sobota, 25 stycznia 2014

XL

Ciemność. Ciemność, ciemność, ciemność. Czerń snu? Czy raczej nicości... Tępy ból nie zasłania mi świata. Czas zaczyna płynąć, jakby wcześniej się zatrzymał. Głosy. Głosy z zewnątrz, już nie z mojej głowy, już nie z ust Śmierci. 
Kroki. Nie mogę się ruszyć, nic powiedzieć, moje żyły pulsują, jednak nie tylko krew w nich płynie. Cienka igła już dawno przekroczyła barierę wytyczoną przez skórę.

Kapitol rozbrzmiewa echem słów.
- W ciąży! Tryumfatorka jest w ciąży! - krzyczy stolica.
Kapitol wrzeszczy. Kapitol świętuje. Kapitol knuje. 
- Myślałaś, że prawda nie wyjdzie na jaw? Myślałaś, myślałaś, myślałaś...
MYŚLAŁAŚ, ŻE WYGRASZ!
- Kapitol kocha dzieci bardziej niż ty. Kapitol się nimi zajmie. Kapitol wyśle je na rzeź. Ku chwale ojczyzny!
Kapitol świętuje. Kapitol triumfuje. 
- Nie masz serca, morderco bez uczuć. Nie masz domu, wyklęta z ojczyzny. Nie masz miłości, niekochana przez nikogo.
Kapitol szydzi. Kapitol wyśmiewa. 
Kapitol spłonie trawiąc cię żywcem. Ogniem i krwią karmiąc płomienie nienawiści. 
Prochem jesteś i w proch się obrócisz*
Prochem wobec potęgi, której nie jesteś w stanie pojąć. Której nie jesteś w stanie zwyciężyć. Potęgi Kapitolu. 
  
 - Co z dzieckiem?
 - Urodzi za miesiąc. Bliźniaki 

Przeklęte już w łonie matki, skazane na śmierć niczym nie zawiniwszy. Niewiniątka, których krew spłynie na arenie. Ku chwale Panem! 
Kapitol klaszcze. Kapitol wiwatuje. Kapitol morduje. 
SHOW MUST GO ON**

***
 - Lily... Lily, otwórz oczy - nakazuje stanowczy, ale sympatyczny, kobiecy głos. - Wiemy, że już się wybudziłaś.
  Staram się uchylić powieki i, o dziwo, jestem w stanie to zrobić. Moje oczy posłusznie się otwierają. Czuję, jak odzyskuję władzę nad ciałem. Nad sobą widzę uśmiechniętą kobiecą twarz pokrytą siecią drobnych cienkich zmarszczek. Ciemniejsze włosy przeplatane siwizną upięte są na czubku głowy. Wesołe zielone oczy przypatrują mi się z troską i radością.
 - Witamy na ziemi - mówi żartobliwie jakby całą swoją osobą próbując zapewnić mnie o swoim przyjaznym nastawieniu.
  Niepewnie unoszę się do pozycji siedzącej. Przy nawet najmniejszym ruchu, moje ciało przechodzi fala bólu, ale nie morderczego cierpienia, a oznaki wyzwolenia się z bezruchu. Rozglądam się po sali, w której się znajduję. To ta sama, w której się obudziłam, gdy Reuel siedział przy mnie. Tylko że teraz do mojego ciała nie są przypięte żadne dziwne kable czy maszyny, a obok mnie jest tylko ta dziwna kobieta ubrana na biało.
 - Ile... - próbuję powiedzieć, ale z mojego gardła wydobywa się tylko chrapliwy szept. Przełykam ślinę i staram się jeszcze raz zacząć - ile tu... leżę? - mój głos brzmi cicho i niepewnie drży, ale słowa przechodzą przez gardło. Dotykam drżącą ręką szyi. Przejeżdżam palcami po szramie. Kolejna pamiątka po kolejnym ostrzu noża.
 - Parę miesięcy - kobieta wzrusza ramionami.
  Otwieram szeroko oczy ze zdziwienia i już uchylam usta, by zadać kolejne pytania, ale kobieta ucisza mnie gestem dłoni.
 - Wszystko jest pod kontrolą. Specjalna aparatura podtrzymywała cię przy życiu. Na szczęście już nic nie zagraża ani tobie, ani dzieciom.
  Dzieciom? Dzieci... Pierwsze, co przechodzi mi przez myśl, to to, że rzezie się skończyły nim rozpoczęły na dobre. Ale zaraz przypominam sobie o czymś, co tak koniecznie chciałam zachować w tajemnicy przed Kapitolem. I od razu powraca ten strach. Paraliżujący strach tak dobrze znany z sennych majaków.
 - Dzieciom - powtarzam za nią bezwiednie.
  Znów się uśmiecha, ale już nie radośnie. Zielone oczy są jakieś dziwnie smutne.
 - Jak myślisz, ile dałabyś radę udawać, że nie jesteś w ciąży?
 - Do samego końca prawdopodobnie.
 - Jak? - marszczy brwi.
  Wzruszam lekko ramionami i prostuję się czując zdrętwienie pleców.
 - Chora psychicznie, zamknięta w czterech ścianach własnego pokoju. I tak żyłam tak przez dłuższy czas po powrocie.
 - Załóżmy, że udałoby ci się ukryć przed światem przez te parę miesięcy. Co potem? Co z dziećmi? Ukrywałabyś je przez całe życie?
 - Ktoś by się nimi zajął.
 - Oddałabyś własne dzieci? - marszczy brwi.
 - Nie zastanawiałam się jeszcze nad tym, co bym zrobiła - odburkuję zirytowana. - Chcę wracać do Czwórki.
 - Nie możesz, twój stan zdrowia...
 - Mój stan zdrowia jest dobry - przerywam jej. - I wracam do domu - mówię stanowczo. Odrzucam koc, którym jestem przykryta i wstaję gwałtownie. Chwieję się czując nagły zawrót w głowie i bezsilność nóg. Kolana uginają się pode mną. Kobieta zrywa się z krzesła i podtrzymuje mnie. Wyrywam się i staję pewniej.
 - Usiądź - prosi cicho. - Musimy jeszcze porozmawiać.
 - Po co? - prycham kpiąco.
 - I tak stąd nie wyjdziesz.
 - Ja nie wyjdę? - uśmiecham się z drwiną.
 - Czy zaraz zapytasz: "czy ty w ogóle wiesz kim ja jestem?" - pyta kobieta z ironią. - Wiem doskonale, Lily. I wiem, że udusiłabyś mnie gołymi rękami, gdybyś tylko zechciała. Wiemy o tobie wszystko. I wiemy, że prędzej pozabijasz te dzieci niż je wychowasz. Nie możemy cię wypuścić - przechyla głowę przypatrując mi się uważnie. - Przynajmniej nie teraz. Przeniesiemy cię do apartamentu, Będziesz musiała tam posiedzieć parę dni, a potem będziesz mogła wrócić. Zgadzasz się?
 - Mam wyjście? - prycham.
  Kobieta kręci jedynie głową w odpowiedzi.

***
  Otwieram oczy na dźwięk znajomego dzwonka. Kolejny dzień wolno wstaję, przeciągam się, zakładam na siebie długi luźny sweter, który służy mi za szlafrok, upinam włosy i podchodzę do drzwi. Nie pytam już kto to. Odpowiedź jest prosta - jedzenie. Codziennie donoszą mi do pokoju posiłki, niekiedy przychodzi jeszcze lekarz. Odkąd przeniesiono mnie do apartamentu, nikt nie udziela odpowiedzi na moje pytania. Lekarz je ignoruje lub wychodzi, służący nawet nie zdążają wysłuchać ich do końca opuszczając pomieszczenie. A ja już nie mogę tu wytrzymać. Luksusy kojarzą mi się jedynie z igrzyskami, przed i po których byłam otoczona drogimi przedmiotami. Nie chcę ich. Chcę tylko wrócić do Czwórki. Chcę normalnie żyć, nie zamknięta w klatce Kapitolu. 
  Znowu słyszę dzwonienie. Marszczę brwi. Zawsze po prostu wchodzą po chwili nie czekając na moje zaproszenie. Podchodzę i otwieram drzwi prowadzące do małego saloniku, w którym, jak w moim pokoju, nie ma okien, a jedynie grube, stalowe drzwi windy, których nie potrafię otworzyć. 
  Zastygam w bezruchu patrząc na "gościa". Nie potrafię się poruszyć, niczego powiedzieć. Strach zmieszany z zaskoczeniem paraliżuje mnie nie dając wykrztusić nawet słowa. 
 - Witaj Lily - uśmiecha się lekko. 
  Zmienił się. Tak strasznie się zmienił od czasu, gdy widziałam go po raz ostatni! A jednak, nie mogłabym go nie poznać. Nie. Tych rysów twarzy nie zapomnę nigdy. Piwne oczy błyszczą z tą samą nutką kpiny, co zawsze, włosy, o wiele dłuższe niż je zapamiętałam, są związane w luźny kucyk z tyłu głowy, broda okala szczękę nadając mężczyźnie przyjemniejszy wyraz. Wygląda jak miły, o wiele starszy brat. Ale nawet ten wygląd nie jest w stanie mnie zmylić.
 - Wert - mój głos jest zachrypnięty, gdy w końcu przechodzi przez gardło.
 - Chodź za mną - mówi i odwraca się. Podchodzi do drzwi widny, a one nagle się otwierają. Wchodzi do środka i patrzy się wyczekująco na mnie. 
  Otrząsam się z osłupienia i idę, by stanąć koło mojego byłego mentora - osoby, którą kiedyś zabiłabym bez mrugnięcia oka, a dzięki której przeżyłam. I której szczerze nienawidziłam.
  Przyciska jakieś guziki i winda zamyka się cicho, po czym rusza. Zbyt otępiała, by cokolwiek zrobić po prostu czekam aż mężczyzna cokolwiek powie. Jednak on także milczy.
 Nienawidziłam go. Tak strasznie i szczerze go nienawidziłam. Gdybym mogła wtedy go zamordować, nie zastanawiałabym się ani chwili. A teraz? Mój gniew i nienawiść osłabły. Wydaje się, jakbym w tej chwili nie była nawet zdolna do takich uczuć. Obojętność, otępienie, bierność - wszystko stało się dla mnie nagle takie błahe i odległe. Obojętne. Jakbym ciągle błądziła na krawędzi snu i jawy. Snu śnionego zbyt długo, by można było się z niego wybudzić.
  Winda się w końcu zatrzymuje. Drzwi się otwierają. Wert wychodzi z pomieszczenia, a ja za nim. Stajemy na ogromnym balkonie wyglądającym jak wielki ogród nad wieżowcami stolicy. Podchodzę oszołomiona do barierki patrząc na Kapitol. Ale nie oszołomiona jego pięknem i potęgą jak niegdyś. Teraz widzę postęp techniczny, który niszczy ludzkość, bloki - stalowe drapacze chmur chcące dosięgnąć nieba. Ambicje, które nigdy nie zostaną zaspokojone. Świat, w którym nie ma miejsca na rośliny i piękno natury. Nowy świat, który zamiast błogosławieństwem staje się przekleństwem. I zniszczy nas. W końcu zniszczy nas wszystkich.
 - Co ja tu robię? - pytam szeptem sama do końca nie wiedząc czy Werta, siebie czy może po prostu świata samego w sobie.
 - Chciałaś odpowiedzi - mówi stając obok mnie. Wyciąga papierosa i podpala go opierając się o barierkę.
  Krzywię się, gdy do moich nozdrzy wdziera się rażący, ostry zapach tytoniu, którym zaciąga się mężczyzna.
 - Odpowiedzi? - w pierwszej chwili nie wiem o co chodzi.
 - Na pytania. Wszystkie pytania. Obiecałem ci to.
 - Gdy wszystko się skończy - przypominam sobie.
 - Mniejsza o to kiedy - wypuszcza z ust duszący dym.
  Odsuwam się lekko, by nie czuć nieprzyjemnego zapachu.
 - Odpowiesz? Na każde pytanie? Szczerze?
  Kiwa głową zaciągając się i wypuszczając kółka z dymu.
 - Kim jesteś? - pytam cicho.
  Patrzy się zamyślony na miasto. Odpowiada dopiero po chwili.
 - Jestem głową Kapitolu. Kontroluję wszystko. Ci wszyscy durnie na wysokich stanowiskach... oni są nikim. Marionetkami w moich dłoniach. To ja steruje tym wszystkim - pokazuje ręką na wysokie budynki jakby chcąc ogarnąć nią całą stolicę. - Ja stłumiłem powstanie. Ja wymyśliłem igrzyska. Ja osadziłem tych idiotów na wysokich stanowiskach. Ja stworzyłem zmiechy. Ja was ocaliłem, Ja robię z Reuela prezydenta. ... Ja jestem Kapitolem.
  Nie wiem co powiedzieć. Do głowy ciśnie mi się milion pytań, coś wewnątrz mnie każe mi strącić Werta z balkonu. Zamordować. Jak on zamordował te wszystkie osoby. Jednym swoim słowem, rozkazem. Ale wszystko to zaćmiewa dziwny sen wciąż oplatający mnie mgłą.
 - Czemu? - pytam cicho sama ledwo słysząc swoje słowa. - Czemu my? Dlaczego to nas ocaliłeś? Czemu nie ktoś inny? Nie Gor, nie Mort, nie ktokolwiek inny? Nie chodzi o ten zakład. Możesz mieć wszystko, co zechcesz...
  Wzrusza ramionami zapatrzony w stolicę.
 - Mówisz, że mogę mieć wszystko. Chciałem was. Żywych. Reuel miał ambicje od samego początku. Chciał zmienić Kapitol. Chciał zmienić całe Panem - prycha kpiąco. - Ja mu daję szansę - spogląda na mnie z lekkim uśmiechem, który przyprawia mnie o dreszcze. - Brown! I ci jego poprzednicy! - drwi. - Nienawidzę tych durni. Jeden gorszy od drugiego. Posłuszne psy na smyczach. Nudni i bezmyślni. A Reuel - znowu spogląda na Kapitol. - Reuel zmieni Panem. Choć nie tak jakby chciał na początku.
 - O czym ty mówisz? - pytam drżącym głosem przejęta nagłym zimnem, sparaliżowana strachem przed słowami, które mają zaraz paść.
 - Naprawdę tego nie dostrzegasz? Tournee, kolejne igrzyska, gdzie może zwyciężyć tylko jedna osoba... Tak - śmieje się cicho na widok mojego przerażenia. - Trybuci z tego samego dystryktu chyba już nie tak chętnie będą zawierać sojusze. - Dopala papierosa i zrzuca go na Kapitol. Spogląda na mnie z kpiącym uśmiechem - to wszystko robota Reuela. On zrobi wszystko, by cię ocalić. A teraz nie tylko ciebie - spogląda na mój wydatny brzuch, którego nie mogę już skryć pod luźnymi ubraniami. Znowu podnosi wzrok, patrzy prosto w moje oczy. - Jesteś w ciąży, księżniczko - jego oczy zwężają się wciąż bacznie mi się  przypatrując. - A jeśli nie będziecie się zachowywać przyzwoicie, wasze dzieci zginą. A ja postaram się, by było to cudowne widowisko, którego nigdy nie zapomnisz. Nie spieszy mi się. Poczekam te paręnaście lat, by zobaczyć jak giną na arenie - uśmiech wciąż błąka się na jego ustach. Uśmiech szaleńca.
  Cofam się zszokowana i przerażona jego słowami.
 - Nie będzie więcej igrzysk - cichy głos drży, przejęta strachem nie potrafię powiedzieć nic ponad to. - Nie będzie więcej igrzysk... Reuel je powstrzyma - szepczę wciąż się cofając.
 - Reuel rozpęta je na dobre! - śmieje się odrzucając głowę do tyłu. - To tylko początek, ślicznotko - jego oczy błyszczą złowrogo, gdy wpatruje się we mnie. - I uwierz mi, z czasem będzie coraz gorzej.
  Odwracam się gwałtownie i odbiegam zamykając oczy. W uszach wciąż wibruje mi znajomy, szyderczy śmiech. Potykam się i upadam. Nie mając siły biec dalej, kulę się na podłodze i zatykam dłońmi uszy. Nie wierzę mu... nie wierzę...
Jedynie nie chcesz uwierzyć. 
***


***
  Widzę go. Stoi zamyślony, w tym obcym ciele, ale z tak dobrze znanym wyrazem twarzy, tak dobrze znanymi oczami, wpatrzony w duży ekran, na którym wyświetlony jest obraz Dystryktu Czwartego. Obraz morza. Podchodzę i staję obok. Przytulam się do niego, ale on nie obejmuje mnie ramieniem. Wciąż tylko stoi w bezruchu obserwując nasze morze. 
 - Reuel... - szepczę cicho. - Coś się stało?
 - Trochę się pozmieniało - odzywa się po chwili. - Ja... - odwraca głowę jakby speszony. - Steve nie chciał was wydać - mówi tak cicho, że ledwo słyszę jego słowa. - Kłamałem.
  Odsuwam się zszokowana nie wierząc jego słowom.
 - O czym ty mówisz? - pytam drżącym głosem. - Co... - głos więźnie mi w gardle. - Reuel, co ty mówisz?
 - Steve chciał zabić mnie, nie Jamesa - słowa drżą przepełnione jakimś dziwnym lękiem. - Spudłował. I on... on nie kłamał. Chciał wznowić rebelię. Chciał powstrzymać Kapitol. Nie wydałby was. - Zamyka oczy i bierze głęboki oddech. Wypuszcza powietrze z płuc i patrzy na mnie błagalnie. - Ja... Lily... Lily, ja nie mogę pozwolić ci umrzeć! - krzyczy zrozpaczony odwracając się w moją stronę. W jego oczach widzę determinację i... wstyd? strach?
 - Ale ja nie mam zamiaru umierać - mówię oszołomiona jego słowami.
 - Oni... oni powiedzieli, że ciebie zabiją - blednie. - Ciebie, babkę, Matta... Ja nie mogę na to pozwolić! Gdy patrzyłem... gdy leżałaś nieprzytomna, a ja siedziałem obok ciebie... ty... tak bardzo bałem się, że odejdziesz! Nie mogę pozwolić... nie mogę patrzeć na twoją śmierć!
 - Nie możesz pozwolić sobą manipulować. Musisz z nimi walczyć!
 - Nie mogę, Lily! - w jego oczach błyszczą łzy bezradności. - Ja... ja nie wiem, co bym zrobił, gdyby coś ci się stało. To co miało miejsce w Jedynce... To nie był przypadek... to była groźba - kończy ledwo dosłyszalnym szeptem.
 - Czy ty do końca postradałeś zmysły?! - wybucham nagle. - Możesz powstrzymać raz na zawsze tą rzeź, ocalić tyle żyć, a ty rezygnujesz z tej szansy? Moje życie nie jest tego warte!
 - Lily, błagam, myśl trzeźwo, jesteś w ciąży, przecież...
 - Właśnie myślę trzeźwo! - przerywam mu. - To tylko kolejne powody do manipulacji. To się nigdy nie skończy, jeśli teraz czegoś nie zrobisz. Jeśli ja umrę, jeśli MY umrzemy - dotykam drżącą dłonią brzucha. - Oni nie będą mieli jak cię szantażować.
 - A ja stracę wszystko, co kocham.
 - Czasem warto się poświęcić. Czasem warto oddać życie... by żyć mogli inni. Czy nie za dużo zginęło z naszej winy? Czy nie czas odpokutować?
 - Ja... nie potrafię...
 - Więc za co zginął James? Steve? Za co, Reuel?! Za co oni zginęli?! Mieli rację. Rebelia - tylko to może powstrzymać igrzyska. Albo nasza śmierć.
 - Nie pozwolę...!
 - Więc to powstrzymaj! - drę się w szale. Dopiero teraz czuję łzy spływające po moich policzkach. Ocieram słone krople, ale nie mogę powstrzymać się od szlochu. Opadam na ziemię i łkam cicho chowając twarz w dłoniach. Po chwili czuję, jak ktoś obejmuję mnie delikatnie kucając przy mnie. Podnoszę zapłakany wzrok na Reuela.
 - Musimy poczekać - mówi cicho. - Rok, dwa, zaufają mi, zostanę prezydentem i powstrzymam to. Wtedy to ja będę nad nimi. Nie będą w stanie nic zrobić ani mi, ani tobie.
 - A teraz kim jesteś? Doradcą prezydenta, niektórzy szepczą, że organizatorem tego krwawego show! Rok, dwa i staniesz się taki jak oni! - szlocham.
 - Nigdy - mówi cicho, ale pewnie, patrząc mi głęboko w oczy. - Nigdy - powtarza. - Pamiętasz, co ci obiecywałem?
 - Że zawsze będziesz pamiętać kim jesteś - wpatruję się w niego z nadzieją.
 - Szczególnie wtedy - uśmiecha się lekko.
 - I nigdy...
 -... się nie poddamy - mówimy razem. Obejmuje mnie mocno zamykając bezpieczną w swych ramionach. - Ja zawsze dotrzymuję obietnic - dodaje szeptem, a ja wierzę. Tak bardzo wierzę w jego słowa.


*, ** chyba nie muszę pisać skąd to cytaty
*** "The Gollum's song", Emiliana Torrini
*****
Przyznaję, długo zajęło mi napisanie tego rozdziału. Z części jestem zadowolona, z części nie. Chciałam umieścić tu już wszystko, co było mi potrzebne do zamknięcia pierwszej części, pierwszego "tomu". Nie spodziewam się już raczej dodać żadnego rozdziału, który nie dzieje się kilkanaście lat wprzód.  
40 rozdziałów... chyba, że gdzieś się pomyliłam. Nie spodziewałam się chyba, że tak daleko zajdę. Nie spodziewałam się, że zamknę choć tą pierwszą część. I właśnie tutaj teraz chcę z całego serca podziękować niektórym osobom. Nie wszyscy dotarli do tego momentu, ale i tak byli dla mnie zbyt wielkim wsparciem, bym nie mogła ich wymienić. Więc... 
 -Po pierwsze dziękuję Blacky, którą "poznałam" jako Alicję Alę. Ona jako pierwsza zostawiła tu komentarz, który sprawił mi tak szaloną radość ^_^ Dziękuję z całego serca za wszystkie komentarze tak strasznie podnoszące mnie na duchu, za wytrwanie c:
 - Awenie II, wcześniej Klaudii M, która także była jedną z pierwszych czytelniczek i której w blogosferze nie widziałam już strasznie długi czas, a jej blog obrosły pajęczyny. Pierwsze komentarze były dla mnie szczególnie ważne, bo bez nich nie miałabym tyle siły, by pisać dalsze rozdziały. Dziękuję Ci za nie ^_^
 - Lewiatanowi Sorcicie (nie wiem do końca jak się to odmienia :p ) Lilith. Po wielu zmianach nicku i tak jesteś dla mnie Lewiatanem :p więc dziękuję głównie za wszystko. Za komentarze, których długość czasem mnie powalała, za tą miłość do Reuela ( xD ), słowa wsparcia i przede wszystkim, szczerość (i tak Cię zabiję za chęć zaprzestania pisania i za brak mojego tortu, który mi obiecałaś!)
 - Krakenowi. I tutaj powinnam się porozpisywać trochę. Ale nie do końca mi się chcę, a Ty doskonale wiesz za co chcę Ci dziękować (wiesz, prawda?). Głównie za wytrwanie. I szczerość. I Twoje opinie, na które wyczekiwałam, po prostu dlatego, że strasznie liczę się z Twoim zdaniem i w zakochałam się w Twoim blogu, KTÓRY USUNĘŁAŚ.
  Nie chcąc przedłużać, nie będę już wymieniała za co komu dziękuję. Chcę tylko wypisać te osoby, dzięki którym ten blog istnieje i które dały mi siły do pisania kolejnych rozdziałów oraz które po prostu były. Więc dziękuję (kolejność przypadkowa):

 - Qwantini
 - Cassie
 - Torii 
 - Mrs. Everdeen
 - Jane eM
 - Marvelowi
 - Mockingjayonfire 
 - Allison Pariette
 - Slendy 
 - awkwardgirl17 (Astorii )
 - Alicji Ziobro
 - Zuzi
 - Katrin
 - Sabinne (która powinna mnie zamordować za zaległości na jej blogu)
 - N.K.K (a teraz Numer 10 )
 - Amie
 - Mystery 
 - Leevy

   ... i wszystkim, których mogłam niechcący pominąć (wybaczcie, jeśli tak się stało), anonimowym czytelnikom oraz każdemu kto to czyta.
Mam nadzieję, że zostaniecie ze mną w kolejnej części, bo bez was prowadzenie tego bloga nie miałoby sensu.
Dziękuję z całego serca jeszcze raz! :>
PS. Bardzo was przepraszam za nieobecności na waszych blogach, staram się nadrabiać zaległości, ale wciąż mam za mało czasu na wszystko... wybaczcie mi.

43 komentarze:

  1. Ahhh... <3 Cudowny rozdział (jak każdy) :) Lily, bliźniaki i ten Reuel... Tak szczerze to on zaczął mnie trochę denerwować. Mówi, że wszystko naprawi, a nie zmienia się nic. Jestem ciekawa dalszego rozwoju wydarzeń <3
    Trochę się przestraszyłam jak zaczęłam czytać twoje dopiski pod tym rozdziałem. Mogło mi umknąć kilka pierwszych słów (xD) i zrozumiałam, że to jest koniec bloga ;_; Jak dotarłam do końca to zrozumiałam, że kończy się tylko pierwszy tom, a zacznie drugi. ;)

    Ps. Jak znajdziesz czas to zajrzyj do mnie: http://pierwsze-cwiercwiecze-poskromienia.blogspot.com/

    Życzę Ci duuużo weny <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :D
      Tak, tak, tak, Reuel zaczyna się zmieniać :>
      Nie skończyłabym tej historii tak po prostu, bez niczyjej spektakularnej śmierci ^_^
      Jak znajdę czas :)
      Dziękuję c:

      Usuń
  2. Cudowny rozdział. Boję się tego, co się z nimi stanie, bardzo się boję. Ale czekam z zapartym tchem. JEJUUUUU NIE TRZYMAJ MNIE (NAS) W NIEPEWNOŚCI, BŁAGAM! *-*
    PS Dziękuję za podziękowania :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę, że Ci się spodobał :D
      Nie bój się ^_^
      postaram się c:

      Usuń
  3. Ja... Ja... Nie mogę słowa wydusić... C-c-co?? O^O J-ja... Omo... Lily i dzieci muszą żyć... Po prostu muszą, ja nie wyobrażam sobie ich śmierci, Lily, nie rób nam tego, błagam! Powiem (napiszę) tak, każdy jeden rozdział w Twoim wykonaniu jest... fenomenalnie, fantastycznie cudownie świetny.
    Będzie następny tom? Nawet sobie nie wyobrażasz jaka radocha XD ;3
    Weny życzę :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. PS. Wybacz brak komentarza pod ostatnim postem, chyba mi czas godziny zabiera

      Usuń
    2. Śmierć każdego kiedyś dopadnie :D
      Dziękuję Ci ^_^

      Ja co chwila tylko mówię "Czas, czas! Gdzie się podział czas?!"

      Usuń
  4. Nieee!Taki pikny komentarz mi się usunęło. Twój blog jest suuuuuuuper czadzior i w ogóle<3<3<3<3. Pewnie coś z bliźniakami pochahmentasz. Ja też nie jarzę, że to już 40 rozdział. Będę śledzić z zawziętością drugą część.
    Weny!Xoxo
    Fan<3

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten rozdział jest świetny, idealny, cudowny. Naprawdę. Piszesz tak dobrze, że z przyjemnością pochłaniam każde słowo. *-* Mam nadzieję, że ani Lily, ani bliźniaki nie zginą. Poza tym moja "miłość" do Reulela słabnie, przez co mi smutno. :< Nie masz pojęcia, jak bardzo cieszę się, że zafundujesz nam kolejną część <3
    Pozdrawiam i zapraszam do mnie: roseeverdeenhungergames.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ^_^ bardzo mi miło, że Ci się spodobał i dziękuję Ci za tak miłe słowa :D
      powinna słabnąć :)
      Wpadnę, gdy znajdę czas c:

      Usuń
  6. Znalazłam twojego bloga przypadkiem i pochłonęłam go od pierwszego rozdziału :D Świetnie piszesz i mam nadzieję, ze nie odpuścisz :*
    Weny!
    (Nie jestem pewna, ale "40" rzymskimi to "XL" a nie "XXXX" :] )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ^_^ hahahaha nie potrafiłabym już chyba odpuścić ;>
      Tak mi się właśnie wydawało, że coś pokręciłam z tą czterdziestką, ale zapomniałam nawet potem to sprawdzić. Dzięki za ukazanie błędu c:

      Usuń
  7. Lily, ale długi rozdział! Zastanawiałam się, czy mam na Ciebie nakrzyczeć, bo musiałam tak długo czekać, czy nie. Teraz powstrzymuję się i gratuluję - na taki rozdział warto było poczekać :) Zabiłaś mnie tym początkiem. No cudowny był. Uwielbiam tekst pisany pochyłą czcionką! Kocham Twoje cytaty! Wszystko było takie dopracowane! Jak Ty to robisz? Wciągnęłaś mnie od początku, aż po ostatnie słowa. Ale zacznę od początku.
    Pojawił się Wert. Tak bardzo się go nie spodziewałam, że aż się uśmiechnęłam, że o nim czytam, choć go nie lubię. Nie wiem, czy jeszcze pamiętasz, ale obiecałaś mi jego śmierć ^^ Wciąż czekam. Swoją drogą jak był na dachu chciałam, żeby Lily go zrzuciła, ale wtedy byłoby to takie...proste? A ja nie byłabym zadowolona. Więc ciągle czekam na iście epicką i poruszającą zemstę na nim <3
    Na początku nie lubiłam brzucha Lily. Ale pod koniec rozdziału zrozumiałam, że dzieci są potrzebne ^^ Czuję, że odegrają dużą rolę w tym opowiadaniu. Oczyma wyobraźni widzę taką scenę: Lily, Reuel i bliźniaki, niczym Powerrangersi walczą z Kapitolem... Czyż to nie kuszące? ;)
    Bardzo (chyba najbardziej) podobało mi się zakończenie. Czułam, że to będzie chyba ostatni rozdział i po prostu... Genialnie Ci to wyszło! Aż się wzruszyłam ;_;
    A teraz chcę Ci podziękować. Nie za to, że Ty mi dziękowałaś (swoją drogą miło było to przeczytać). Dziękuję za umilanie mi życia tym opowiadaniem. Strasznie zżyłam się z Lily. Dziękuję, że dokończyłaś opowiadanie (w sumie jeszcze nie skończyłaś...księga druga *O* ). Dziękuję za to, że zupełnie nieświadomie zmotywowałaś mnie do napisania własnej historii o IŚ. A także za to, że w ogóle podjęłaś się pisania. To było cudowne, móc przeżyć te chwile przy czytaniu tego bloga. Szkoda, że trafiłam tu dość późno. Ale jednak :)
    Na koniec napiszę, że cieszę się ogromnie na Twoje dalsze pisanie. Jak zwykle zapraszam do mnie. No i jeszcze zadam pytanie: kiedy napiszesz nową notkę? Będzie jakaś przerwa? Jeśli tak oby nie za długa ^^
    Jeszcze raz dziękuję za wszystko o czym zapomniałam Ci napisać. Ufff, ale się poważny komentarz zrobił. Ale nawet Astoria kiedyś musi spoważnieć ;)
    Pozdrawiam serdecznie,

    okropnie wierna czytelniczka :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja piszę długi rozdział, a Ty mi odpowiadasz równie długim komentarzem :D
      Noo, trochę mi się z nim zeszło :/ z pokorą przyjmę wszelką naganę!
      Początek bardzo lubię i jestem z niego zadowolona ^_^ Nie mam pojęcia xD ale cieszę się niezmiernie, że mi się udaje :D
      Ach! Jakże mogłabym zapomnieć :D doczekasz się szybciej niż myślisz c: choć może nie będzie to tak epickie, jak chciałabyś, by było :<
      Ja też nie lubię, ale strasznie są mi potrzebne, więc cóż... muszą być :/ Hahahahahahaha xD to by było za proste ^_^
      Naprawdę? :D spodziewałam się, że za koniec najbardziej mi się dostanie, bo wydaje mi się jakiś taki... hm... długo pisałam tą scenę i nie byłam w ogóle przekonana co do tego, jak mi wyszła
      A ja czuję, że powinnam Ci była bardziej podziękować... cóż, spodziewaj się niedługo dedykacji :D
      Wzruszyłam się. Naprawdę się wzruszyłam :) i dziękuję Ci za te słowa, bo... no bo jakoś podniosły mnie na duchu c:
      POSTARAM się dodać nowy rozdział w ciągu dwóch tygodni. Następny weekend mam zawalony, więc nie obiecuję, że się wyrobię z rozdziałem
      Jeszcze raz bardzo Ci dziękuję ^_^

      Usuń
  8. Pierwsza część... Boże, już myślałam że to koniec.
    Jakoś moja sympatia do Reuela osłabła. Za to Werta jeszcze bardziej kocham <3
    Początek był niesamowity. W każdym rozdziale za każdym razem to właśnie on (przynajmniej mi) pokazywał, mówił, podpowiadał, czy będzie ciekawie. I za każdym razem było. Prawdą jest, że miałaś gorsze chwile, ale te zdecydowanie zanikały w tych lepszych ;) . Za to Cię po prostu uwielbiam. <3 Ciebie i Twoją historię.
    Z tego, co pamiętam, zaczęłam czytać jakoś od połowy. Strasznie żałuję, że tak późno, ale też wiem, że w porównaniu z tymi czytelnikami, których zyskasz jeszcze kiedykolwiek, to bardzo szybko zaczęłam czytać Twoje opowiadanie.
    Dobra, jakoś zeszłam z tematu xd
    Moja sympatia do Reuela osłabła (z drugiej strony doskonale go rozumiem. Dla Lily można zrobić wszystko). Za to Werta jeszcze bardziej kocham <3 Kolejna zła postać, którą ubóstwiam. To tak jakoś zawsze wychodzi :D
    Okej. Co do ciąży Lily, co do bliźniaków.
    Tutaj mam małe zastrzeżenie. Wiem, że prawdopodobnie miałaś to wcześniej zaplanowane i na pewno będzie to inaczej napisane niż u @mockingjyonfire, ale jednak przez chwilę miałam wrażenie, że od niej odgapiłaś. Nie bij! Moja opinia :P
    Tak jeszcze co do tego, że to już 40 rozdział, to zgadzam się z Anonimem przede mną, że 40 się pisze XL a nie XXXX :D mimo tego, że XXXX bardziej pasuje na nagłówek ;)
    Dziękuję, że mnie uwzględniłaś w podziękowaniach :) To na prawdę wiele dla mnie znaczy ;) I oczywiście czekam na drugą część - mam nadzieję, że masz wenę, a jak nie, to Ci jej życzę. I ogólnie wszystkiego co najlepsze - żebyś miała na czym pisać, kiedy pisać. + Dobrych ocen, żeby się rodzice nie czepiali że za dużo czasu przed komputerem.
    Na koniec dodam, że jestem bardzo zżyta z Lily. Pamiętam momenty, które musiałam czytać po kilka razy, żeby je zrozumieć - to jedna z tych rzeczy, które mi się podobają w Twoim blogu. Jedna z niezliczenie wielu rzeczy (nie jestem pewna, czy to się tak pisze)
    Podsumowując:
    Uwielbiam Ciebie, Twojego bloga, Werta i Lily.
    Czekam na drugą część/księgę <3
    Pozdrawiam :3
    Numer10/N. K. K.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Napisałam odpowiedź i moja siostra wyłączyła komputer zanim zdążyłam dodać komentarz xD
      Bardzo Ci dziękuję za opinie, rozpiszę się co do jednej części Twojej wypowiedzi, dobrze?
      Nie "odgapiłam". Właściwie ten pomysł był w mojej głowie od dawien dawna i miałam go zanim nawet chyba zaczęłam czytać bloga mockingjyonfire. Gdy pojawił się ten wątek u niej na blogu, nawet wysłałam jej maila odnośnie swoich planów i z zapytaniem o jej. Nie chciałam, by podobna historia wydarzyła się i u niej i u mnie. Miałam to zmienić, wymyślić coś innego. Zapomniałam o tym szczerze powiedziawszy. I chociaż nie jest to plagiat, to zmienię treść, by nie było takich podejrzeń
      Dziękuję bardzo ^_^

      Usuń
    2. Nie zmieniaj, tak jest dobrze ;)

      Usuń
  9. Zachwyciłaś mnie bliźniakami*_* Taka dwójka przesłodkich brzdąców i do tego jeszcze podobnych do Lily i Reuly`ego *krzyczy z zachwytu*.
    Dobra już się ogarniam, czasem po prostu za bardzo lubię dzieci:D
    Już się nie mogę doczekać drugiej części, mogę się tylko domyślać, co wymyślisz (i mam szczerą nadzieję, że Wert wreszcie zginie - może nawet wpakować się pod samochód (albo pociąg), a ja będę uszczęśliwiona ^^)
    Jejciu, dlaczego Lily nie zrzuciła Werta z tego balkonu;_;
    I dziękuję za podziękowania i nie martw się zaległościami u mnie. Jak a razie poprawiam rozdziały i całą resztę i przez to nie myślę o pisaniu nowych;_;. W każdym razie nie straciłaś zbyt wiele xD
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha ^_^ zmieniam trochę treść i będzie już tylko jedno dziecko :<
      serio lubisz dzieci? o.O jak tak można... takie wrzeszczące potwory...
      Zginie, zginie, nie martw się o to :D jego czas jeszcze nie nadszedł :>
      O! to dobrze, zdążę nadrobić ^_^
      Dziękuję bardzo :D

      Usuń
  10. Po pierwsze przepraszam za spóźnienie. :>
    Po drugie rozdział jest cudowny, boski i [wstaw dowolny pochlebny przymiotnik]. Tekst czytałam dzisiaj rano (ale do szkoły się nie spóźniłam!) i dobrze, bo inaczej miałabym mętlik w głowie. Ostatnia rozmowa, i zdanie, jest czymś boskim.
    Zresztą jak całe opowiadanie.
    Jezu, nie wierzę, że to już czterdzieści rozdziałów. Przecież dopiero były Igrzyska! :o
    Dziękuję za podziękowania (WTF?). :> Miło słyszeć, że Ci pomagają.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spóźniłaś się jedynie dwa dni, ja mam większe zaległości niestety gdzieniegdzie :c
      Dziękuję bardzo ^_^ się cieszę, że Ci się podoba :D
      Hahahahah xD no nie? ja sama nie mogę w to uwierzyć...
      ^_^

      Usuń
  11. Nie wiem co powiedzieć! Wiesz jakiego mam banana na twarzy! : 3 Nie potrafię opisać tego, jak mi jest teraz miło.
    Dopiero teraz, po tym rozdziale dotarło do mnie, że Lily i Reuel robili TO. Slendy trochę nieogarnięta, bo wczoraj wróciła do Polski ^-^
    Matko boska, to już tyle? Tyle rozdziałów? Jeszcze niedawno napisałaś mi komentarz na moim pierwszym blogu ;-; ''Niedawno''
    ...
    Nadal nie potrafię się otrząsnąć , że tyle już z nami jesteś. Niedługo luty.. urodziny bloga? Szykuje dla ciebie rysuneczek Lily, którego robota pewnie przedłuży się do marca ;<
    Oj wybaczam ci z powodu matury... ale ten jedyny raz XD
    Dziękuje za życzenia urodzinowe! :D
    Pozdrawiam
    Slendy
    PS: I jak piosenka Karliene?
    PSS: Trochę mi wstyd za taki króciutki komentarz ( a dam głowę, że zapomniałam czegoś dodać), ale ledwo co trzymam się na nogach po podróży samolotem ,a jeszcze czekają na mnie inne blogi, youtube i pisanie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahahahahaha xD rzeczywiście, TROSZKĘ nieogarnięta ^_^
      Taaak... jeszcze "niedawno" zakładałam bloga c: pierwszy rozdział opublikowany 10 lutego, specjalnie dla Ciebie sprawdziłam :D Ooo czekam z niecierpliwością! :D
      ^_^
      Piosenka przecudowna! Nie mogę przestać jej słuchać :>
      odpoczywaj po podróży :)

      Usuń
  12. witaj, Lily! :)

    przede wszystkim chciałabym uściślić: kocham Twój styl pisania! kocham Twoje dialogi, opisy i uczucia, które w to wkładasz, ale zdecydowanie najbardziej kocham to, że będzie kolejna część :3

    przeczytałam wszystkie 40 rozdziałów stosunkowo niedawno, i to pięknie pokazuje, jak się zmieniasz - jak to wszystko staje się mniej wyrysowane, a bardziej prawdziwe, takie... żywsze. gdzieś po drodze, zapewne bardzo dawno temu (żałuję, że nie wyłapałam dokładnie tego rozdziału) Twój styl zdecydowanie przerósł mistrzynię w osobie Suzanne Collins, i tego strasznie chciałabym Ci pogratulować. tylko tak dalej, Lily!

    jestem ABSOLUTNIE zakochana w Lily, Reuelu, Twoim blogu, Twoim stylu, i tym zakończeniu, a szczególnie ostatnim jego zdaniu; zarazem mogę tylko nieśmiało wtrącić, iż jest ono doskonałym podsumowaniem moich odczuć względem tego wszystkiego, co tu publikujesz. cholera, Lily, ja tak bardzo wierzę w to wszystko, co tu się dzieje, ja tak bardzo wierzę w Twoje słowa!

    cóż, ściskam Cię mocno, ślę ciepłe pozdrowienia, i, w jakiejś wolnej od nauki chwili (matura to bzdura, coś o tym wiem) zapraszam do mnie. aż trochę głupio mi tu robić taką pseudoreklamę - mam wrażenie, że się zbłaźnię - ale jakbyś była zainteresowana... zapraszam :) 73-hunger.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę? :D nawet nie wiesz, jak miło jest słuchać (właściwie czytać...) takich słów ^_^
      Początki były momentami tragiczne :p to akurat muszę przyznać. Hahahahahah :D dziękuję, choć wątpię ^_^
      Chcę Ci powiedzieć, że Twój komentarz strasznie mnie podbudował. Gdy go przeczytałam miałam akurat dość podły humor, a Twoje słowa jakoś tak strasznie mi go poprawiły
      Dziękuję Ci bardzo za ten komentarz i wszystko, a na bloga z chęcią zajrzę, gdy znajdę chwilę :)

      Usuń
  13. masz jakiegos drugiego bloga? ;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. niee, nie dałabym rady chyba prowadzić regularnie dwóch :p ale jak skończę kiedyś tego, to może wezmę się za następny

      Usuń
  14. Chciałam napisać najdłuższy komentarz, jaki kiedykolwiek miałaś okazję czytać, ale patrząc na komentarze moich poprzedniczek... Muszę chociaż spróbować.
    No dobra. Jedziemy z tym koksem.
    Jaki długo rozdział! Aż miło się przewija stronę xD Z ciekawości skopiowałam całość i wkleiłam do Worda. Siedem i pół strony. Szacuneczek.
    Patrzę na panel z obserwatorami i widzę, że jest ich 69. Huehuehue :3 Taka piękna liczba!
    Podzielam odczucia xdemonicole. To wszystko było tak niewiarygodnie prawdziwe. Nie wyobrażam sobie innego przebiegu Pierwszych Głodowych Igrzysk. Gdyby miała możliwość, to zapytałabym się Collins jak brzmiało imię i nazwisko pierwszej tryumfatorki. I przyjmijmy, że powiedziałaby Elena Walker. Wtedy wyśmiałabym ją i oznajmiła, iż była to Lily Anderson. :D
    Jest to dopiero mój ósmy komentarz na Twoim blogu (nad czym strasznie ubolewam, bo gdyby było ich czterdzieści, byłoby fajniej), a teraz kończysz pierwszą część, więc to chyba dobry moment, by napisać coś o poprzednich rozdziałach. Bardzo podobała mi się sprawa z miejscem, gdzie odbywała się parada trybutów. Napisałaś, że właśnie tam powiesili przywódcę rebeliantów, czy coś takiego. To było świetnie przemyślane! Dalej, wątek z Dianą. To było świetne!
    A ten ostatni rozdział jest takim pięknym zwieńczeniem całości :') Kiedy czytałam, miałam ciarki. Mówię serio. Reuela przez praktycznie cały czas lubiłam, aż tu nagle taki cios. Teraz go nienawidzę.
    Czekałam na Werta i jest! Ten gościu mnie denerwuje. "Ja jestem Kapitolem." Cóż za narcyzm! Myśli, że jest fajny? -,-
    I wiesz, ta końcówka nadała dramatyczności trylogii. I też możemy teraz porównać pierwsze powstanie z drugim. Oba świetnie napisane. c:
    Kończę już mój wywód (tak jak sądziłam; nie jest aż tak długi :c) i przy okazji dodam, że całość pisałam w Wordzie, żeby blogger przypadkiem nie usunął mi komentarza. Przechytrzyłam go! :D
    Pozdrawiam i dziękuję za uwzględnienie mnie w podziękowaniach. Pisanie komentarzy dla Ciebie, to była sama przyjemność!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ważna długość, dla mnie liczy się każdy komentarz :)
      Trochę się bałam, że może jak będzie za długi, to już wszyscy będą mieć dość i będzie za męczące, ale musiałam tu już wszystko to umieścić. O, nawet nie wiedziałam xD zawsze piszę po prostu w wersjach roboczych na wypadek, gdyby mój komputer zamierzał zastrajkować :p
      Hahahahaha xD też się z tego śmiałam ^_^
      :D strasznie mnie to cieszy i zdradzę Ci, że sama chyba nie potrafiłabym czytać o innych pierwszych igrzyskach. Może nie do końca dlatego, że nie wyobrażam sobie innych (choć to pewnie też), ale głównie, ponieważ ciągle czytając je znajdowałabym u siebie błędy, niedociągnięcia, jakieś absurdy... i porównywałabym je nawet podświadomie cały czas
      Mam nadzieję, że zostaniesz tu jeszcze :D
      Naprawdę? :D przemyślane? :D (w ogóle tego nie planowałam i wyszło mi to trochę spontanicznie, ale bardzo się cieszę, że Ci się podobało ^_^ )
      Aż tak? xD
      Też chcesz, żeby zginął? :>
      Bardzo Ci dziękuję :D

      Usuń
  15. Kapitol klaszcze, Kapitol wiwatuje, Kapitol morduje. Cały początek zachwycił mnie niezwykle. Co do reszty rozdziału, niesamowity, jak zawsze. Weny :D

    OdpowiedzUsuń
  16. Tak, tak. Wiem że jestem wspaniała :3 Możesz poświęcić temu odzielnego posta :D Ale ja też chcę ci podziękować. Bo... no wisz. Za tego bloga. Za Ciebie, za tą historię. I wszystko. I za to, że czuję się teraz doceniona :3 Liczenie się z moim zdaniem jest przyjemne.
    Dobra teraz rozdziałowo. Ale krótko, bom w samochodzie i nie mam pojęcia skąd tu się nagle wzięło wifi :D
    Rozdział fajny. Czuć... szalej.
    No i Wert.
    Nie do końca podoba mi się to rozwiązanie z nim. On Kapitolem? Po cholere on był jej mentorem?
    No i nawet jeśli, to to jego oświadczenie wydaje mi się takie sztuczne. Te kilka pierwszych zdań... Jakoś mi nie pasuje.
    Dobrze, idę i przytulam cię mocno, bo dziś dzień przytulania! (a wifi może w każdej sekundzie zniknąćD:)
    Kraken

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż za skromność! xD ^_^
      Właśnie gdy się o to zapytałaś, to zdałam sobie sprawę, że nie mam pojęcia :p może to wyjaśnię jakoś, zastanowię się
      Nie jest to akurat moja ulubiona część tego rozdziału, więc jestem gotowa się z Tobą zgodzić c:
      Dziękuję :)

      Usuń
  17. Niedawno trafiłam na Twojego bloga i muszę przyznać, że mnie zachwycił. Masz świetny styl pisania, cudowne pomysły, a każdy kolejny rozdział jest, moim zdaniem, lepszy od poprzedniego. Nigdy nie myślałam nad tym, jak wyglądały pierwsze igrzyska i tak sobie myślę, że nawet pani Collins się nad tym nie zastanawiała, ale gdyby ktoś pokazał jej Twoją historię byłaby zachwycona. Bynajmniej nie mówię tego, żeby się podlizać ;-)
    Życzę Ci dużo weny i jeszcze więcej czasu oraz z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam
    Gabi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci bardzo :D Strasznie cieszą mnie Twoje słowa, choć jakoś nigdy nie jestem z w stanie zgodzić się ze wszystkimi pochwałami ;)
      Jeszcze raz bardzo dziękuję ^_^

      Usuń
  18. Nie mam pojęcia, kiedy wrócę do siebie, ale wydaje mi się, że zawieszenie nie potrwa już długo. c:
    Ile się wydarzyło, odkąd ostatni raz komentowałam!
    1. Lily jest w ciąży (czego się zupełnie nie spodziewałam), w dodatku piszesz mi, że zginie (ciekawa jestem, co strasznego dla niej wymyślisz) i zaczynam się już bać dalszego czytania.
    2. Lily została zaatakowana przez Deana. Nie wiem czemu, ale mam odnośnie tej sprawy dziwne wrażenia.
    3. Pojawił się nowy szablon, który pasuje do obecnych wydarzeń o wiele bardziej niż poprzedni.
    4. Lily jeszcze nie ginie, tak jak się spodziewałam. Na pewno szykujesz dla niej coś bardziej spektakularnego, jak np. zabicie przez Reuela, prawda?

    Genialny początek, taki miły Kapitol.
    "- Co z dzieckiem?
    - Urodzi za miesiąc. Bliźniaki"
    Lily. Rodzi. Za. Miesiąc. Bliźniaki. Co. Dlaczego bliźniaki, ona nie poradzi sobie z jednym dzieckiem, a co dopiero z dwójką? Czy ona je komuś odda/zabije czy może zginie jeszcze wcześniej np. przy porodzie? Gdzie jest Reuel?
    Wert ze swoim tekstem ("Ja jestem Kapitolem") jest taki irytujący i kochany. :3
    Reuel się wreszcie pojawił i zastanawiam się, dlaczego właściwie stanie się taki później. Snow znany z IŚ Suzanne Collins to zupełnie inny człowiek. Zrobią mu pranie mózgu? D: Naprawdę się zmieni, co będzie trochę dziwne, zważywszy na to, że pewnie nawet po śmierci Lily nie będzie starał się powstrzymać igrzysk, nie wysłuchawszy jej prośby.

    Tyle szczęścia pod rozdziałem. ♥ Dziękuję Ci, że piszesz i mogę czytać Twoje historie. Mam nadzieję, że nawet gdy zakończysz ten blog (co na szczęście chyba nie nastąpi zbyt szybko, skoro właśnie zakończyłaś 1 część) stworzysz kolejne tak świetne twory.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak zobaczyłam autora komentarza, to w pierwszej chwili nie mogłam uwierzyć, że to naprawdę Ty! ^_^
      Wracaj do nas szybko :D już się stęskniłam za Twoim blogiem
      Sama nie wiedziałam do końca, jak mi to wyjdzie, ale bez tego skończyłabym prawdopodobnie już teraz tego bloga :p
      Nowy szablon o wiele bardziej podoba mi się od poprzedniego, choć i tak inaczej go sobie wyobrażałam
      Chciałabym, by koniec był spektakularny, ale minie jeszcze trochę czasu, zanim przekonamy się, czy naprawę taki będzie :p
      Jak sobie poradzi niedługo się okażę, chociaż zdradzę, że nie będę się nad tym raczej za długo rozwodzić
      Och, Wert niedługo zginie prawdopodobnie c:
      Tu także boję się, że Was zawiodę, ale postaram się wszystko zrobić wszystko, by nikogo nie rozczarować :)
      Dziękuję Ci bardzo ^_^

      Usuń
  19. Ja się pytam czemu tu trafiłam po napisaniu Liebster Award ?! Moje szczęście...Ahhh i znowu muszę pisać te pochwały! Baaaaaardzo mi się podoba. Czemu Bóg nie dał mi takiego talentu? Tylko muszę pisać jakieś wypociny. Boże czy ty mnie słyszysz? CHCĘ TAK PISAĆ! Genialnie piszesz. Podoba mi się twój styl.
    Pozdrawiam!
    http://blask-susan.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  20. Naprawdę świetne. Genialnie piszesz. Mam nadzieję, że Lily i bliźniakom nic się nie stanie. Życzę dużo weny.

    OdpowiedzUsuń
  21. Powinnaś wydać tą twoją opowieść jako książkę. Historia jest niesamowita, pomysł nie banalny a wykonanie genialne. Więc moja rada jest taka abyś wydała książkę ;)

    OdpowiedzUsuń
  22. Ta część jest świetna! Bardzo cieszę się, że znalazłam tego bloga! Tego mi właśnie było trzeba! :-D

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy komentarz c: one naprawdę bardzo pomagają w prowadzeniu bloga
I proszę o niespamowanie pod postami :) do tego jest zakładka SPAM