niedziela, 13 października 2013

XXXII

   Wróciłam do domu. Wszystko powinno być dobrze. Powinno, ale nie jest. Od pierwszej nocy w rodzinnym domu, we śnie nawiedzają mnie koszmary. Żaden z nich nie jest wolny od śmierci, igrzysk czy ich ofiar. Krew spływa po moich dłoniach, krew, którą przelałam ja. I za każdym razem słyszę głosy.
Czasem szepczą do mnie nawet w świetle dnia. Głosy zamordowanych. Szepczą, krzyczą, drwią ze mnie... płaczą... chcą odpokutowania za ich śmierć, chcą zemsty, jeszcze jednej ofiary. I nie odejdą póki jej nie dostaną. Szepczą... "spokój zaznasz dopiero po śmierci, dopiero, gdy przekroczysz granicę, za którą nas wypchnęłaś". Nic nie może ich zagłuszyć, nic nie może ich uciszyć. Każdej nocy budzę się zlana zimnym potem, ze strachu nie mogę krzyczeć, głos więźnie mi w gardle ściśniętym z przerażenia. Boję się zasypiać. Nic nie pomaga, by pozbyć się koszmarów. Nocna lampka przepłaszająca wszelkie strachy w dzieciństwie przestała koić niepokój. Nic nie pomaga. Świadomość coraz bliższego Tournee i kolejnych igrzysk sprawia tylko, że przerażenie wzrasta otulając mnie coraz gęstszą, lepką nicią strachu. Od dnia przyjazdu nie opuściłam nawet raz domu, rzadko kiedy wychodzę poza próg własnego pokoju. Jestem sama. Od chwili pożegnania z Reuelem, nawet, gdy otaczają mnie ludzie, tak niegdyś mi bliscy, czuję się samotna. 
  Pierwszej nocy pozbijałam wszystkie lustra. Nie chciałam patrzeć na twarz mordercy, nie mogłam. Zakazałam wpuszczania kogokolwiek, jedyną osobą, z którą mogę przebywać jest ojciec. Nigdy nie wspomina igrzysk, nie mówi o śmierci, Kapitolu. Nie mówi właściwie niczego. Po prostu siada obok mnie, gdy drżę w spazmatycznym szlochu i przytula po ojcowsku. 
  Nie wiem ile czasu siedzę w swoim pokoju łkając i niszcząc przedmioty. Dzień? miesiąc? rok...? Straciłam poczucie czasu dawno temu... a może dopiero przed chwilą? Oszalałam, sfiksowałam, stałam się jeszcze bardziej psychiczna niż na arenie. O ile to w ogóle możliwe. Rzeczywistość stała się dla mnie straszliwym snem, jednym z tych koszmarów nocnych. Wariowałam coraz bardziej, gadałam sama ze sobą będąc na skraju wyczerpania nerwowego. Do wczoraj. Siedziałam na podłodze kiwając się tępo w przód i do tyłu, gdy wszedł mój ojciec. Kucnął przede mną i powiedział cichym głosem:
 - Telefon do ciebie. Dzwoni doradca prezydenta.
  Zerwałam się i jak szalona pobiegłam do gabinetu taty. Siedziałam w nim godzinami rozmawiając przez telefon z Reuelem. Nie potrafię powtórzyć tej rozmowy, nie pamiętam nawet o czym mówiliśmy, ale gdy wyszłam z gabinetu, miałam już siły, by żyć dalej. Cały mój strach, przynajmniej ten za dnia, prysnął. Potrzebowałam widocznie czegokolwiek, co doda mi sił, Dodała mi ich ta rozmowa.
  Wpatruję się w lustro w salonie, które jakimś cudem przetrwało moje wybuchy. Wymizerniałam, ale nie schudłam. Mam na sobie stare, powyszarpywane na końcach, spodnie do kolan, zwykłą szarą bokserkę i na to narzuconą moją ulubioną luźną jeansową koszulę. Cienka szrama przecina prawy policzek przypominając o wszystkim, o czym chcę zapomnieć.
 - Z uśmiechem na ustach jest lepiej - tata siada w fotelu mrugając do mnie.
  Unoszę kąciki ust.
 - Widzisz jak pięknie? - śmieje się do mnie.
  Uśmiecham się szeroko. Jak to możliwe? Jeszcze niedawno wariowałam łkając ciągle, a dziś stroję się i uśmiecham... Dla taty. Robię to dla taty. I Reuela... Samej siebie.
 - Nie możesz żyć przeszłością - odzywa się cicho ojciec.
 - Ale przeszłość nie da o sobie zapomnieć - wzdycham cicho.
 - Da. Ale musisz ją sama od siebie odrzucić.
  Stoję zamyślona patrząc na tatę. Gdy byłam mała, słuchając bajek zawsze zastanawiałam się nad "tymi złymi". Jaką mieli przeszłość? czy od zawsze byli ŹLI? czy rodzice ich kochali? potrafili wybaczyć wszystkie zbrodnie dokonane przez swoje dzieci? czemu opowieści nigdy o tym nie mówiły? Jestem mordercą. Już nie sługusów Kapitolu, choć życie, to i tak życie, ale dzieci. Zwykłych nastolatków, którzy chcieli żyć tak samo jak ja. Jak mój ojciec może to zaakceptować, skoro sam oglądał na ekranie, jak morduje jego własna córka?! Jak, skoro ja sama nie potrafię tego zaakceptować. Ani sama sobie wybaczyć... Kocha cię, a jego miłość jest tak silna, że potrafi zapomnieć o tym, co robiłaś. Nie myśleć o tym, a jedynie cieszyć się twoim powrotem.
 - Gdzie idziesz? - pyta wesoło wyrywając mnie z zamyślenia.
 - Nad morze - odpowiadam, chociaż tak naprawdę decyzję podjęłam wraz z wypowiedzeniem tego na głos.
 - Uważaj na siebie.
 - Obiecuję - uśmiecham się lekko i wychodzę z salonu. Przechodząc koło wazy z jabłkami w hallu, chwytam jedno i otwieram pewnym ruchem drzwi. W pierwszej chwili oślepia mnie słońce. Cofam się przestraszona. W domu od mojego przyjazdu zapanował półmrok. Niektóre okna były ciągle pozasłaniane, a przez pozostałe wciąż było widać tylko krople deszczu bijące z wściekłością o szyby. Pogoda podzielała mój nastrój, nad Dystryktem Czwartym wisiały chmury strasząc rybaków i marynarzy. A może to tylko ja w swoim szaleństwie cały świat kolorowałam ciemnymi barwami? Moje oczy przyzwyczajają się do światła i otwieram je szerzej. Po deszczu nie ma ani śladu, po niebie pływają tylko lekkie błękitne obłoczki zwiastujące jedynie śliczną, słoneczną pogodę. Drzewa złocą się tworząc pod sobą dywan z szeleszczących różnokolorowych liści. Jesień. Schodzę po schodkach i staję nagle. Jabłko wypada mi z dłoni. Dopiero teraz dostrzegam mieszkańców dystryktu. Niektórzy idą omijając ratusz szerokim łukiem i patrząc na mnie spode łba, a inni przystanęli przypatrując mi się zszokowani. Nie wiem co powiedzieć, nie wiem co zrobić. Ogarnia mnie panika, chęć ucieczki. Zeskakuję z ostatnich schodków i rzucam się biegiem w stronę biedniejszych chałup, lasku, skał i morza. Słyszę jakiś krzyk za sobą, wołanie, ale nie odwracam się, nie zatrzymuję. Serce bije mi jak oszalałe, nogi bolą, ale nie mogę stanąć. Nie teraz. Stopy odbijają się od ziemi, tupiąc po utwardzonym gruncie i szeleszcząc wśród uschłych liści. Słyszę kogoś za sobą. Przygryzam wargę. Muszę biec szybciej, szybciej... muszę uciec! Nagle potykam się o coś i upadam. Dłonie mnie pieką, po stopie, którą o coś zahaczyłam rozchodzi się fala bólu. Czuję się taka bezsilna... taka bezradna. Siadam i chowam twarz w dłoniach. Moim ciałem wstrząsa szloch. Czemu w ogóle wyszłam poza próg domu? Tam przynajmniej czułam się w miarę bezpieczna. I nie spotykałam nikogo oprócz ojca.
 - Hej, Lily - słyszę głos koło siebie - wszystko dobrze?
  Zrywam się przerażona. Przede mną stoi Steve. Przypatruje mi się zaniepokojony.
 - Jasne - z mojego gardła wydobywa się stłumiony głos. Ocieram twarz z łez, chrząkam i dodaję - wszystko... świetne.
  Kiwa głową  i pyta po chwili.
 - Gdzie idziesz?
 - Na plażę - odpowiadam szybko. - I właściwie... muszę już iść - rzucam i odwracam się. Przygryzam wargę czując potworny ból w kostce. Robię pierwszy krok i mało co nie upadam.
 - Złamałaś coś sobie? Może ci pomóc? - Steven podchodzi i wyciąga do mnie ramię.
 - Poradzę sobie sama - warczę robiąc kolejny krok.
 - Nie dasz rady...
 - Dam! - krzyczę obracając się w jego stronę na piecie. - I nie potrzebuję niczyjej pomocy! A na pewno nie twojej! Więc zostaw mnie w spokoju!
  To zdrajca! Zdrajca, zdrajca, zdrajca! Czyż nie wybaczyłaś mu? Tak, gdy myślałam, że zginę w przeciągu tygodnia!
  Nie czekając na jego odpowiedź ruszam w kierunku plaży. Ból w kostce i zmęczenie mnie spowalniają, ale przynajmniej mogę chodzić, co oznacza, że raczej niczego sobie nie złamałam.
  Nie wiem czemu tak zareagowałam. W ogóle nie kontroluję tego co robię, co mówię. Panikuję. I sama nie wiem do końca dlaczego.
  Zatrzymuję się nagle. Moje stopy grzęzną w sypkim, drobnym piasku. Dopiero po chwili dociera do mnie, gdzie się znalazłam. Znowu tutaj. Ściągam buty i boso podchodzę bliżej. Bryza morska uderza mnie w twarz, do moich nozdrzy dociera ten ukochany, tak dawno nie spotkany, zapach morza. Patrząc na błękit bezmiaru wód i spienione białe fale uderzające z wściekłością o skały wyrastające dumnie i potężnie, zasłaniające horyzont od prawej strony, nagle czuję, że naprawdę wróciłam do domu. Zapominam o wszystkim. Drżąc cała przemierzam ostatnie metry dzielące mnie od brzegu. Bose stopy zapadają się w jasnym piasku, szum fal wypełnia moją głowę, wibruje w uszach wprawiając w stan dziwnego otępienia. I już nie ma igrzysk. Nie ma Kapitolu, rzezi, nie powstała żadna arena, nawet pomysł nie powstał. Bo co za szaleniec wymyśliłby coś takiego? Co za psychopata? Morderca? Nie ma ich. Reuel doradcą prezydenta? Brednie i dziwny sen! Wypłynął na morze. Muszę czekać aż wróci z Jamesem. Zamykam oczy i uśmiecham się błogo, gdy stawiając ostatni krok, chłodna fala zalewa moje bose stopy. Znów jestem dzieckiem. Znowu...

Ahh, Home! Let me come home!
Home is wherever I'm with you.
Ahh, Home! Let me go hoooome!
Home is wherever I'm with you!*

 - Mamo... mamo, co to? - cichy głosik wydobywa się z ust małej dziewczynki wpatrzonej w dziwny, nieznany krajobraz.
  Jasnowłosa, piękna kobieta obejmuje czule córeczkę. Bryza morska rozwiewa jej złociste włosy, targa zwiewną błękitną suknią do kostek.
 - To jest morze - wyjaśnia, jej głos jest spokojny i przyjemny. - A za nim jest ocean. 
 - A za nim? - liliowe oczka wpatrują się w horyzont próbując dostrzec coś poza nim oprócz bezmiaru wód.
 - Za nim... gdzieś tam musi być inny ląd - odpowiada zamyślona kobieta. 
 - Lepszy? - szepcze zafascynowana dziewczynka.
  Piękna pani śmieje się perliście. 
 - Tam jest wszystko, co sobie tylko wymarzysz - mówi cicho, jakby zdradzając córeczce wielką tajemnicę. - Gdy spojrzysz tam daleko... jeszcze troszkę dalej - wyciąga rękę wskazując horyzont. - Tam spełnią się twoje wszystkie marzenia, nadzieje. 
 - Każde? 
 - Każde. 
 - Chodźmy tam! - woła jasnowłosa dziewczynka ciągnąc mamę za rękę. 
 - Nie możemy - mówi smutno przytrzymując córeczkę. - Jeszcze nie przyszedł na nas czas. Ale gdy przyjdzie, obiecuję, spotkamy się tam wszyscy razem. 

Just because everything's changing
Doesn't mean it's never
Been this way before.

I'll come back
When you call me
No need to say goodbye**

  Krople łez spływają po moich policzkach i spadają w morskie fale, gdy przez pamięć przechodzi mi wspomnienie pierwszego spaceru nad morze. Wspomnienie mamy.
 - Kiedy na mnie przyjdzie czas? - szepczę zrezygnowana.
 - Już przyszedł - słyszę za swoimi plecami.


*****
Przepraszam, przepraszam, przepraszam!

22 komentarze:

  1. Ty to masz klasę! Wracasz z rozdziałem i BUM! (^_^) Dziewczyną, rządzisz :)
    Rozdział fenomenalny (^_^)
    Niech moc będzie z tobą

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ^ ^ chociaż nie do końca się zgodzę z Tobą, ale pięknie dziękuję c:

      Usuń
  2. łooooooooooooooooooooo
    (tylko tyle mogę napisać... brak mi słów)

    Leevy

    OdpowiedzUsuń
  3. Sama nie wiem co mam napisać pod tym rozdziałem, bo wszystko co napiszę nie odda tego co czuję. Jest najlepszy ze wszystkich. Pięknie ukazałaś uczucia Lil, tak się wczułam, że nie słyszałam, że mnie wołają z drugiego pokoju:P Nie no, to wspomnienie mamy jest cudowne, lepszego nie mogłaś wymyślić. Dlaczego Ty mi to robisz, przerywasz w takim momencie?! A tak serio to super zakończenie, teraz mnie tak nosi, bo nie mogę przestać mysleć kto jej na końcu odpowiedział. Jej tatuś (super jest, nie dość, że nie gada o igrzyskach, to taki opiekuńczy, jakbym nim była to bym chyba sfiksowała widząc córkę na arenie...), Reuel, odnaleziona i cudem przetrwała mama Lily, a może babcia Reuel`a lub Steven?...A może to Wert i zaraz Lily się wkurzy i uderzy go kamieniem, a potem utopi w morzu? Nie, to raczej się nie wydarzy:P Ja chcę już nowy rozdział, teraz, zaraz i już!!! Będę tu siedzieć i czekać póki nie dodasz:D Swoją drogą, niezłe mam wyczucie czasu. Chyba szósty zmysł mi podpowiada, że dodałaś nową notkę:D I na koniec małe pytanko retoryczne: Za co Ty przepraszasz?!
    A jeszcze na koniec się "przyczepię", (choć zwykle mi to nie wychodzi i zachwalam ile wlezie:P) że czasami było kilka zdań z małej litery...A polonista się we mnie obudził.;)
    No nic życzę dużo weny i wolnego czasu, który mam nadzieję wykorzystasz na dalsze pisanie!

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję c: szczerze powiem, że nie spodziewałam się takiego komentarza pod tym rozdziałem, właściwie myślałam, że trochę mi nie wyszedł xp
      Uwielbiam przerywać w takim momencie ^ ^
      W sumie za wszystko xD
      Poprawię to... kiedyś
      Dziękuję c:

      Usuń
  4. Za co przepraszasz?
    Normalnie nie lubię, kiedy ktoś miesza czasy, ale u Ciebie to wychodzi genialnie, po prostu masz taki niewymuszony styl pisania... ;)
    Po prostu idealnie. Brak mi słów, nie wiem, co powiedzieć. I aż do następnego rozdziału (który mam nadzieję dodasz szybko) będę się dręczyć pytaniem: kto był za jej plecami, że jej odpowiedział? :o
    Pozdrawiam, życzę weny i czekam na następny rozdział (jak najszybciej poproszę!) :D

    PS. Zapraszam na: http://jak-dokonac-niemozliwego.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za rozdział, błędy, że mnie w sumie trochę nie było, zaległości na niektórych blogach... za wszystko!
      Tak, tak, pomieszałam strasznie, ale jakoś nie mogłam tego ogarnąć, więc uznałam, że po prostu będę pisać dalej, a jak się ogarnę, to to poprawię
      Postaram się jak najszybciej wszystko wyjaśnić
      Dziękuję ^ ^

      Usuń
  5. Chcialabym pisac tak jak ty*_* Przez czytanie rozdzialow az zapominam o calym swiecie. Tylko sie mogę domyślać, kto chce zabic Lily, bo nie mam pojecia kto to moze byc (Chyba ze Wert, ale tak mysle tylko dlatego ze go nie lubie)
    Mnostwa weny i pozdrawiam cieplo:)
    PS. Wybacz bledy, ale nienawidze wersji mobilnej bloggera;-;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Proszę Cię! Właśnie nadrabiam powoli zaległości na Twoim blogu i muszę stwierdzić, że naprawdę świetnie piszesz :D
      Dziękuję ^ ^

      Usuń
  6. Za co przepraszasz? Za to, że tak cudownie piszesz? Wybaczamy! ^^
    Rozdział boski. *.* Jej, kto może chcieć zabić Lily? I to w dodatku już po Igrzyskach? Mam nadzieję, że szybko wstawisz rozdział, bo zeżre mnie ciekawość. :3 Notka jak zwykle fenomenalna.
    Weny! ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahahaha nie do końca, ale dziękuję :D
      Postaram się wstawić nowy do końca tego tygodnia :>
      Dzięki ^ ^

      Usuń
  7. Rewelacja, zwłaszcza końcówka... ech. Cudownie piszesz...

    OdpowiedzUsuń
  8. Pominę wszystko.
    Bo wszystko wyleciało mi z głowy, gdy przeczytałam końcówkę. Dobra, nieprawda, rozdział nie należy do moich faworytów, ale ja lubię szaleństwo i te sprawy (chyba czuć po mojej "tfurczości") więc wiesz... trafiłaś w Krakenie gusta.
    Ale końcówka...
    Boże mój, końcówka!!!!!!!!!!!!! khiekcsakbc;sbdc
    Kocham ją, no!
    Nie jestem w stanie nic więcej z siebie wydusić.
    Życzę ci... no bierz co chcesz.
    Cholera jasna!!!!
    Kraken

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do moich także nie xp
      szaleństwo jest najlepsze :D
      Hahahahaha cieszę się c: i dziękuję ^ ^

      Usuń
  9. Piękne odzwierciedlenie uczuć, jeju c:
    Mam dziś taki zły humor (nie ma to jak iść na 7:30 do szkoły ;-;), a tu wchodzę i nowy rozdział. Od razu się milej zrobiło :)
    " Kiedy na mnie przyjdzie czas? - szepczę zrezygnowana." - piękne <3
    Nie wiem co jeszcze pisać XD
    Weny i czekam na następny!
    P.S. Ciekawe, kto tam podszedł...

    OdpowiedzUsuń
  10. Ja napiszę tylko, że rozdział.... No wiesz... TAKI... I że czekam na ciąg dalszy :) nie chce mi się pisać dłużej, może później napiszę kom taki długi jak awkradgirl17
    Weny
    Ala

    OdpowiedzUsuń
  11. Matko, nawet nie zauważyłam nowego rozdziału. Jestem taka zła na siebie.
    Ależ się zdziwiłam, gdy przeczytałam słowa mojej ulubionej piosenki! <3
    Kocham cię za to.
    Pozdrawiam
    Slendy

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy komentarz c: one naprawdę bardzo pomagają w prowadzeniu bloga
I proszę o niespamowanie pod postami :) do tego jest zakładka SPAM