piątek, 19 lipca 2013

XXV

   Rozglądam się zdezorientowana dookoła. Nikogo nie widzę.
 - Gdzie jesteś?! - krzyczę, ale z moich ust nie wydobywa się żaden dźwięk - EJ! - dotykam przerażona swoich warg - co się dzieję?
  Męski śmiech wibruje mi w uszach.
 - Nie wzięłaś leków do końca - odzywa się po chwili.
 - Jakich leków? Kim jesteś? Gdzie jesteś? - poruszam ustami nie zdolna wymówić ani jednego słowa.
 - Leków. Prawie umarłaś. Byłaś ranna, jezioro było zatrute, umierałaś z głodu i pragnienia. Właściwie, to jestem w twojej głowie. To tylko twoja wyobraźnia.
 - Oszalałam - stwierdzam przecierając oczy i siadając na ziemi - więc sama na to wszystko wpadłam? W przesyłce były leki?
 - Tak.
 - Czemu nie mówię?
 - Wiem tylko to co ty.
 - Jezioro. Tak? - dodaję po chwili niepewnie.
  Cisza.
 - Nieważne. Czemu nie mogłam dostać leków normalnie?
 - Na pusty żołądek? Zwróciłabyś wszystko zanim zdążyłabyś policzyć do pięciu.
  Zaczyna mnie to powoli irytować.
 - Czemu sobie ciebie wyobraziłam? Zwariowałam już do końca?
 - Nie chcesz zostać sama. W sumie to... tak.
  Wzdycham ciężko.
 - Dlaczego powiedziałeś: "znowu się spotykamy"?
 - Powrót z Kapitolu po porażce rebeliantów.
 - Wtedy też oszalałam. Nieważne. Nie chcę cię tu. Idź sobie.
 - Podświadomie potrzebujesz towarzystwa.
 - Ty jesteś moją podświadomością?
 - Można tak powiedzieć.
 - Dobrze - wzdycham zrezygnowana - zostań tu sobie.
 - W końcu sama mnie stworzyłaś. 
 - Oszalałam.
 - A kto by nie oszalał?
  Wzruszam ramionami.
 - Reuel - nasuwa mi się po chwili. I nagle ogarnia mnie przeraźliwy niepokój - on żyje, prawda?
  Cisza.
 - On ŻYJE, PRAWDA? - powtarzam.
 - Na pewno - odzywa się głos, ale dość niepewnie.
 - Czemu...
 - Przecież wiem tylko to co ty! Przestań zadawać pytania, na które nie znasz odpowiedzi!
  Milczę przez chwilę.
 - Ile osób zostało na arenie? - pytam.
  Cisza.
 - Nie mogło ich zostać dużo, nie? Coraz bliżej powrotu... ale tak naprawdę... tak naprawdę wcale nie wyobrażam sobie tego. Życia w dystrykcie. Po tym wszystkim. To tak jak z powstaniem. Jestem mordercą. I nic tego nie zmieni. Ile czasu by nie minęło, to się nigdy nie zmieni. 
 - Umiesz z tym żyć - stwierdza głos.
  Uśmiecham się kpiąco.
 - Umiem. I wydaje mi się, że następne pozbawienie życia kogokolwiek przyjdzie mi z trudem, że nie będę potrafiła tego zrobić. 
 - Wierzysz w to co chcesz. 
 - Tak - kiwam głową - czasami... czasami mam wrażenie, że lepiej by było gdybym i ja umarła.
  Cisza.
 - Aha.
 - Wiem tyle co i ty.
 - Więc idź już sobie. Nie potrzebuję cię.
 - Potrzebujesz snu i odpoczynku.
 - A do tego czasu. Niestety nie mam go zbyt wiele, gdyż jestem zbyt zajęta zabijaniem trybutów i zmiechów! - zamykam oczy i staram się uspokoić - ta cała rozmowa dzieje się tylko w mojej głowie, prawda?
  TAK.
 - Zwariowałam jak nic - unoszę powieki i ściągam plecak.
  Wypijam do końca wodę z menażki dopiero teraz zauważając, że ma dziwny, słodkawy smak. Wzruszam ramionami, chowam wszystko i wstaję. Czas ruszać dalej. Gdzie? Nie mam pojęcia. Nabrałam już sił, czuję się o wiele lepiej, chociaż prawe ramię ciągle mnie boli i nie mogę nim zbytnio ruszać.
 Rozglądam się dookoła. Stoję w brzozowym lasku, promienie słońca przebijają się przez korony drzew rzucając na mnie przyjemne promienie światła. Spoglądam w dół. Moje spodnie są trochę podpalone, ale nie porozrywane, na brzuchu mam długą szramę i jakieś mniejsze rany. Top w ogóle się nie zniszczył. Nie wiem jakim cudem, ale jestem za to wdzięczna. Wyciągam z plecaka pogniecioną i trochę brudną już bluzkę, po czym zakładam ją. Trzeba iść dalej. Sprawdzam czy nóż jest na swoim miejscu i ruszam przed siebie.
  Idzie mi się dobrze. Nigdzie się nie spieszę, ściółka leśna tłumi moje kroki, wiatr przyjemnie smaga mnie po twarzy, cień drzew daje ochronę przed gorącem.
  Po godzinie marszu nagle słyszę czyjś głośnym, przeraźliwy krzyk. Dochodzi z bliska. Całą areną wstrząsa huk armaty. Drgam zaskoczona. Tak dawno nie słyszałam dźwięku oznaczającego śmierć trybuta, że w ogóle zapomniałam iż powinnam mordować nastolatków z dystryktów a nie wytwory Kapitolu. Do moich uszu docierają ciche szepty. Ostrożnie idę w stronę, z której docierają.
 - Wygram, wygram, wygram. Przecież wiesz, że wygram. Dobrze, niech ci będzie, wygramy razem. No pamiętam przecież, że gdyby nie ty, nie pozbylibyśmy się tego głupka. Nie, on nie miał przyjaciela. Ty byś mnie obronił, nie? - chwila ciszy - Billy, obroniłbyś mnie? - oczekiwanie - No wiedziałam, że tak. Nie, nigdy w to nie wątpiłam. Wiem, że jesteś mistrzem w roztrzaskiwaniu czaszek. No przecież pamiętam jak dostałeś złoty medal. Pierwsze miejsce! Najlepszy w całym Panem!
  Marszczę brwi i zatrzymuję się przy dużych krzakach, zza których dochodzi dziewczęcy szept. Wyciągam nóż zza pasa.
 - No wiem! Miałam szczęście, że ciebie znalazłam! No tak, to ty znalazłeś mnie...
  Rozchylam delikatnie gałęzie i patrzę zaskoczona na dziewczynkę, może czternastoletnią, siedzącą na łące przy zwłokach chłopaka z rozwaloną głową. Koło nich leży zakrwawiony kamień, który dziewczynka gładzi także zakrwawioną dłonią przemawiając do niego. Nie tylko Carav ze Scarlett byli obłąkani. Przestaję się już temu dziwić. Tyle tu przetrwać i pozostać przy zdrowych zmysłach to musi być spory wyczyn. Ty na przykład nie zostałaś. Ignoruję tę myśl. To chyba z Dwunastki... zaraz, jak ona miała...?
 - Edith - charczę wychodząc na polankę. Ciągle mam problemy z mówieniem. 
  Dziewczynka błyskawicznie przenosi swój wzrok na mnie łapiąc kamień. Jej oczy są pełne strachu, niepewności... determinacji. Oczy spłoszonej zwierzyny. Wstaje zaciskając mocniej dłonie na kamieniu.
 - Lily - odpowiada drżącym głosem - to jej imię - tłumaczy spoglądając na kamień, przez jej twarz przebiega złość - parszywe imię, którego nikt nie będzie pamiętać. Zabij ją - syczy do kamienia - tak, masz rację. Zabijemy ją razem - przenosi swój wzrok z powrotem na mnie i robi krok w moją stronę. Nagle zastyga z wyrazem zdziwienia na twarzy i nożem w piersi. Kamieni wypada z jej dłoni. Edith pada na ziemię obok chłopaka przy huku armaty. Jednak zamiast ciszy, która powinna po tym nastąpić, nad całą areną rozlega się hymn Panem.
 - Gratuluję, trybuci z Czwartego Dystryktu! - krzyczy Tarment - Wygraliście Pierwsze Igrzyska Głodowe! Poduszkowce, które zabiorą was z areny czekają już przy Rogu Obfitości!
  Głos milknie, hymn także, a moje myśli pędzą jak szalone po mojej głowie. Reuel żyję! Ale czemu trzeba iść jeszcze do Rogu? Wygraliśmy! Przecież poduszkowce mogą przylecieć w dowolne miejsce areny... Wracamy do domu! To koniec! A jeśli... jeśli to jeszcze nie koniec? Przeżyłam! Reuel przeżył! TO NIE KONIEC!!! 
  Przytomnieję. Głos rozsądku ma rację. To wcale nie jest koniec. I nagle ogarnia mnie przeraźliwy strach. To przedstawienie się jeszcze nie skończyło. Gra z Kapitolem ma proste zasady - albo wygrywasz ty, albo on. Nie ma miejsca dla dwóch zwycięzców. A oni jeszcze nie skończyli grać. I dociera do mnie coś jeszcze - nie mam pojęcia gdzie jestem. Ani w którą stronę się kierować, by trafić do Rogu. Powinnam była się domyślić. Kapitol nie potrafi grać uczciwie. Podchodzę do ciała Edith i wyrywam z niego nóż. Wycieram ostrze z krwi o kurtkę dziewczynki i chowam broń za pas.
 - To jeszcze nie koniec - mówię sama do siebie.
  W moich uszach rozbrzmiewa kpiący śmiech mogący należeć tylko do jednej znanej mi osoby.

*****
Witam wszystkich! :D 
Przepraszam za długą nieobecność, ale wyjechałam i nie miałam możliwości wstawić nowego rozdziału ani czytać waszych blogów.
Wracam w nie najlepszym stylu, ale cóż poradzić... ja mam wakacje i moja wena też sobie pojechała na urlop :p
Uprzedzając pytania - tak, koniec igrzysk zbliża się nieubłaganie, ale nie koniec bloga. Nie mam zamiaru przestać pisać i od dawna po mojej głowie chodzi pomysł na kontynuacje tej historii. Jak to mówią... "Coś się kończy i coś się zaczyna" ;>
Proszę o komentarze, przepraszam za błędy i dziękuję za to, że to czytacie c:
Ach! I wszystkiego najlepszego dla Lilith oraz Krakena z okazji niedawnych urodzin :D Dużo weny!

16 komentarzy:

  1. cieszę się z nowego rozdziału jak oszalała...!
    no tak rozumiem wakacje i wogóle...
    też odpoczywam po całym roku:D
    rozdział jak zwykle cudowny i naprawdę wciągający- przynajmniej mi się podobało:))
    cieszę się, że nie poprzestaniesz na tym opowiadaniu tym bardziej że masz talent i głupio by było bo zmarnować...
    mam nadzieję, że twoja wena niebawem wróci, i już czekam na kolejny rozdział!

    pozdrawiam i życzę udanych wakacji:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha ja mam odpoczynku aż za dużo chyba xD
      Dziękuję ^^ i nawzajem :)

      Usuń
  2. Dawno mnie tu nie było, ale nadrobiłam zaległości eeeh jest mega! c:
    ++ Bardzo bym Cię chciała zaprosić na mojego bloga na nowy rozdział.
    Pozdrawiam serdecznie. c:
    Julites.
    http://67igrzyskaoczamijulites.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki c:
      nowy rozdział przeczytam i skomentuję jak tylko znajdę troszkę więcej czasu, pewnie dziś wieczorem :>

      Usuń
  3. *o* rany, ale rozdział... Aż mnie zatkało...
    Rozumiem brak weny, sama to przeżywam TT_TT
    Ale i tak czekam na next
    A.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jakoś nie widzę tego braku weny, o którym piszesz XD Może powinnam iść do okulisty, żeby mi skontrolował wewnętrzny wzrok, czy coś :P W każdym razie, jak zwykle, świetnie ;3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. oj, ja to odczuwam bardzo boleśnie niestety :< ale cieszę się, że nie widać tego aż tak bardzo :>
      Dzięki c:

      Usuń
  5. Co ty mi tu gadasz o braku weny??
    To. Jest. Czadowe.

    OdpowiedzUsuń
  6. Zabijesz mnie, że się tyle nie odzywałam, co Lilek? Miałam wszystko nadrobić jak w końcu przestanę umierać z powodu stresu, bo czy dostanę się do szkoły, czy nie? Przyszłam dopiero teraz!
    Ja ci dam bark weny! Wenę masz, dlatego proszę nie dramatyzować tylko pisać. Już, już, już!
    Dziękuję, za te życzenia! Słodkie były!
    Lilka naprawdę oszalała to pewne, oszalał jak nic i co będzie teraz?

    /Lilith

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zabiję, zabiję. I za brak nowego rozdziału. I ciągle nieaktywnego drugiego bloga. O! I miałaś przyjechać, a nie przyjechałaś. Dużo powodów mi się zebrało ^^
      Piszę, piszę, do końca tygodnia pewnie wstawię nowy rozdział xp
      Teraz będzie szalona :D

      Usuń
  7. O matko.
    Przeczytałam wszystkie rozdziały od początku i AKJSDJKDFJSIFDRIE BŁAGAM PISZ KOLEJNY JAK NAJSZYBCIEJ JA MUSZĘ WIEDZIEĆ CO SIĘ DZIEJE.
    Lily jest lepsza od Katniss.
    Lepszej rekomendacji nie trzeba.

    OdpowiedzUsuń
  8. Ojej. Tak późno komentuję rozdział, za co bardzo przepraszam, ale mimo wakacji, brak czasu mi doskwiera.
    Mimo tego, że twoja wena pojechała na urlop, rozdział i tak jest świetny. Naprawdę bardzo wciągający i ciekawy. Zresztą tak jak wszystkie Twoje notki. Już nie mogę się doczekać co będzie dalej i zakończenia Igrzysk.
    Mam nadzieję, że Twoja wena jak najszybciej wróci z wakacji :P
    Czekam na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
  9. TY MUSISZ WYDAĆ KSIĄŻKĘ ! A inni muszą nakręcić film. :) I jak ja teraz będę oglądać Igrzyska bez słynnej Lily ja się pytam !? No jak ? Bo ja sobie tego nie wyobrażam. To jest po prostu genialne ! :) Nie mogę napisać, że lepsze od trylogii, bo to byłaby zdrada. xd Ale z czystym sumieniem stwierdzam, że jest tak samo świetne ! :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy komentarz c: one naprawdę bardzo pomagają w prowadzeniu bloga
I proszę o niespamowanie pod postami :) do tego jest zakładka SPAM