Ja pi*********e!!!!
    Biedna Lily:-(. Najpierw myśli, że jej syn umarł, potem, że jednak nie, a potem on umiera.
    Prezydent-Snow, już nie zastępca-prezydenta-Snów... Reuel... Nie! Tracimy go!:(((((
    W ogóle jestem pod wrażeniem Twojego bloga. Myślę, że sama Suzzie Collins padłaby trupem z wrażenia i na pewno wiele, wiele osób się ze mną zgodzi.
    Bardzo proszę, nie przeklinaj! Ten rozdział jest dobry i to DOBRY, jest supcio, w dechę i w ogóle. Dlaczego jak twierdzisz, że rozdzialik jest do kitu, ja klaszczę w łapki?xD Muszę przyznać, że mnie zaskakujesz. Czytam, czytam* zonk* czytam, czytam*zonk*. Trochę smutno mi było, ale jak tu może nie być smutno?
    Dużo, dużo weny!
    Fanka<3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W końcu nie może być za dobrze, nie? :>
      Już niedługo stracimy go na zawsze...
      Bardzo się cieszę i dziękuję :) akurat jakoś mi nie przypada do gustu :p
      Dzięki c:

      Usuń
  14. Pierwszą moją myślą po przeczytaniu rozdziału było:"Że co?". Być może dlatego tak najpierw pomyślałam, bo miałam spaczony mózg, bo kilka minut wcześniej wyszłam z matury próbnej z matmy, która była co najmniej dziwna xD
    Tak bardzo znienawidziłam Reuela! Wcześniej był o wiele bardziej... ludzki, a teraz najzwyczajniej nie mogę go znieść;_; Idę się pociąć łyżką._. Ale przynajmniej mam znowu kogo hejtować xD
    Miałam już takie wrażenie, że Lily i Reuel będą razem, dzieci, fajerwerki, miód, orzeszki i czekolada z orzechami, ale zniszczyłaś moją wizję świata. Może to i dobrze, że tak zrobiłaś, bo coś mi się wydaje, że znowu szykujesz coś naprawdę wielkiego:D
    Wybacz misz-masz emocjonalny, ale jestem chora i zupełnie zaskoczona rozdziałem, co przekłada się na moje sprzeczne emocje:)
    Życzę weny i pozdrawiam:3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdy przeczytałam to, co napisałam, też miałam podobną myśl xD
      Och, ja mam próbną w następnym tygodniu... i nie wiem czy to przeżyję :<
      c: to dobrze, chociaż nie chciałam, żebyście tak od razu go znienawidzili...
      U mnie nie ma happy endów ^_^
      Dziękuję :D

      Usuń
  15. Lał. Zawsze po przeczytaniu twojego rozdziału mam pustkę w głowie. Chcę napisać to, co kryje się w moim mózgu, ale wychodzą mi tylko dwa marne zdania. Zazdrośnie patrzę na pięciometrowe komentarze innych i zastanawiam się jak przerzucić do komentarza kłębek myśli. To właśnie świadczy o tym, że piszesz tak niesamowicie, że nie potrafię tego skomentować. Z całego serca pragnę abyś nie kończyła bloga, ale zbyt długa historia też nie jest najlepsza. Płakałam czytając to. Weny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja zawsze przy pisaniu rozdziałów mam pustkę xD
      Dla mnie jest ważne choć te parę słów nawet sklecionych w chaosie :)
      Z jednej strony nie potrafię tego zrobić, dopóki nie dojdę do tego wielkiego zakończenia, jakie kiedyś sobie wymyśliłam, ale z drugiej już nie wiem, czy nie powinnam skończyć...
      Dziękuję c:

      Usuń
  16. JAK MOGŁAŚ? I ŻE TO NIBY JA JESTEM OKRUTNA? ;-; Dlaczego, Boże, zrujnowałaś moją psychikę. Nie widzę, co piszę, bo ryczę jak dziecko więc wybacz ewentualne błędy... Sama widzisz, że to, co potrafisz robić z ludźmi pisząc jest niesamowite, więc... wniosek chyba nasuwa się sam... Nigdy nie rezygnuj z pisania, błagam ;-; Jesteś genialna... Idę po chusteczki.
    Pozdrawiam i życzę weny...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :3 Ja? okrutna? no co Ty... xD
      :c wybacz...
      nie spodziewałabym się, że to co piszę może tak wpłynąć na kogoś, że ktoś może to tak przeżywać, jak ja przeżywam czytając niektóre opowieści... nie zrezygnuję :) to akurat wiem na pewno
      Dziękuję Ci bardzo :> (i przepraszam :< )

      Usuń
  17. Nie mam czasu, komentarz będzie krótki i pozbawiony sensu :c
    Lily tancerka, ciągle by tylko tańczyła xD Ale podoba mi się to odliczanie, no i wiesz, to wszystko.
    Reuel to cham jakich mało, kradziej dzieci, i nie wiem co jeszcze. A dodanie tej rozmowy przed wyjazdem tylko potwierdziło to jaki był fajny, a jaki głupi jest teraz. I przez przytoczenie tej rozmowy smutno mi się zrobiło. Dochodzę do wniosku, że powinnaś zostać psychologiem, bo tak łatwo sobie pogrywasz naszymi uczuciami, że - jak mi się zdaje - pasowałabyś idealnie. :D
    "Ale ty przestań mordować Reuela Castelerta" ♥ Aj, to zdanie to rozwala system. Tak mi się smutno (który to już raz?) zrobiło jak je czytałam, że szkoda gadać.
    Pozdrawiam i przepraszam za ten komentarz, ale naprawdę nie mam czasu sklejać niczego dłuższego. ;C

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nie mam już czasu zupełnie NA NIC :c
      Hahahahaha no jasne ^_^ cieszę się :D
      Wszyscy już go nienawidzą... :<
      Serio? :D rozważę to ^_^ tym bardziej, że zbliża się decydujący moment wybrania dalszej drogi życia... (czemu zabrzmiało to tak absurdalnie poważnie? xD )
      Wybacz, że Cię zasmuciłam :c
      I dziękuję za komentarz ^_^

      Usuń
  18. Boziu! Jak późno! Przepraszam :<
    Lily (nie ty!) wariuje! D:
    Myślę, że to nie był jej syn. Ogólnie ten początek z pojawieniem się dziecka Lil, trochę szybko leciał.
    Ach, tak po prostu jakiś chłopczyk sobie przyszedł na dach. ,,Nah, dzisiaj sobie pooglądam widoki!'' Dociera na górę , a tam jego matka. To tylko ZBIEG okoliczności, no przecież! c:
    Skoro Nig uważa, że nią można tak łatwo manipulować(czyli na moje rozumowanie, zna jej wszystkie ruchy), to czemu nie wpadło mu do łba, że ona może go też zabić? Chyba, że właśnie oto mu chodziło! :O
    E tam, to nie jej syn. Pewnie podmienili c: Prawda? (;-;)
    Trochę dziwny ten dialog między naszą parą ;-;
    No i mam jeszcze pytanie: CZY NAPRAWDĘ NIKT NIE USŁYSZAŁ WYSTRZAŁU PISTOLETU?! Dla mnie to z 50 agentów FBI powinno wpaść na tą randkę XD
    Dobra, ja nie biorę wszystkiego na poważnie. Ignoruj to co napisałam XD
    Ogólnie ulubioną częścią rozdziału jest Pociągowa Lily :>
    Pozdrawiam i CZEEEEEKAM NA KOLEJNY!
    Slendy

    PS: Nie uwierzysz! Skończyłam rysunek! :O
    Serio mówię, dzisiaj podeszłam z piąty raz i BAM. Nie mogę się doczekać, by go wstawić! *.*
    Ale na początku muszę skończyć rozdział, który zbliża się ku końcowi c:



    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze mi się coś przypomniało. Przez co miałam głupawkę przez większość pisania komentarza XD
      Jak było takie zdanie , że coś tam ,,Maska Snowa'' to w głowie walnął mi się obraz Reuela z taką maską woskową na gumkę XD
      Dobsze Pozdrawiam
      Slendy c:

      Usuń
    2. Nie musisz przepraszać, ja spóźniam się już teraz ciągle ze wszystkim :<
      (Pst! Ja też! xD )
      Taaak... tzn właściwie nie wszystko wyszło jak powinno i jak miało... dlatego tego nienawidzę :p i do tego on wie, że to jego matka, choć jej nie widział wcześniej mieszkając w Kapitolu... widzę ten absurd
      Ja nie wiem, mnie nie pytaj! xp serio, pisałam to nie zastanawiając się za dużo nad tym, co piszę, chociaż dostrzegłam parę nonsensów (i przed paroma się ustrzegłam :p )
      Jeszcze nie wiem xp wszystko jest dziwne
      Bo widzisz... nie wiem. Wybacz.

      Dziękuję ♥ a rysunek jest najcudowniejszy na świecie ♥.♥

      Hahahahahahaha xD

      Usuń
  19. I niestety nie mogli być razem :( Geneza Igrzysk wspaniała!

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy komentarz c: one naprawdę bardzo pomagają w prowadzeniu bloga
I proszę o niespamowanie pod postami :) do tego jest zakładka SPAM