piątek, 26 kwietnia 2013

XVI

  - Lily? - cichy głos Diany przerywa moje rozmyślania.
 - Hm?
 - Jaki mamy plan?
 - Plan? - patrzę się na nią zaskoczona - Jaki plan?
 - No... plan działania - spogląda na mnie niepewnie - Co zamierzasz zrobić? Chyba masz jakiś, nie?
 - Właściwie to... nie. A powinnam? Miałam dotrzeć tutaj, a potem... - waham się.
  Dziewczyna patrzy na mnie wyczekująco.
 - Potem... - zastanawiam się nad moimi wcześniejszymi postanowieniami, ale oprócz dotarcia do skały nie posiadałam żadnych konkretnych planów - Właściwie, to miałam zamiar improwizować.
  Diana otwiera szerzej oczy ze zdziwienia.
 - A co z wodą? Zaraz się skończy, a pożywienia w ogóle nie miałaś! Jak chciałaś przeżyć?
 - Nie wiem - wzruszam ramionami - A wy mieliście jakiś wielki wspólny plan, oprócz tego, że ty postanowiłaś uciec, a Bastian pozabijać was wszystkich, a na końcu samego siebie?! - podnoszę głos, zaczynam się irytować.
 - Ciszej - syczy dziewczyna.
  Chwilę milczymy nasłuchując, po czym odzywam się spokojniej
 - Chcesz plan? Już go mam. Obie potrzebujemy odpoczynku, więc dzisiaj nie wychodzimy z groty. Nabierzemy sił, a jutro wyruszę na poszukiwania wody, może coś upoluję. Ty zostaniesz tutaj. Lepiej żebyś nie latała za dużo z tą raną po arenie - wskazuję na jej bok - A potem... potem wymyślimy dalszą część planu.
  Dziewczyna patrzy się na mnie z powątpiewaniem, ale nic już nie mówi.
  Tak jak postanowiłam, do końca dnia zostajemy w grocie. Rozkoszujemy się względnym spokojem jedząc zapasy Diany, popijając moją wodę i rozmawiając szeptem.
  Dzień mija szybko. Moja sojuszniczka upiera się, by przejąć pierwszą wartę, a ja się zgadzam, chociaż odczuwam jakiś nieuzasadniony niepokój. Niby jej ufam, wydaje się taka... ludzka. Nie chciała zabijać i jej ponaglające do ucieczki krzyki otrząsnęły mnie z otępienia. W pewnym sensie uratowała mi życie. Ale z drugiej strony, w głębi ducha, postanowiłam sobie nie ufać nikomu.
  Przed snem przemywam jeszcze ranę na ramieniu i smaruję jakąś maścią z apteczki. Rozkładam polar znaleziony w plecaku i kładę się na nim, by mieć w miarę miękko chociaż pod plecami i głową. W ciszy wieczoru słychać ciche śpiewy ptaków. Przypominają mi o głoskułcę. Szukam jej wzrokiem. Ciągle trwa w tej samej pozycji na brzegu groty obrócona przodem do areny, jakby czuwała nad nami... Przymykam oczy, by po chwili zapaść w niespokojny sen pełen koszmarów i złudzeń.
***
  Gdy tylko uchylam powieki, wiem już, że coś jest nie w porządku. Siadam gwałtownie przecierając oczy. Słońce właśnie wschodzi. Diana siedzi tyłem do mnie zapatrzona w dal.
 - Nie obudziłaś mnie - odzywam się z wyrzutem pomieszanym ze zdumieniem.
 - Nie - odpowiada cicho wstając i siadając obok mnie - Ja i tak bym nie zasnęła,  poza tym mam dzisiaj mnóstwo czasu na odpoczynek podczas gdy ty będziesz chodzić po arenie w poszukiwaniu wody i pożywienia.
 - Miej broń w pogotowiu. Gdybyś zobaczyła kogokolwiek... zabij - mówię tylko wstając i przygotowując się do wyjścia.
 - Chyba ja powinnam to tobie powiedzieć - dziewczyna podaje mi pustą butelkę ze swojego plecaka - Uważaj na siebie... - dodaje ciszej i wyciąga w moją stronę swój nóż.
 - Może ci się przydać - nie przyjmuję broni.
 - Mam jeszcze jeden, a tobie może okazać się potrzebny.
  Waham się jeszcze chwilę po czym chowam nóż za pas.
 - Jak tylko zejdę, wciągnij linę z powrotem.
  Diana kiwa głową. Zarzucam plecak na ramiona i podchodzę do krawędzi groty. Rozglądam się czujnie, ale niczego podejrzanego nie zauważam. Zrzucam linę.
 - Może ci się przydać - słyszę głos Diany, gdy głoskułka zlatuję na moje ramię.
  Śmieję się cicho.
 - Tak myślisz? - pytam cicho mojego towarzysza podróży.
  Ptak przechyla główkę i zlatuje na dół. Biorę głęboki oddech i zaczynam schodzić po linie. Po chwili już staję pewnie nogami na ziemi. Diana wciąga linę na górę, a na moje ramię znowu zlatuje głoskułka. Wchodzę głębiej w las.
***
  Nie wiem ile idę nie spotykając po drodze nawet śladu żywego ducha. Mam już dosyć. Nigdzie nie ma ani wody, ani zwierząt do zapolowania. Jedyne co znalazłam to mała, stara fretka, z której i tak byłoby tyle mięsa co nic. Staram się nie oddalać zbytnio od skały, dlatego idę okręgami wokół niej. Staję na małej polance i rozglądam się dookoła. Tutaj wyostrzają się moje zmysły. Nie tylko wzrok, ale także węch i słuch. Wyciszam się, uspokajam, wczuwam w życie lasu.
 - Zabij - mówi cicho głoskułka moim głosem zlatując z ramienia.
  Cichy trzask gałązki za moimi plecami. Błyskawicznie się schylam skręcając w tę stronę i wyciągając broń. Nóż z cichym świstem przelatuje nad moją głową. Zrywam się i nagle przeraźliwy ból przeszywa moją łydkę. Strzała przedarła materiał spodni muskając moją nogę. Klnę pod nosem i wycofując się powoli rzucam nożem w stronę, z której nadleciała. Słyszę dziewczęcy pisk i z drzewa na krańcu polanki zeskakuję Louise, dziewczyna z Piątki. Przeklęta panieneczka! Kątem oka widzę wyłaniającą się z krzaków Georgie. Rzucam się biegiem w odwrotną stronę. Słyszę jak coś mówią i zaczynają biec za mną.  Kto by się spodziewał, że te dwie małe, niewinne dziewczynki, na arenie okażą się podstępnymi zabójczyniami? Tu nic nie jest tym, na co wygląda. To sztuczny świat. Jak całe Panem.
  Biegnę. Tylko to się teraz liczy, biec jak najszybciej, najlepiej jak mogę. Czuję jak serce wali mi szaleńczo w piersiach. Rana na łydce boli jak cholera. To nie jest teraz ważne! Muszę uciec...Czemu? Czemu zamiast walczyć, uciekasz? Bo... nie chcę stać się mordercą... I tak nim jesteś. Od dawna. Mają broń! A ja jeden nóż.
  Nagle drzewa się przerzedzają, jakiś dziwny szum wiruje mi w głowie. Gwałtownie się zatrzymuję. Urwisko. A w dole rwąca rzeka. Oglądam się nerwowo za siebie. Są coraz bliżej... myśli biegają mi szaleńczo po głowie. Śmierć tu, z rąk tych podstępnych dziwek zaopatrzonych jak Kapitol podczas rebelii, albo śmierć tam w dole, rozbicie się o kamienie lub zbyt płytkie dno. Tam przynajmniej nie jest pewna. Oglądam się przez ramię. Już je widzę. Cofam się parę kroków, biorę rozbieg i skaczę. Wszystko zamiera na chwilę, gdy ja lecę i lecę. Dookoła mnie jest tylko świst wiatru i świat zatrzymany w miejscu. Potężny huk. I nagle to wszystko się kończy. Nie mogę złapać oddechu, dookoła mnie jest już tylko zimna toń wody i... cisza. Ta znajoma cisza, która zaprowadza cię powoli w ramiona śmierci. Nie dziś. Z trudem zwalczam otępienie opierając się pokusie zakończenia życia i wiecznego spokoju. Wypływam na powierzchnię i od razu łapczywie chwytam powietrze do płuc. Bystry nurt porwał mnie ze swoim biegiem, ale z oczu nie zniknęło mi jeszcze urwisko. Nie dostrzegam na nim jednak nikogo. Z trudem utrzymuję się na powierzchni wody. Jestem zmęczona i obolała. Na szczęście brzeg opada i po lewo widzę małą plaże. Zbieram w sobie siły i podpływam do niej. Wykończona walką z nurtem rzeki i ucieczką wczołguję się na niski brzeg. Oddycham ciężko, nierówno. Przekręcam się na plecy i siadam. Staram się uspokoić oddech i szaleńcze bicie serca. Rozglądam się dookoła. Jestem pewnie spory kawałek drogi od naszej skały. Najpierw oddaliłam się przez ucieczkę, potem porwał mnie nurt rzeki. Cóż... przynajmniej znalazłam wodę. Ściągam plecak i wyjmuję z niego bukłak oraz butelkę. którą Diana miała w swoim bagażu. Podczołguję się do wody i nalewam jej do nich, po czym przemywam sobie twarz.
  Siedzę jeszcze chwilę odpoczywając. Nagle słyszę krzyki.
 - Tam jest!
  Znowu te wariatki. Zrywam się wyciągając nóż. Pierwsza na małą plażę zeskakuje z pagórka Louise. Nagle zastyga z ostrzem wbitym w brzuch. Łapie trzonek i wyciąga go jakby nie dowierzając w to co się stało. Georgia opada obok niej i patrzy zszokowana, jak jej sojuszniczka pada martwa na ziemie. Huk armaty. Chwilę stoi bez ruchu, po czym wyciąga z pasa przy spodniach topór.
 - Zabiję cię - syczy i rzuca się na mnie.
  Podcinam ją i dziewczyna ląduje w wodzie. Zrywa się, a ja spycham ją głębiej wyrywając broń z ręki. Traci równowagę i znowu ląduje w rzece. Topór wyślizguje mi się z rąk. Schylam się i mocno dociskam Georgie do dna. Jest całkowicie pod powierzchnią wody. Zaczyna wierzgać, próbuje się wyrwać. Mocniej naciskam na jej barki. Widzę jak krztusi się pod wodą konając. Jej oczy wpatrzone we mnie z nienawiścią i strachem. Strachem przed śmiercią. Śmiercią, którą ja jej zadaję. I nagle uspokaja się, nieruchomieje. Huk armaty oznajmia, że koniec nadszedł. Puszczam jej ciało odsuwając się gwałtownie. A ono bezwładnie wypływa na powierzchnie i odpływa z nurtem rzeki. Cofam się wychodząc na brzeg. Chwilę stoję w bezruchu patrząc tępo przed siebie, po czym spokojnie chowam pojemniki z nabraną wodą do plecaka i zakładam go sobie na ramiona. Łydka jakimś sposobem nie boli mnie już, nie widzę więc potrzeby, by w tym momencie cokolwiek z nią robić.
 - Zabiję cię - słyszę syk Georgi.
  Odwracam się przerażona. Głoskułka lata nad moją głową gadając coś jeszcze sama do siebie. Śmieję się w duchu ze swojej głupoty i gwiżdżę cicho do ptaka polecenie, żeby leciał za mną. Mijam ciało Louise i idę dalej. Nie bawię się w plądrowanie zwłok. Mam wszystko czego potrzebuję.
  Nie wiem w którą ze stron się kierować, idę więc tą drogą, którą biegła tu Louise z Georgią, by mnie zabić. Wracam na urwisko. Głoskułka ciągle leci za mną, czasem przysiadając mi na ramieniu. Gdy staję na klifie rozglądam się po okolicy. W końcu decyduję się ruszyć na północ, skąd wydaje mi się, że przybiegłam tutaj.
  Ruszam w dalszą drogę. Słońce świeci już wysoko na niebie, ale wiejący chłodny wiatr sprawia, że nie jest wcale tak gorąco, jakby się mogło zdawać. Po drodze rozmyślam nad tym co się stało. Co zrobiłam. Znowu kogoś zabiłam. Ale w sumie czego się spodziewałam? Przecież nie mogę dać się zabić, muszę walczyć. Naprawdę? A po co masz żyć? Ja... nie wiem. I gdzie starania żeby już nigdy więcej nie było igrzysk? Przecież to dopiero początek, co mam zrobić? Nie zabijać. I sama zginąć? Nie, dziękuję. Nie dam się zabić. Więc tylko dokładasz starań żeby to nigdy się nie skończyło. To co mogę zrobić? Nic. Absolutnie nic.
  Nagle słyszę za sobą zachrypnięty głos.
 - Czwórka.
  Zatrzymuję się natychmiast. Nie to niemożliwe... Odwracam się powoli.
 - Mort - z moich ust wydobywa się tylko cichy szept. Przecież... przecież on nie żyje...
  Ma podarte ubrania, przez odsłoniętą pierś przebiega pionowa, zakrwawiona szrama. W ręku ściska długi, ostry nóż, na twarzy odmalowuje się żądza mordu. Cofam się automatycznie, dyskretnie sięgam za pas po broń. Zamieram. Nie ma. Została w ciele Louise. Strach ściska mnie za gardło, mój oddech staje się płytki i nierówny. Zaczynam oceniać swoje szanse. Uciekać? Jak nie rzuci mi nożem w plecy, to i tak mnie dogoni. Schować się gdzieś na drzewie? Wejdzie za mną, albo poczeka aż sama w końcu będę zmuszona zejść. Walczyć? Zabije mnie...
 - Myślałaś, że dasz radę ujść z życiem? - syczy zbliżając się powoli - Myślałaś, że cię nie znajdę? - śmieje się chrapliwie - Liczyłaś, że ci się uda? Ha! Przeliczyłaś się - rzuca się na mnie z nożem.
  Przewrót przez prawe ramię. Obrót. Mort krzyczy wściekły i atakuje ponownie. Uchylam się i odskakuję. Przypominam sobie rady Bastiana, gdy uczył mnie walczyć jakieś dziesięć lat temu. "Musisz poruszać się lekko, zwinnie. Coś jakbyś tańczyła." Skrzywiłam się wtedy. "Nie lubię tańczyć. Uśmiechnął się "Ale chcesz walczyć."
  Mimowolnie unoszę kąciki ust i robię piruet, by uniknąć zetknięcia z ostrzem. Chłopak robi się coraz wścieklejszy, broń wiruje w jego ręku, zaczyna ciąć na oślep. Odskakuję i przenoszę ciężar ciała na prawą stronę. Teraz albo nigdy. Chwieję się. Mort natychmiast skacze z ostrzem wycelowanym  w moją pierś. Schylam się i próbuję odrzucić jego rękę. Cichy jęk. Zamieram. Nóż w sercu.

*****
Tak częste dodawanie rozdziałów zawdzięczacie tylko sami sobie, bo wasze komentarze naprawdę bardzo motywują do dalszego pisania ^_^
Czekam na wasze zdanie dotyczące tego rozdziału. Ciekawa jestem czy ktoś zgadnie co tu robi Mort ;> Piszcie wszystko, co wam wpadnie do głowy ;)
Ach, i dziękuję za ponad 3000 wyświetleń c:


12 komentarzy:

  1. O JEŻUNIU! Lily nie może umrzeć! Przecież to główna bohaterka i narratorka opowiadania, ale nóż w sercu jest jakby... wyrokiem śmierci! Mam kilka pomysłów co do Morta, czy to zmiech? A może jakiś eliksir życia? Hm... pożyjemy zobaczymy.
    Baaardzo się ciszę, że dodajesz TAKIE rozdziały i to często! Takie tj. genialne, no po prostu twój geniusz chyba nie ma granic!
    Czekam na next!
    Pozdrawiam!
    A.

    PS. Mam jeszcze jeden pomysł! To był sen!

    OdpowiedzUsuń
  2. ale nóż w czyim sercu? xd Dzięki za rozdział, jak zawsze wspaniały :D
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. a co do Morta, to nwm, może .. to ktoś w przebraniu? xd

    OdpowiedzUsuń
  4. To raczej nie zmiech, chyba Mort przeżył. Albo Diana kłamała. Hmm... Ten ''nóż w sercu' nie jest wyrokiem śmierci, może tkwi w sercu Morta...?
    A tak w ogóle to wiesz, jak mnie wystraszyłaś tym, że on nagle pojawił się przed Lily? Naprawdę, zamarło mi serce.

    OdpowiedzUsuń
  5. Muszę przyznać,że twoje opowiadanie jest bardzo dobre. Rozdział bardzo ciekawy, a końcówka powoduję, że nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału :).
    Może skoro Mort żyje, to i Reuel także? :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Trzymasz poziom bejbe ;) Oszczędze ci wszelkich okrzyków radości i uwielbienia i ograniczę się do stwierdzenia:
    TEN ROZDZIAŁ BYŁ ZAJEBISTY!!!(przepraszam za wyrażenie).
    Resztę komentarza poświęcę temu czemu Mort żyje za co przepraszam. Zamiast rozwodzić się nad geniuszem akcji, stylem i wszelkimi niespodziankami... Jeny...
    Teoria 1. Diana łże jak pies. Wciska kit, robi Lil w bambuko, leci z nią w kulki.
    Być może:Tak na serio to nie było tak jak mówiła. Sama poderżnęła Bastianowi gardło (choć mam wrażenie że on żyje).
    Teoria 2., która nie tyczy się pojawienia Morta ale całej fabuły. Diana jest w spółce z Bastianem i oboje (+ dziadek Snow) usiłują utrzymać Lily przy życiu.
    To chyba na tyle. Żądzisz dziewczyno.
    Kraken

    OdpowiedzUsuń
  7. PS. Sorry, że zupełnie oddzielnie ale komórka mi każe:c. Ten nóż to w sercu Morta. Wbity przez Bastiana, Dianę albo Reuela :3

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie wiem co tu robi Mort, ale Reuel żyje! Tak, on żyje, żyje i ma się dobrze!

    Pewnie sobie myślisz, że jestem jakaś dziwna, bo niby umarł, ale ja wiem - żyje i ma się dobrze.

    A teraz teorie moje są takie. Do pierwszej, wymienionej pod tamtym rozdziałem, że Diana łże. To moja cała teoria!

    Rozdział bardzo mi się podobał, jestem pod wrażeniem! Naprawdę świetnie!
    Przepraszam, że tak krótko tym razem, ale wracam pisać swój rozdział! Weny, mordo ty moja!

    OdpowiedzUsuń
  9. Końcówka mnie przeraziła... Mam nadzieję, że to będziecie to na co teraz wygląda. Rozdział cudowny, Pięknie napisany... Tak leciutko jak zawsze :) Nie spostrzegłam nawet kiedy skończyłam czytać. Uwielbiam moment, w którym bohaterka skacze do wody i walczy z nurtem rzeki. Brawo :) gratuluję.
    zyjaca-dla-atona

    OdpowiedzUsuń
  10. Dziękuję. Teraz będzie mniej śmierci, więcej problemów, wydarzeń i bohaterów. Raczej nie będziesz się nudzić. :)
    Również pozdrawiam i życzę nieskończoną liczbę pomysłów oraz jeszcze więcej weny. ^^

    OdpowiedzUsuń
  11. Nóż w sercu? Ale Morta czy Lily? Lily nie może umrzeć! :c

    Czekam na następny rozdział. :)

    Weny!

    OdpowiedzUsuń
  12. Mort? Czyżby Diana kłamała? A może Lily ma zwidy.. xD Sama nw ;>

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy komentarz c: one naprawdę bardzo pomagają w prowadzeniu bloga
I proszę o niespamowanie pod postami :) do tego jest zakładka SPAM