sobota, 23 marca 2013

XI

   Winda bezszelestnie zatrzymuje się na czwartym piętrze i otwiera z cichym sykiem. Wychodzę z niej i opieram się o ścianę. Z zaskoczeniem zauważam, że jestem spokojna, całkowicie opanowana.
 - Lily!
 - Reuel - uśmiecham się lekko i wchodzę do salonu, w którym siedzi z Zorą. - Jak ci poszło?
 - Dobrze, nawet chyba bardzo dobrze - odwzajemnia uśmiech. - Chociaż nie pokazałem niczego niezwykłego... jedynie trójząb, ale wyglądali jakby byli pod wrażeniem.
 - A ty co zaprezentowałaś? - pyta Zora.
 - Wspinanie, porzucałam trochę nożami... postrzelałam z łuku... wszystkiego po trochu, niczego konkretnego nie zrobiłam. - wzruszam ramionami.
  Samą mnie zaskakuje to kłamstwo. Nie chcesz go martwić. Nie chcesz ICH martwić. 
 - Czy oni to pokażą w telewizji? - odzywam się niepewnie.
 - Oczywiście, że nie! - śmieje się Kapitolinka - To jest utajnione! Tylko wyniki!
  Wzdycham cicho z ulgą.
 - Kiedy je ujawnią? - pyta Reuel.
 - Niedługo. Pewnie jakoś wypadną w trakcie kolacji. O! Marii! - piszczy - A gdzie Kird? Nie chciał przyjść?
 - Dzisiaj kolacja bez Kapitolu - mówi wesołym głosem moja stylistka wchodząc zwiewnie do salonu i opadając na miękką kanapę.
  Patrzę na nią zaskoczona, a ona śmieje się wdzięcznie.
 - Awoksy mają dzisiaj wieczór wolnego, poza tym... i tak nie mogliby nic przekazać.
 - Kamery?
 - Rejestrują tylko obraz i to też nie zawsze - wzrusza ramionami włączając telewizję.
 - Kto to awoksy? I kim jest Kird? - marszczę brwi i siadam obok Marii.
 - Służący. Nie mogą mówić, bo obcięto im języki - wycisza dźwięk w telewizorze. - Niewolnicy Kapitolu. Większość z nich to dawni rebelianci. Kird to stylista Reuela. Ciesz się, że nie pozwoliłam mu ubrać cię w zaprojektowany przez niego kostium - zwraca się do mojego przyjaciela. - Stałbyś się pośmiewiskiem nawet w Kapitolu.
 - Gdzie Wert? - pytam nagle przypomniawszy sobie o jego nieobecności podczas prezentacji.
 - Z innymi organizatorami - odpowiada Zora.
 - Nie było go podczas pokazu umiejętności - mówi Reuel.
 - Może wyszedł na wasze występy.
 - Może - mruczę pod nosem zamyślona.
 - Chodźcie już coś zjeść! - Kapitolinka wstaje gwałtownie - Kolacja już na was od dawna czeka!
  Przechodzimy do jadalni i zabieramy się za jedzenie. Oni o czymś dyskutują, ja się nie odzywam. Zastanawiam się nad tym, co zrobiłam. Zdecydowanie za łatwo jest wyprowadzić mnie z równowagi. Siedzimy jeszcze trochę przy stole, po czym przechodzimy do salonu i zajmujemy miejsca na kanapie. W telewizorze jeszcze przez jakiś czas lecą reklamy, potem pojawia się biuro prezentera Tarmenta, mężczyzny o krótkich, przylizanych jaskrawożółtych włosach i rażącym w oczy pomarańczowym garniturze. Na twarzy ciągle ma ten sam, rozciągnięty od ucha do ucha, sztuczny uśmiech. Marii włącza dźwięk i słyszymy jak mówi o tym, że niedługo powinniśmy zobaczyć wyniki pokazu umiejętności.
 - I... SĄ! - krzyczy, po czym na ekranie wyświetla się zdjęcie Morta. Chwile potem ukazuje się liczba 12. Dostał maksymalną liczbę punktów. Tarment ciągle coś komentuje, ale nie słucham go. Czekam. Diana otrzymała 9 punktów, Bastian i dziewczyna z Dwójki po 10, rodzeństwo z Trójki po 3 i... my. Zdjęcie Reuela i... 10. Zora się śmieje, Marii mu gratuluje, on sam się uśmiecha szeroko, cieszy się. Teraz moja kolej. Czekam czując jak zaczynam powoli się stresować. Widzę swoje zdjęcie i... telewizor gaśnie. Wszyscy patrzą się zdziwieni nie wiedząc o co chodzi. Ekran znowu wraca, a na nim pojawia się fotografia chłopaka z Piątki.
 - O co chodzi? - pytam zdezorientowana.
 - Może to tylko przerwa w dostawie prądu... - odzywa się niepewnie Reuel.
 - Światło nie zgasło. Co zrobiłaś? - wzdycha Marii.
 - Ja? Nic... - kłamię. - O co chodzi? Czemu tak się stało?
 - Nie wiem, ale jest źle.
 - Czemu?
 - Trybuci nie wiedzą jaką dostałaś ocenę, więc będą woleli nie ryzykować i zabić cię na początku, z kolei sponsorzy nie będą skłonni stawiać na niewiadomą!
 - Sprytne - uśmiecham się lekko sama do siebie.
 - Lily! - piszczy Zora.
 - Co?
 - To decyduje o twoim życiu i śmierci! Jak możesz tak beztrosko do tego podchodzić?!
 - Za to wy za bardzo panikujecie - wzdycham cicho - Poradzę sobie. Poradziłam sobie podczas powstania to i teraz dam radę.
 - Co zrobiłaś? - powtarza Marii.
 - Jestem zmęczona - wstaję i wychodzę. Nie idę do siebie. Jadę windą na dwunaste piętro. Zauważa mnie mentorka dystryktu górniczego. Krzyczy i zaczyna coś piszczeć, ale olewam to. Nie odzywając się ani słowem idę na dach. Siadam przy barierce i wpatruję się w Kapitol. Sama nie wiem już co robię, co się dzieje. Jest mi... smutno... Potrząsam głową. Czemu miałabym być smutna? Jedziesz na śmierć! To najprostszy z powodów!  śmieje się ze mnie cichy głos w mojej głowie A zamiast próbować zwiększać swoje szanse na przeżycie, wszystko psujesz. Wszystkich zawodzisz. Prycham cicho.
 - Gdyby mnie to jeszcze obchodziło!
 - Jak wyniki?
  Odwracam się zaskoczona. Bastian. Siedzi parę metrów ode mnie. Wstaje, podchodzi i opada na ziemie obok.
 - Nie widziałeś? - pytam cicho.
  Kręci przecząco głową patrząc przed siebie na Kapitol.
 - Nie ważne - prycham - Nie mieliśmy być dla siebie martwi?
 - Ja i tak już jestem - uśmiecha się lekko.
 - Wybacz, chcę pobyć sama - mówię wstając - Lepiej się ze mną nie zadawaj. Możesz wypaść z sojuszu.
  Bastian nic nie odpowiada, uśmiecha się tylko szerzej.
  Już oszalał. A może to ja oszalałam? Zawsze byłaś szalona. Odwracam się zirytowana i idę do windy. Zjeżdżam na piętro i idę do swojego pokoju. Zamykam za sobą drzwi na klucz. Jestem zbyt zmęczona, by móc myśleć o tym wszystkim. Idę spać.
***
   Gdy budzę się, jest już 9. Wstaję i szybko się ogarniam. Dzisiaj ostatni dzień. W ogóle nie czuję się przygotowana do jutrzejszego wyjścia na arenę, ale chyba nigdy nie będę. Wzdycham cicho i wychodzę. Od razu idę na śniadanie. Wszyscy już tam są. Nawet Marii i jakiś dziwny mężczyzna w jaskrawozielonym kombinezonie. Domyślam się, że to Kird. Zora patrzy się na mnie z naganą, gdy siadam bez słowa do stołu i zabieram się za jedzenie.
 - Dzisiaj wieczorem będą przeprowadzane rozmowy z Tarmentem - odzywa się Marii - Spędzicie trochę czasu na przygotowanie się do nich. Lilian, po śniadaniu pójdziesz z Wertem, Reuel z Zorą. Potem zamiana.
 - Nie możemy razem być przygotowywani? - marszczę brwi.
 - Nie - odpowiada krótko moja stylistka.
  Wzdycham ciężko. Nie chce mi się z nikim dyskutować, więc milknę. Dokańczamy w milczeniu śniadanie i idę z Wertem do jego gabinetu. Mężczyzna siada na fotelu i wciska jakiś przycisk na małym pilocie.
 - Siadaj - uśmiecha się drwiąco - Nie radzę ci się na mnie rzucać - pokazuje przestrzeń dookoła siebie - Bariera siłowa.
  Prycham cicho z pogardą i zajmuję miejsce naprzeciwko niego. Krzyżuję ramiona.
 - Myślisz, że MI sprawia przyjemność siedzenie tu z tobą? - śmieje się kpiąco.
 - Więc darujmy to sobie. Po co w ogóle masz się starać żebyśmy przeżyli?
 - Wiesz dlaczego? - pochyla się w moją stronę patrząc mi prosto w oczy - Naprawdę chcesz wiedzieć dlaczego?
  Kiwam głową.
 - To proste - rozsiada się wygodnie na fotelu z tym swoim kpiącym uśmiechem. - To gra. Powstały zakłady. O potężne pieniądze, naprawdę ogromną fortunę. Zakłady pomiędzy mentorami. Z którego dystryktu trybut zwycięży, tego opiekun wygrywa. W przypadku podwójnego zwycięstwa państwo dokłada drugie tyle. Mentor wygranego dystryktu stanie się jednym z najbogatszych obywateli Panem... jak nie najbogatszym.
  Zatyka mnie. Nie wiem co powiedzieć.
 - Powinnaś się chyba cieszyć, że mam motywację, by cię ocalić - mówi drwiąco. - Żeby WAS ocalić. Na początku chciałem, by sam Reuel wrócił do domu, ale przewidział to i zagroził, że gdy zginiesz, on od razu sam się zabije. Więc rozumiesz, że musisz przeżyć.
 - Ty... ty... - brak mi słów, zrywam się gwałtownie z miejsca. - Gdyby nie ta pieprzona bariera, już byś nie żył!
 - Nie wątpię, księżniczko.
 - Nie zwracaj się tak do mnie!
 - A ty się uspokój.
 - Chyba sobie kpisz! To wszystko, to... to... to jakaś paranoja!
 - Było się nie buntować. Podcinanie gałęzi, na której się siedzi do głupota.
 - Chyba, że gałąź jest w klatce, a pod nią masz obietnice wolności! - krzyczę i wybiegam w złości.
  Wpadam wkurzona do salonu. Reuel i Zora patrzą się na mnie zaskoczeni.
 - Już? - pyta Kapitolinka.
 - Już - warczę cicho.
 - Widzę, że styliści będą mieli dużo czasu na przygotowanie waszego wyglądu podczas rozmowy - wzdycha. - Chyba, że Reuel wytrzyma trochę dłużej z Wertem.
 - Postaram się - mój przyjaciel uśmiecha się lekko i wychodzi.
  Opadam na fotel naprzeciwko Zory.
 - Aż tak źle? - odzywa się cicho normalnym głosem.
 - Nie pytaj nawet - odwracam wzrok w stronę okna. - Zakłady mentorów - prycham.
 - Przynajmniej będzie się starał utrzymać was przy życiu. I pewnie utrzyma, Lily. Gdy Wert coś sobie postanowi, to to musi się udać. Na wasze szczęście postanowił, że wygra ten zakład, łącznie z zapłatą od państwa.
 - Mam gdzieś ten jego cały zakład! Poradzę sobie sama.
 - Nie wiesz tego. To pierwsze igrzyska, nie wiesz nawet czego się spodziewać po arenie, nie wiesz czy znajdziesz wodę, pożywienie, schronienie... niczego nie wiesz.
 - Starczyłaby mi twoja pomoc - mruczę cicho pod nosem.
 - Nie mam takich znajomości jak Wert. Zostawmy już to, on i tak ci pomoże. Teraz... - Zora zniża głos do szeptu. - Musisz wiedzieć, że podczas tej rozmowy twój ojciec i wszystkie inne bliskie ci osoby będą oglądać to w telewizji razem ze Strażnikami Pokoju, którzy usłyszawszy chociaż jedno buntownicze słówko z twoich ust od razu ich aresztują.
  Zamieram. Odzywam się dopiero po chwili.
 - Skąd to wiesz?
 - Nie ważne, ktoś mnie ostrzegł. Uważaj, Lily, bo na arenie będziesz walczyć nie tylko o swoje życie, a po powrocie do domu ta walka wcale się nie skończy.
 - Czemu? - pytam cicho spuszczając głowę. - Czemu to mnie spotyka?
 - Myślę, że znasz odpowiedź na to pytanie - odpowiada Zora. - Przeżyłaś ostatnią rzeź Kapitolu, uciekłaś przed wymordowaniem powstańców na dworcu.
  Patrzę się na nią zdziwiona, a ona śmieje się cicho, smutno.
 - Myślałaś, że o tym nie wiem? Czy może, że Kapitol tego nie odkrył? Na tym świecie nie ma tajemnic, a na pewno nie dla Kapitolu. Przecież domyśliłaś się, że losowanie wcale nie było przypadkowe. Myślałaś, że dadzą ujść z życiem rebeliantce, która uratowała się z ostatniej rzezi powstańców i oglądała na własne oczy ich klęskę? Rebeliantce, a do tego siostrzenicy Moore'a. A właściwie powinnam powiedzieć, Roberta.
  Wpatruję się w nią zszokowana.
 - Skąd... skąd o tym wiesz?
  Uśmiecha się lekko.
 - Wiem, bo muszę wiedzieć takie rzeczy, by pomóc ci przeżyć.
 - Wiesz, bo od lat przekazujesz informacje z Kapitolu do dystryktów - mówi beztroski kobiecy głos zza moich pleców.
  Obracam się. Marii siada w wolnym fotelu obok.
 - Zora Sanger to autentyczna osoba. Porwana przed powstaniem przez rebeliantów i zastąpiona NIĄ. Jej prawdziwe imię to Doris. Mnie przedstawiła jako swoją stylistkę. Po walkach nie udało nam się wrócić do dystryktu, więc zostałyśmy tu i ciągle informujemy o sytuacji w Kapitolu. Jak widać dobrze się stało, bo dzięki temu wiecie o wiele więcej o igrzyskach i macie większe szanse na przeżycie.
 - Obie jesteście z Czwórki?
  Marii przecząco kręci głową.
 - Doris jest z Szóstki, ale całą akcją kierowała Czwórka, dlatego wszystkie informacje były przesyłane do tego dystryktu.
 - Ciekawe...
  Wszystkie trzy odkręcamy się natychmiast. Przerażona widzę stojącego w drzwiach Werta.

*****
No i jest kolejny rozdział... Jeszcze z jeden, dwa i rozpoczynamy igrzyska :D
Nie wiem czy nie za bardzo to wszystko przedłużyłam... czy nie odwlekam za bardzo rozpoczęcia igrzysk :p
Rozdział mógł wyjść mi troszkę nudny, ale, jak każdy, jest mi potrzebny do dalszej części opowiadania.
Mam nadzieję, że jeszcze się nie zniechęciliście, a jeśli tak, to naprawdę jest mi przykro, ale odnalazła się tylko mała cząsteczka mojej ukochanej weny i natchnęła mnie jedynie do napisania kawałka zakończenia całej tej historii, który serio, wydaję mi się, że wypadł całkiem dobrze ^_^
Pozdrawiam wszystkich i, jak zawsze, proszę o komentarze. Piszcie wszystko co uważacie, może być zwykłe "fajne/nie fajne", ale proszę, piszcie, bo wasze słowa naprawdę mają wpływ na to opowiadanie, a mi zależy na waszych opiniach. 
Dziękuję jeszcze raz za wszystkie nominacje i wasze komentarze ^_^
I niech los zawsze wam sprzyja! :>

26 komentarzy:

  1. Dla mnie bomba!! ; D

    OdpowiedzUsuń
  2. Piszesz wspaniale!!! Czekam na więcej i mam nadzieję, że nie zrezygnujesz tylko dociągniesz tę historię do końca. :) PS. Śwwietny pomysł z napisaniem o pierwszych igrzyskach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo Ci dziękuję ^_^ oj, nie zrezygnuję na pewno, o to akurat nie ma się co martwić ;>

      Usuń
  3. Według mnie nie przeciągasz i rozdział nie był nudny. Wypadł nawet lepiej niż "całkiem dobrze". I wiesz co? Nie zniechęciłaś mnie. ;)
    Lily namieszała z tym pokazem i mam nadzieję, że zrobi to ponownie. W końcu to rebeliantka. Nie może się poddać.
    Wert niezmiennie mnie irytuje. Co za człowiek, ja się pytam?
    Zaskoczyłaś mnie trochę z tą końcówką. Nie spodziewałam się czegoś takiego.
    Na początku chciałam, aby Lily wygrała, ale teraz sama nie wiem. Niby wygra, ale to życie potem byłoby przecież straszne. Aż nieprzyjemnie mi o tym myśleć.

    Życzę Ci, aby wena powróciła i to w pełni. ^^
    Pozdrawiam, Awena II.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci bardzo ^_^ a Wert, cóż... odegra jeszcze sporą rolę ;>
      Cieszę się, bo lubię zaskakiwać :D
      oj, Lily nigdy się nie podda, jest zbyt uparta ;p

      Usuń
    2. "oj, Lily nigdy się nie podda, jest zbyt uparta" - i to mi się podoba najbardziej. Moja krew. xd

      Usuń
  4. Lewiatan przybywa i komentuje. Mam paskudny humor, ale trochę mi się poprawił, po przeczytaniu rozdziału.
    Lily powinna być sprzedawana na receptę, bo świetna z niej dziewczyna. Potrafi walczyć o swoje i to mi się podoba. Moja krew! Normalnie dumna z niej jestem ^^
    Wert i zakłady. Temu nie chce zabić Lily. Cóż, zawsze to jakaś gwarancja, że utrzyma się dziewczyna przy życiu, dostanie pomoc i ogólnie nie zostanie zostawiona sama sobie. Teraz powiem coś dziwnego, ale zaczynam lubić Werta.
    Wcześniej bym nie pomyślała, że tak się stanie, a tu niespodzianka! Facet jest zdecydowany, wie czego chce i cóż... ma zamiar zostać najbogatszym człowiekiem w Panem. Dla mnie bomba.
    No i wszystko się posypało! Lily dowiedziała się o co chodzi, końcówka dała trochę informacji, ale przylazł Wert i teraz dupa blada, że tak powiem. Zakapuje Zorę? Stanie się jej krzywda, czy może od razu zostanie zabita. Chyba że... chłopina będzie siedział cicho i próbował coś dla siebie ugrać.
    No, ale ja tu snuję teorie spiskowe, ale nie o to chodzi! Ja już się zamykam.
    Pozdrawiam i czekam na następny.
    A!, mam nadzieję, że wena całkowicie się odnajdzie, bo ja swojej szukam przez kolejne opowiadanie. Może to coś pomoże.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Musiałam coś wymyślić, żeby pomóc Lil utrzymać się przy życiu, ale żeby Wert nie pomagał jej bezinteresownie :p on odegra jeszcze sporą rolę w tej historii, ale... wszystko w swoim czasie ;D
      Może weny wrócą z wiosną... zawsze trzeba mieć nadzieję ;> kolejne opowiadanie? już zaczynam szukać! ^_^

      Usuń
    2. No i dobrze wymyśliłaś. Czekam teraz na arenę i pierwsze krwawe morderstwo.

      Usuń
  5. Jak ten Wert mnie wkurza! Ale rozdział bardzo fajny!

    OdpowiedzUsuń
  6. Wert jest... Avvv! Snow lepszy, ale Wert jest niczego sobie :3
    Podoba mi się to jak wykreowałaś Lily i to, że tam gdzieś plącze się Bastian :> I to, że wynalazłaś sposób, żeby Wert próbował oboje utrzymać przy życiu.
    Ta końcówka była... Zaskakująca. Już samo to, że pół ekipy łącznie z trybutami to rebelianci wywołał efekt "Wow O.O" a to, że zaraz potem przyszedł Wert sprawiło, że "Wow O.O" zmieniło się w "Ojenyjenyjeny :D"
    Będzie szantaż? :>
    Uuuu! Już niedługo arena!!! :D Jejjjj! Czekam z niecierrrpliwością na (mam nadzieję) obfity rozlew krwi. :D
    Uradowana i zachwycona - Kraken :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ^_^ Chciałam trochę zaskoczyć na koniec, cieszę się, że mi się udało ;)
      ja już się sama nie mogę doczekać wyjścia na arenę, gdy będę mogła spokojnie w końcu kogoś zabić! :D

      Usuń
  7. Genialna końcówka, chcę następny :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :> postaram się dodać w święta jakoś ;)

      Usuń
  8. Nie zniechęciłaś, wręcz przeciwnie. Świetnie wyszła Ci ta 'słowna potyczka' z Lily i Wertem, szkoda tylko, że przed rzuceniem się na niego Lily powstrzymała bariera. Pocieszam się myślą, że gdyby nie ona, Wert nie byłby już taki zadowolony z siebie. :D A ta końcówka... Mam nadzieję, że Wert nie naskarży na nich, bo będą mieli wieeelkie kłopoty.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki ^_^ oj, nie byłby, nie był :D
      A to już przekonamy się w następnym rozdziale ;>

      Usuń
  9. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  10. Super. Czytam Twojego bloga od samego początku i niedoczekaniem czekam na następne rozdziały. Życzę dużo weny. ; D
    Tymczasem zapraszam do siebie http://za-glosem-kosoglosa.blogspot.com/ ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo ^_^
      Teraz niestety nie mam praktycznie czasu, ale jak tylko znajdę go trochę to od razu wpadnę do Ciebie :>

      Usuń
  11. Świetny rozdział. Trzymam za cb kciuki i życze weny.
    Qwantini

    OdpowiedzUsuń
  12. Rozdział PRZEŚWIETNY, nie ma innego określenia

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy komentarz c: one naprawdę bardzo pomagają w prowadzeniu bloga
I proszę o niespamowanie pod postami :) do tego jest zakładka SPAM